O powinnościach obywatela. Na rocznicę urodzin tegoż książęcia

W dniu, w którym na świat wyjść pozwolono
dziecięciu rodu zacnego,
Ojczyzna, na swe biorąc go łono,
zdaje się mówić:
"Synu, oto są odległe nieba!
Przez cnoty do nich tór prawy.
Często ci w górę poglądać trzeba
i czytać twoje ustawy.

Na cóż ci kiedy może się przydać
ścieżkami chodzić zdrożnemi?
Z tej wysokości wszystko tam widać,
co człowiek robi na ziemi

Oto jest ziemia, która na twoją
w życiu wygodę oddana!
Zawsześ ją winien kochać jak swoją,
z krwią jest twych przodków zmieszana.

Te rozrzucone po niej mogiły
są stare groby twych braci;
kto dla ojczyzny tak podległ miłej,
życia swojego nie traci.

Jam jest Oczyzna! I nie dość tego,
że się nazywasz mym synem,
masz mi poświęcić siebie całego
i nie mazać się złym czynem.

Twoje majątki, życie i zdrowie
jam dobrym prawem dostała -
oddali mi je twoi przodkowie,
gdym między nimi wzrost brała.

Gdy cię zawołam w moim ucisku
do swpólnego z bracią roboty,
niechaj kto inszy biegnie dla zysku,
tobie nagrodą twe cnoty.

Choćby po twoim najlepszym dziele -
zawsze o sobie sądź mało;
nie myśl, jak dla mnie zrobiłeś wiele,
lecz co ci zrobić zostało.

Jeśli złych losów prześladowanie
zdarzy mi ciężkie przypadki,
tyś moim zawsze - w jakim bądź stanie
nie masz się wstydzić twej matki.

Nie rzucaj mojej do śmierci cechy,
tym powołaniom podległy,
by nieprzyjaciel nie miał pociechy,
że matkę dzieci obiegły.

A gdy nie będzie można wypłynąć
w upadku mego godzinie,
jam aż natenczas powinna ginąć,
kiedy ostatni z was zginie!"

Książę, którego pierwszym staraniem
iść tym ojczyzny układem,
który go umiesz wykonywaniem,
który go uczysz przykładem -

kiedyś się rodził, dni pogodniejsze
naszej ojczyźnie sprzyjały;
zaćmiły wszystko burze dzisiejsze,
biją nas słoty dzień cały!

I my też byli jak naród drugi!...
Kiedyś i Polak był panem!
Dziś prawie wszystko poszło na sługi
i ów pan się stał się poddanem.

Przecież ty jeszcze rąk pracowitych
nie spuszczasz w tak złej kolei;
to, coś utracił w losach niezbytych,
szukasz odzyskać w nadziei.

Słusznie cię gniewa marne gadanie
i gnuśnych rada niezbożna,
że twa ojczyzna w takim jest stanie,
że jej ratować nie można.

Jeszcze-ż ostatnich sił nie stradała,
jeszcze jej życia chcą nieba.
Ona nie martwa, ale zemdlała,
trzeźwić ją tylko potrzeba.

Nie okazujesz twarzy stwożonej,
choć czasem serce ból czuje,
aby tym brat twój nie był zgorszony,
co blisko ciebie pracuje.

Im ci ciężaru więcej powierza
naród, tym - zda się - mniej czujesz:
układasz młodzież, ćwiczysz żołnierza
i sprawiedliwość ratujesz.

Szczęśliwość kraju twoim jest celem,
trudność dodaje-ć ochoty.
Bodaj ten nie był obywatelem,
kto tak nie myśli jako ty!

Jakąż nagrodę Ojczyzna-ć daje?
Oto cię kocha wzajemnie:
ona ci wieniec kładąc przyznaje,
żebyś się nie rodził daremnie!

Czytaj dalej: Pieśń wieczorna - Franciszek Karpiński