Do Boga (Jakaż to nuża...)

Jakaż to nuża wisi nade mną
Ciążąca zmysłom, leniwa?
Próżno zasłonę przedzierani ciemną,
Próżno się rozkosz ożywa.
Ta rozkosz, której obudzony duchem
Szumi wiatr miły, śpiewają ptaszęta.
Oto dzień błysnął i powszechnym ruchem
Hołd niesie słońcu czułość nim ujęta.
Podnieś się, duszo! podnieś, ale ona
Sobie samej zostawiona.

Boże! nie czuje gnuśności bryła,
I Ciebie nie zna bez Ciebie.
Tchnąłeś! aż ogień i duch, i siła,
Aż oto latam po niebie.
O! któż ten lazur oświecił naokoło,
Niezmierny lazur, misternie sklepiony?
Któż, jeśli nie ty? twoich to dzieł czoło
W tysiączne światów śmieje się przegony.
Twoja to przestrzeń, po której bez końca
Buja złoty okrąg słońca.

Kędyż noc nasza? gdzie księżyc blady,
Co z chmury w chmurę zapadał?
Gdzie ów Oryjon, co nam z Plejady
Groził klęsk tyle i zadał?
Zniknęły razem w szczęśliwej pogodzie,
Hojność je twoich stłumiła promieni.
Obyś tak chwałę po naszym narodzie
Rozlał, jak światło po niebios przestrzeni.
Oby na wszystkie i on ziemi końce,
Jak to twoje świeci słońce!

Czytaj dalej: Oda do wąsów - Franciszek Dionizy Kniaźnin