Widzieć raz jeszcze, ale nie Neapol

Na wschód ja zawsze patrząc mym zwyczajem,
Nie mogę z własnym rozdzielić się krajem,
Kędy się z każdą weseliłem rzeką
I z każdą duszą znaną czy nie znaną,
Z tymi gwiazdami, co po niebie cieką,
I z tym słoneczkiem, co przychodzi rano.
Hej! hej! złudzenie, wszystko wiatr rozchwyca:
Nie do poznania twoja okolica.
Chata zgorzała; za wyciętym lasem
Strumień żałośnie szemrząc: wysechł z czasem;
Ludzi nierówne rozdzieliły losy,
Jednych zła dola, drugich wiek pozmiatał;
A w kochającymi słuchu wciąż brzmią głosy,
Z którymi duszę w młodych dniach pobratał.
Ha! taka dola; więc po krótkiej chwili,
Gdy myśl jak owad wraca naprzykrzony,
Niebo rodzinne sercu się przymili.
Piosenka, krzyczek, oddalone dzwony
I szum powieje od sosny żywicznej -
I rób ty. co chcesz, nie odpędzisz czaru,
I tak byś zapić chciał wody kryniczncj,
I tak ogłuszcć się od tego gwaru!
Ojczyzna moja jeszcze mnie posłucha,
Gdzie? kto? jeżeli znajdziesz, będzie sztuka.
Kto? A to gołąb, co pod daszkiem grucha,
A to kukułka, co w brzezinie kuka,
I człek mnie dobry przygarnie do siebie,
Że i nie będę chadzał po proszonem.
Piosnka zostanie przy dziecka kolebie,
W polu nad sierpem, w chacie nad wrzecionem.

Czytaj dalej: Dwa dęby - Teofil Lenartowicz