Judyt

— »O spiesz się, Abro! rozczesz włosy!
Kosztowną nardu zlej je wonią,
W błyszczące pukle zwiń nad skronią,
Z tyłu w dwie ciężkie zapleć kosy!
Nim słońce zgaśnie, zanim zronią
Górskie jałowce srebrne rosy,
Trzeba nam rzucić bramy miasta:
Co męże nie zdołają, wykona niewiasta...

Już dni dwadzieścia tłum pancerny
W okół szarańczą się rozściela;
Strach przejął dzieci Izraela,
W strachu, patrz! bluźni naród wierny:
»Hej! doczekali my wesela!
Wróg odciął studnie, skrył cysterny,
Gardło pragnienie nam wypieka,
A Jahwe gdzie? Do Jahwy droga zbyt daleka.

Lepiej kolano zgiąć przed wrogiem,
Lepiej przełamać kark w pokorze
I rzec mu: panie! rzec mu: boże!
Pod swych przybytków zdepc nas progiem;
Weź nasze złoto, zajmij łoże,
Na łonie cór używaj błogiem,
Budź się z południa, kładź o świcie,
A tylko nie daj umrzeć, zostaw nędzne życie...«!

O wielki ojcze! władco wielki!
Piorunujące ściągnij ramię,
Co spienia morza, skały łamie,
Co tnie na wiory ceder belki;
W dawnych sojuszów święte znamię
Siłą, co zmienia w zdrój kropelki,
Odwróć od dzieci hańbę nagą,
Ten lud swój wybaw cudem — kobiety odwagą...

Łańcuch mi, Abro, włóż na szyję,
Nad czołem perły zwieś rzęsiste,
Naramienniki daj złociste,
Te, które mają kształt, jak — żmije,
Te, wiesz, tak gładkie, te tak czyste:
Manasse luby — ach! nie żyje! —
Za te klejnoty, za dyadem
Z Parwaim kupcom płacił całem owiec stadem.

Prędzej! o, prędzej! dwakroć traci,
Kto nie korzystał z jednej chwili:
Trawa wnet wzrasta, gdzieśmy żyli,
A gdzie my zwłóczym, spieszą — kaci!
Ciało ostatki niech wysili:
To nic, gdzie słabną siły braci;
Duch niech omdlewa z łez i trudu:
To nic, gdzie łzy przyćmiły jasną duszę ludu!«

∗ ∗
A przed wieczorem, nim ze stoków
Gór betulijskich zorze spadną,
Nim pierwsze gwiazdy się przekradną
Przez niebieskawą tkankę mroków —
Obce niewiasty drogą zdradną
Pośród namiotów, zbrojnych tłoków,
Przed szałas księcia wiodą straże:
»To suki dwie hebrejskie, co wódz nasz rozkaże?«

— »Tak! my hebrejskie... Idziem z grodu,
Nad którym boski gniew zawisnął;
Ostatni promyk w niwecz prysnął
Przed ćmą pragnienia, nocą głodu;
Strasznej pewności wąż im ścisnął
Te piersi z głazu, serce z lodu,
Że, zanim nowe spłoną świty,
Jehowa ześle bicz swój, z krwawych klęsk uwity.

Zbiegłyśmy stamtąd potajemnie,
By przed tym biczem schylić czoła —
Cześć ci, co krnąbrne tniesz dokoła!
Cześć ci, co walczysz niedaremnie!
Latorośl mężnych »cześć ci!« woła:
Masz Symeona wnukę we mnie —
Nad Symeona któż był drugi?
To Abra, powiernica, przyjm, panie, swe sługi!«

— »Heah! przynieśćcie w lot puhary,
Postawcie wina pełne kadzie!
Kto pozostaje z Bogiem w zwadzie,
Ten niechaj sypie popiół szary;
Zbyt ciężkie cienie noc pokładzie,
Nim się twych proroctw spełnią czary:
Komu udzielił Bóg oręża,
Ten czasu dość ma jeszcze, ten chwilą zwycięża!

O pij, przepiękna! pij, jedyna!
Aż się rozżarzą czarne oczy!
W te piersi białe niech się stoczy
Skrą każda kropla tego wina!
O pij, aż warg twych kwiat uroczy
Spłonie, jak róża, aż, jak trzcina,
Zadrży ta postać słodkim szałem,
Co wszystkie miesza zmysły, co je więzi — ciałem!

Rozkoszny przejdźcie raj Niniwy,
Asyryjczyków całe plemię:
Nebukadnezar w swym haremie
Czyż taki zamknął skarb, szczęśliwy?
Ten żar tajemny, który drzemie
Tu, w naszem wnętrzu, dziw nad dziwy,
Kiedy go boski wdzięk rozżegnie,
Nie spocznie, aż człek cały płomieniom ulegnie.

Zaścielcie łoże mi purpurą,
Spuśćcie fałdziste w dół dywany,
Które uniosłem z Ekbatany,
Które medyjskim wziąłem córom:
W szmaragd i topaz szmat dzierzgany,
Złoto, co bujnym wprzędły sznurom,
Nieraz źrenicą swego błysku
Patrzały na ich nagość w zwycięzcy uścisku.

Ha!... na Mylittę!... na Baala!...
Nie!... klnę na twoje się bożyszcze,
Że, nim o świcie to poniszczę,
Co zniszczyć Bóg mi twój pozwala,
Nim gród wasz święty zmieni w zgliszcze
Mojej pożogi krwawa fala,
W rozkosznej nocy tej godzinie
Cudniejszą Holofernes zdobędzie świątynię!«

∗ ∗
Rankiem, o rosie, gdy wschód złoty
Uśmiechem niebo rozweseli,
Jakież to plamy na tej bieli,
W którą rozlały się namioty?
Jakiż to popłoch dym ten dzieli,
Co się gęstymi wznosi sploty?
W jakiż to strumień, wrzący, dziki
Rwią, łączą się te jęki, te rozdarte krzyki?

— »O zbudź się, wodzu! wieść przesmutna:
To nasze trzeszczą tak puklerze,
To naszej krwi zapachy świeże
Płyną kłębami, plamią płótna!
Święcili rozkosz twą żołnierze,
Jaka z rozkoszy żółć okrutna:
W snu pogrążonych słodkiej cieczy
Opadli Hebrejczycy tysiącem swych mieczy.

O zbudź się, wodzu, stań na przedzie,
Lubieżne zakończ wieczornice!
Wszak dnia już jasne błyszczą lice,
Nie na miłosne dzień spowiedzie!
O pochwyć miecz swój, włóż przyłbicę —
O wodzu! wodzu! w krwawej biedzie
Oto już reszta daje życie,
A ci jak krzyczą głośno: sława! cześć Judycie!«

Ale napróżno: wódz nie słyszy:
Nie zbudzić wodza czczemi słowy —
Pewnie upaja czar go nowy...
Wpadną do wnętrza dziwnej ciszy, —
A na tapczanie trup bez głowy,
A tu miecz krwią niezaschłą dyszy —
Jak na nieznany znak zaklęcia
Hebrejska znikła dziewka razem z głową księcia.

Czytaj dalej: Przy wigilijnym stole - Jan Kasprowicz