Dziewczyna z Nemi

    Nad górami, nad jeziorem,
Nad kasztanów ciemnym borem,
Ku miasteczku na skał grzbiecie,
Skąd strach spojrzeć w przepaść w dół.
Z Rzymu w jedno rano, w lecie,
Pracowity niósł mnie muł.

   Za mną mulnik szedł z Genzano,
Było cudnie, chłodno, rano,
Toż wesoło szła rozmowa,
Lekkim wiatrem szumiał las,
A gdy obu brakło słowa,
Podpomagał Torkwat Tass.

   Mulnik śpiewał swą canzonę,
Jam uderzał w dumań strunę,
Tak mijając czarne młyny,
Gruzy, co się sępią tam.
Od ruiny do ruiny
Wjeżdżam w mury miejskich bram.

   Pusta była ta mieścina;
Jeden Bachus, bożek wina,
Swą rozciągał nad nią władzę,
Girlandami piął się bluszcz;
Kędy okiem poprowadzę,
Wszędy cienie rzymskich puszcz.

   Pod bramami, gdzie Madonna,
Wiązka kwiatów leży wonna,
Jeszcze pełna rosy świeżej.
Piękna ziemia, dobry lud;
Kto nie wierzy - to uwierzy
W cuda serca, w ziemi cud.

   Och! zapewne piękna była,
Co ten wonny wianek wiła.
I tak myśląc, do gospody
Obróciłem z wolna krok,
Aż dziewczyna, cud urody,
Olśniła mi blaskiem wzrok.

   Gdybyż w takiej paść ramiona!
Lecz w tej chwili inna struna
Poojczystym brzękła żalem,
Przypomniała, kto ja zacz;
I mych braci za Uralem
Usłyszałem ciężki płacz...

   I minąłem - różę białą:
Ot, gdyby mnie na to stało,
Dla czarownej tej istoty
U Madonny jasnych nóg
Trzewiczek bym rzucił złoty -
Że to niby dał jej Bóg.

Czytaj dalej: Dwa dęby - Teofil Lenartowicz