Człowiek i bożek drewniany

Poganin drewnianego bożka przechowywał -
Z tych, którzy nic nie słyszą, chociaż mają uszy.
A jednak cuda sobie po nim obiecywał -
Może bóstwo bogatą ofiarą się wzruszy.
Ciągłe śluby i prezenta,
W dzień powszedni i od święta
Cielce kwiatami wieńczone;
Nigdy jeszcze żadne bóstwo
Nie jadło równie tłusto,
Kadzidłami otoczone.
Lecz na próżno się modlił, nieraz i do rana,
Bóg odwzajemniać darów nie był wcale skory,
To zawiodła go scheda, to znowu wygrana
I z nieba nie spływały nań żadne fawory.
Nie dość na tym; bo choćby zagrzmiało z daleka
I deszcz pokropił gdzieś w lesie,
Zawsze jakoś dotknęło to naszego człeka,
Nie mówiąc o jego kiesie.
Ale bóstwo niełaskawe
Miało wciąż posilną strawę.
Rozsierdziło go w końcu szkaradne oszustwo:
Złapał drąg i w kawałki rozbił skąpe bóstwo.
W środku pełno złota. "Pókiś miał wygody -
Powiada - czyś mi za to dał choć grosz nagrody?
Wynoś się z mego domu na ołtarze inne!
Głupie jesteś, nieuczynne,
Podobne do nikczemnika,
Co nie otworzy kabzy, gdy nie chwycisz bata.
Tuczył bym cię i tuczył do skończenia świata.
Dobrzem zrobił używszy innego języka."

Czytaj dalej: Kot i małpa - Jean de la Fontaine