*** (W ciszy nocy głos bije aż do niebios progu...)

Autorka:

W ciszy nocy głos bije aż do niebios progu:
 — »Dopókiż przestępce ducha,
W purpurę form odziani, bluźnić będą Bogu?
 Pókiż synowie ciemności
Będą wodzami ludów na drodze do słońca?
 I pókiż rzesza skalana
Między ofiarnikami stać będzie ludzkości,
 U przenajczystszych ołtarzy?«

W ciszy nocnej głos pomsty bije aż do Pana,
 A noc w zadumie go słucha,
Srebrna od łez, od westchnień ziemi cała drżąca...
 A nad jej czołem się żarzy
Gwiazda, jako dyament w szafirów oprawie...
 — »Zawezwę przed twoje sądy
Zbrodnie wielkich, co jadem przegryzły oblicze
 Uciśnionej twojej ziemi...
Jak śniegiem rozsypane, zaraźliwe trądy
 Przed majestat słońca stawię,
Po imieniu nazowię i liczbę wyliczę
 I wypiętnuję nazwisko
Jaszczurczego rodzaju, co nieprawość swoję,
 Jako na brudne śmiecisko,
Na dzieło ręki Twojej wytrząsa wzgardliwie...
 Ty sprawiedliwość czyń z niemi!«
Głos pomsty w ciszy bije aż do niebios proga,
 Dziwne jakieś niepokoje
 Rozwiewają oddech nocy...
Mgły białe, jako duchy, niosą się pierzchliwie,
 Gnane podmuchem przemocy...
Jakaś tęskność, omdlenie i ucisk i trwoga,
 Ogromną skargę milczenia
 Rzuca w niebo pełne cienia,
Pod którem ziemia leży, jak lutnia strzaskana.

W ciszy nocy głos pomsty bije aż do Pana:
 — »Oto człowiek, co w dni owe
Z potu i łez sług swoich utkane bogato
 Nosił szaty szkarłatowe
I łoże snu swojego przykrywał makatą
 Z łez i potu sługi swego.
A kiedy ten zachorzał i nie mógł, omdlały,
 Zarobić chleba czarnego,
Pan z mizernej zapłaty odliczył grosz mały,
 Aby się więcej zbogacił,
I nędzarzowi grosza tego nie dopłacił.«

Wiatr powiał — i od ziemi poniósł jakieś szumy
 I nieukojone żale...
Lekkich, mglistych oparów rozwichrzone tłumy
 Wstają — i biją, jak fale,
O zamknięte podwoje milczącego nieba...
 Zmieszane słychać wołanie,
Jakoby głos pacholąt: »Chleba, ojcze, chleba!..«
 A w nędznej, zapadłej chacie,
 U Hjobowego barłogu
Drży gromniczny ogarek w miesięcznej poświacie,
Krwawe łuny rozwodząc po wilgotnej ścianie...

 — »A oto jest człowiek, który
Głosi, iż miłosierdzia Pan chce, nie ofiary...
 I wielbi mądrość natury,
Co wylała nań hojnie wszystkie swoje dary,
 A nędzę stworzyła na to,
Aby, bóstwu podobny, mógł pełnić na ziemi
 Miłosierdzie nad biednemi.
 Lecz gdy o wieczornej porze
Zaszła mu krok w ciemności płacząca sierota,
 Okryta nędzy swej szmatą,
Iż żaden głośny chwalca cnoty za garść złota
 Jałmużny jego nie liczy,
Rzecze z szyderstwem krwawem i pełnem goryczy:
 »Niech cię śmierć rychła wspomoże!« —
A wyrzekł to w obliczu natury — i Boga!
 A gwiazda, ze zgrozy zbladła,
Widziała, jak sierota, chwiejąc się, upadła...

Głos pomsty bije w ciszy aż do niebios proga...
 A noc stroskana go słucha,
Dyademu swojego gasząc blaski drżące,
 Aby o śmierć tego ducha
Nie pytała jej zorza, świt biały i słońce.

 Ucichło w powietrzu łkanie,
Jako piersi zmęczonej długim, ciężkim płaczem,
 Opadły lekkiej mgły szarfy,
Głos pól i chat w westchnieniu rozwiał się echowem.
 A pokąd cisza ta trwała,
Ludzie senni marzyli o wiecznym pokoju
 I o obfitości ciała
I mówili: »Spokój nam, iżeśmy dożyli
 Tej błogiej spoczynku chwili,
Iż umilkły jęczących skargi już na wieki«
 I zamykali powieki.
Lecz przyszedł wicher mocny i zatrząsł świat, zaczem
 Powstało w górach wołanie,
Jakoby ducha, co się obwołuje słowem,
 Na wiecznych lodów strażnicy.
I uderzyły morza w srebrne swoje harfy
 I zakipiała mórz piana...
I porwały się rzeki skrzydłami mokremi,
 Każda ze swojego zdroju,
Aby szły, płacząc łzami, po łanach tej ziemi...
 A jako głos nawałnicy,
Co bije w organ, pełen skrzydlatych płomieni,
 Podniósł się wskróś nocnych cieni
Głos pomsty — i uderzył o tron niebios Pana.

Czytaj dalej: Ojczyzna moja - Maria Konopnicka