Strofa alcejska

Autor:

Twarda nas droga wiedzie na Helikon;
 Duch, w którym tli się ogień Apollina,
 Ma tysiąc walk i morze krwi,
 Zanim osiągnie cel ostateczny.
Nie tyle jęku w łunach Kartaginy,
Nie tyle modłów słychać w Jeruzalem:
 Nie tyle łez wylewa mąż
 Nad grobem swojej drogiej małżonki;
Nie tyle kropel głąb ma Atlantyku,
Nie tyle trawy step ma Ukrainy,
 Nie tyle zdrad miłości kwiat,
 Ile ma cierpień dusza poety.
Bywają straszne chwile, że barbiton
Niby zaklęty ci milczy, chociażbyś
 Nerwami — łzą — serdeczną krwią
 Błagał o jedną iskrę natchnienia.
Niebezpieczeństwa pełna to żegluga,
Wirów nieznanych pełny ten ocean,
 Co wiedzie nas na święty szczyt,
 Gdzie tryska pieśni zdrój nieśmiertelny.
Straszliwy nieraz wyje tam hurrikan,
W głuchej pustyni błądzisz jak beduin,
 Pod którym padł wędrowny koń
 I oto stoisz w piasku gorącym.
Błyskawicami niebo płomieni się,
Powietrze gromów huczy ci muzyką —
 I zda się padasz — padasz w głąb
 W piaski Sahary, w toń morza chłodną.
Lecz nie rozpaczaj! Jeszcze przebudzi się
Duch, co pozornie już umarł. Wierzaj mi,
 Że mannę niesie wicher puszcz,
 A w głębi morza kryją się perły.
Zaprawdę, ani groźny żar Afryki,
Ni burze morskie, ni zimny Akwilon,
 Nie będą ci jak grobów mrok,
 Lecz jak ognisko, skąd pieśń wytryska.
Życie poety — wielka to nauka:
Burza — cierpienie — pieśń. Owo Stezychor —
 Poeta grecki — stworzył chór,
 Co owym rytmem dźwięczał troistym.
Szła naprzód strofa burz — i antistrofa
Jęku i cierpień. W końcu zaś epodon —
 Spoczynek — cisza — słodka pieśń —
 Pieśń, gdzie poeta streszcza swą duszę.
O sny promienne! znów mi wróciłyście,
Gwiazdy mych rojeń, znów mi błysnęłyście!
 I czuję znów serdeczny żar,
 Co gore we mnie nowem natchnieniem.
Zapada wieczór. Ptaki zamilkły już.
W ciszy mnie woła tajemny głos jakiś:
 O zbudź się, zbudź! Znękany duch
 Niechaj cierpieniem zyszcze potęgę.
W gaju mi elfów śpiewają tysiące,
Coś mi szeleszcze — szepcze mi — szemrze mi —
 I ową śmierć, co we mnie tkwi —
 Głos mi tajemny budzi do życia.
Chociaż promienie słońca zagasły ci,
Znękany duchu, wstań jako Wyrwidąb...
 I wolą swą zapory złam
 I idź do celu — niepokonany.
W duszy twej skarby Peru i Meksyku!
Obyś je wcielił w muzykę! Obyś je
 W marmury słów i tonów spiż
 Na złotostrunnej uwiecznił lirze.
Samotny jesteś w braci twych ogóle —
I nieraz głucha, leśna okolica
 Od obcych, zimnych, ludzkich dusz
 Bywa ci czulszą i pokrewniejszą.
Zamkniętą w sobie jest rzeczpospolita
Sztuki. Na darmo pulsuje krew nasza,
 By przelać żar swej pieśni w tłum:
 Pieśń samotnica brzmi jako w puszczy.
Myśl nasza własna, marzeń Empireum,
Niech wieżą z kości słoniowej będzie nam.
 Więc śpiewaj tam — samotny, sam,
 Nie bacząc, czyli tłum ciebie słucha.
Wszystko jest próżnią, powiada Kohelet,
Lecz nie jest próżnią boska potęga ta,
 Co z piersi twej wydziera hymn,
 Bo wszystko przetrwa moc nieśmiertelna.
Choćby minęło siedemkroć siedemset
Cyklów wiekowych; choćby atmosfera
 Zagasła; choćby runął świat:
 W treści wszechrzeczy pieśń pozostanie.

Czytaj dalej: Lilith - Antoni Lange