Dumanie nad Horyniem

I.

Dokąd płyniesz Horyniu? skąd płyniesz? dla czego?
Kto ci zakreślił drogę przez bory i smugi?
Kto podsyca twe wody, że dzień i noc biegą?
I kiedy przecie skończysz bez celu bieg długi?
Czyżbyś nie wolał tutaj, przy tej kępie w koło,
Stać sobie i napróżnym nie trudzić się biegiem,
Z warkoczem wierzb i lilij swawolić wesoło,
I pocichu rozmawiać z wiatrami i brzegiem?
Czybyś nie wolał w pięknym Horodźca ogrodzie,
Między klombami przesuwać się z cicha?

O! w Horodźcu tak miło i ludziom i wodzie,
Powietrze, ziemia, taką przyjaźnią oddycha,
Że ja gdybym był tobą, tambym się obrócił,
Popłynąłbym i został i więcej nie wrócił.
A ty mi tylko cichym szmerem odpowiadasz
I wstydzisz się zapewne, że jak człek niestały,
Nie rad z tego, co posiadasz,
Płyniesz dalej — Lecz któreż brzegi cię wstrzymały?
Ty płyniesz jak my żyjem — Cóż nas zaspokoi?
Nas szczęście nie zatrzyma; szybkiej wody twojej,
Drzewa i łąki gdy się w zieloność umają,
Kwiaty, parowy, tamy wszak nie zatrzymają?
O! i my tak płyniemy w nieznane krainy,
I nas nic nie uwięzi, nic nas nie zatrzyma!
Ani chatka rodzinna, majowe doliny,
Ni przyjaciel, ni dziewczę z czarnemi oczyma!
Zawsze pragniemy więcej — Jestże to nam znakiem,
Że z jednakowym biegiem z dążeniem jednakiem
Wpadniemy w oceany — padniemy — i zginiem!


II.

I tu śmierć! i tu mogiły!
Gdzież ich niema? — Ziemia cała
Jeśli gdzie kości nie były
Krwią się lub łzami oblała!

A wszędzie ludzkie cierpienia,
Na jej powierzchni leżą, lub spoczęły w łonie —
O! gdybyż z tego nasienia
Owoc szczęścia prawnuków mogły zbierać dłonie!
Bógdajby! Ale ludzi nieodmienią lata.
Będą się bić jak bili, płakać jak płakali,
Na grobach groby będą podwójne sypali,
Będą płakać i błądzić do skończenia świata! —

Tu kurhan za kurhanem — pamięć lat żałoby,
Straszna pamięć Boskiej kary —
Skinął Bóg — pola, domy, sady i obszary
Wszystko zmieniło się w groby — !

Jeszcze dziś kości Szwedow śpią z mieczami w dłoni,
A nad ich głową zamiast grobowego krzyża,
Sosna czoło podniosła, gałęzie uniża
I niema litościwa mogiłę ich chroni.

U nas wszystko gościnne, jak Sławianów ludy,
U nas i ziemia wrogom, co ją pustoszyli,
Nie odmówiła grobu, gdy w skonania chwili,
Grobu tylko żądali za blizny i trudy. — — !


III.

Jeszcze jeden pagórek nadedrogą mały —
Mniejszy, młodszy od Szwedzkich stoletnich kurhanów,

Na nim gałęzie suche i krzyżyk zbutwiały —
To mogiła! Przechodniu chwilę się zastanów. —
Może masz łzę do zbycia, lub chcesz westchnąć z cicha,
Złóż tu łzę i westchnienie na nieznanym grobie
Rzadko tu kto z przechodniów zapłacze, powzdycha,
Jadą — idą — lecz każdy z nich myśli o sobie;
Nikt nie chce śmierci wspomnieć, bo się śmierci boi
I choć czyja powieka we łzy jest bogatą —
Nie zapłacze — Łez szkoda! nie jedna ukoi,
Własnego serca żale nad bolesną stratą. —

A u ludzi nic darmo — I na ich też grobie,
Zapłaczą chyba krewni, że nic niedostali,
Że nieboszczyk sam tylko pamiętał o sobie —
Zapłaczą, przeklną cicho — i wędrują dalej.

My westchnijmy u flisa biednego mogiły
Wszak i on był człowiekiem! Jego wszystkie lata,
Pracą tylko niewdzięczną i cierpieniem były —
I cóż za te ofiary pozyskał u świata?

Żyjąc litościwego nie znalazł nikogo,
Gdy tonął do ratunku nikogo nie było —
Po śmierci ciało jego rzucili nad drogą,
I niema nawet komu westchnąć nad mogiłą!! —

Czytaj dalej: Zima - Józef Ignacy Kraszewski