Sześciokrotne śpiewy poranne

Skąd oni biorą nienawiść? Z małości — ?
Więc gdzie się skrwawił baranek ich wstydu?
Powiedzmy szorstko:
Gdzie była ta rzeź,
Gdzie sami sobie skalpowali czoła?

„Człowiek uczciwy nawet psa się wstydzi” —
Tak przeczytałem w staroświeckiej książce,
A biła północ,
A że nastał świt,
Poznałem z piania niezawodnych hycli.


Oto umiemy, oto nauczeni
Jesteśmy wreszcie: kręcić bicze z piasku,
Wbić tysiąc ćwieków w jedno ziarnko maku.
Córkę piekarza wypiastować z sowy.

I dokładamy do wszystkiego ręki
Czułej jak ręka hodowcy lub gacha:
Do bicza z piasku,
Do ziarenka maku,
Do drew, co płoną w rodzinnym kominku.


A o czym gwarzyć przy rodzinnym stole?
Wuj odpiął skrzydła, że były mu zbędne.
Stryj jeszcze wierzy, a wierzy korzystnie,
Bo wiara stryja przenosi go w góry.

Głód? Gdzieś tam dalej. A zresztą w gazetach
O rozmnożeniu cudownym planktonu
Pisali dzisiaj. O śmierci? W peticie.
Petit jest czcionką wyłącznie dla młodych.


„Lecz ten się wyrwał!” Też będzie wyrwany;
Otóż już wokół rozczyniamy glebę,
Ubrani w szpadle, fartuszki i w słońce,
Skłonni się chwytać, każdy za co może:

Babka za dziadka, a wnuczek za babkę,
Kruczek za wnuczka, zaś Mruczek za Kruczka;
Wiatr za epokę i nozdrza za wiatrem,
I łby do ziemi — i do piasku głowy.


My nie po trupach. My po przemyśleniu
Idziemy w niebo po szczeblach drabiny:
Są z nas Jakuby nie z Ducha, nie z Ojca,
A z przysposobień Ochotniczej Straży.

My nie po trupach. My pozostawiamy
Za sobą tylko ptaki okulałe,
Muchę skrzywdzoną, trawę zadeptaną,
Albo — co chlubne — nowy Dom dla Starców.


Bo twarz mieć trzeba, z którą jest do twarzy.
Nogi w obuwiu. W kalendarzu miłość.
Ojca w szacunku. Alkohol pozatem.
Teściów najlepiej w osobnym mieszkaniu.

Ci, co się dręczą, sami sobie winni —
Ci, co niewinni, ci się nie udręczą.
Choć bądźmy skromni: na niewinność panien
Patrzeć dziś raczej należy przez palce.


Różanopalca. Eos. Ty najlżejsza
Z bogów mitycznych, które tak nas gniotły,
Przyjdź! Nawiej woni w nasze słodkie usta,
Przydajże blasku naszym miękkim grzbietom.

Popatrz przez palce. A my za przykładem
Na świat pójdziemy zwiastować nowinę:
„Dawno umarli przez bogów widziani,
Wiecznie żyć będą widziani przez palce”.


Skąd oni biorą swą pychę? Z litości?
Więc gdzie się skrwawił mój baranek wstydu?
Powiedzmy szorstko:

Gdzie dopadł mnie mrok,
Wilgoć na skale, senność na wilgoci?

— Opowiedz ptaka.
— Dobrze, opowiadam...
Jest teraz w locie statecznym, dokolnym...
Lecz gdy znienacka
Dopadnie go noc,
On niespokojnie śpi na sercu dzwonu.

Czytaj dalej: Lekcja anatomii (Rembrandta) - Stanisław Grochowiak