Do słońca

Promyku słońca, wdzięczny usmiéchu Natury,
 Co przedziérasz czarne chmury,
Wita cię ziemia, witaią swiaty,
 Piesczą zdroie, biorą kwiaty. —

Zimna nawet, twym blaskiem skała uderzona
 Czuć się zdaie w głębi łona,
Dusza iedynie, pełna tęsknoty
 Niema na twoie piesczoty. —

Niegdyś i wemnie radość i roskosześ wzniecał,
 Gdyś mnie luby świat oświecał,
Kiedy miłości świetne pożarem
 Życie niebyło ciężarem. —

Pierwszém twoiém błysnięciem niosłeś mi nadzieię,
 A gdyś przebiegł twe koleie,
Nigdyś ognisty niezagasił wątek,
 Bez miłych dla mnie pamiątek. —

Z tobą tylko Alinę oczy me widziały,
 A gdy nocne cienia wstały,
Musiałem z oczu Alinę zgubić,
 Ach mogłżem ciebie nielubić! —

Widziałeś moie sczęście, widzisz me strapienia;
 Gdy się wszystko w koło zmienia,
Czemuż ty równie pięknie przyświécasz,
 Draznisz smutek i żal wzniecasz.

Twoia piękność i swietność i powabów krocie,
 Nieznośne moiéy tęsknocie,
Noc gdy żałobą ziemie ustroi,
 Smutnym wdziękiem, smutek koi. —

Noc nam obraz nicości wystawia dokładnie,
 Zkąd świat powstał i gdzie wpadnie,
Przestrzega duszę, przyszłość iéy kryśli,
 I nad życie wznosi myśli. —

Promyku słońca, wdzięczny usmiechu Natury,
 Teraz dla mnie skryi się w chmury,
Lecz gdy Alina ciérpieć przestanie,
 Wtedy w moie weydź mieszkanie.

Czytaj dalej: Koguty - Aleksander Fredro