Do *** pod portretem zmarłego syna

O, Matko moja! Niech ci się wydaje,
Że w twojém objęciu ożyłem na chwilę,
Że ten, co kochał, był kochany tyle,
Twój syn, twój Ernest przy twém sercu staje;
Nie by na nowo otwierać łez zdroje
Bo nie oschły jeszcze twoje,
Nie by odświeżyć pamięć méj postaci,
Bo serce Matki pamięci nie traci;
Ale by przynieść droga Matko tobie
Płaczącéj na moim grobie
Ze skarbu wiecznéj dobroci
Kroplę pociechy i kroplę nadziei;
Promyk to święty, co z życia kolei
Po mgłach przyszłości całą wieczność złoci.
O patrz Matko na smętność téj ziemi
Jak burze błędów, występków pioruny
Szmatami w koło roznoszą całuny,
A twój syn Matko bezpieczny przed niemi!
Patrz na sieroctwo naszego plemienia
Męczeństwo Ojców i braci więzienia,
Te rany serca, te duszy boleści
W których się zdaje świat cały się mieści;
To próby Boga straszne pod któremi
Najsilniejszy pada....
Twój syn Ernest bezpieczny przed niemi!
I ten żal srogi nad dziecka utratą,
Co w drobnym czasie jednego westchnienia,
Jak niebo w gwiazdy, tak Matkę bogatą
W najnieszczęśliwszą żebraczkę przemienia;
Ten żal ogromny bez miary, bez końca,
Co jak ów błękit rozpięty nad słońca,
Który myśl naszą ku sobie zwróconą
Ciągnie w swoje łono
I coraz głębiéj, głębiéj topi w łonie
Aż ją nareszcie zupełnie pochłonie,
Ten żal, którego wszystkie wraz katusze
Ty Matko właśnie zgarnęłaś w swą duszę,
I pod któremi upadasz w téj porze
Twój Ernest doznać już nigdy nie może.
O Matko moja! Wszakże mnie jak z gniazda
Z puchu pieszczoty, z pod skrzydła opieki
Śmierć pochwyciła, wzięła w świat daleki
Świat gdzie mi wieczna zaświeciła gwiazda.
Uniosłem szatę niewinności świętéj
Bo w nią natura w kolebce opięła,
Uniosłem miłość w całości nietkniętéj
Bo z niéj nienawiść nic jeszcze nie wzięła,
Uniosłem z ziemi same tylko kwiaty,
Bo z rąk rodziców byłem w nie bogaty.
I czemuż wasz żal taką rozpacz mieści,
Kiedy ja w szczęściu uszedłem boleści?
Płaczcie, ach płaczcie o Rodzice moi,
Niech łza powoli tęsknotę ukoi
Lecz nie złorzeczcie téj bolesnéj chwili,
Kiedym Was żegnał, Wyście mnie tracili.
Jest Bóg — mądrość niepojęta
Nad światy rozpięta
Niech ludzką myślą człowiek jéj nie mierzy
Lecz w swą nicość wierzy
I w pierś się uderzy
I woła w pokorze:
Niech się twoja wola dzieje!
W tobie składam me nadzieje
Mój ty dobry, dobry Boże!

Czytaj dalej: Koguty - Aleksander Fredro