Chłop, lis i pies

Lis, wyjadacz starej daty,
Co różne w życiu przebył tarapaty,
Nadaremnie przez czas długi
Kręcił się koło kurnika.
Przepłoszony raz i drugi,
Z dala wietrzy, ślinkę łyka,
Widzi kury i koguty,
I kurczęta, i kapłony
I głodem wielce dręczony,
Chodzi jak struty.
"Tfu, do licha! - pomyślał - jam nie bity w ciemię,
A znoszę takie męczarnie!
Dokądże to chamskie plemię
Drwić ze mnie będzie bezkarnie?
Śledzę, czatuję od zmroku do świtu,
I już mi nawet konceptu nie staje
Na lada figiel wart lisiego sprytu.
Biedzę się, trudzę, aż mi pęka głowa,
A chłop wykarmi, utuczy, sprzedaje
I bez zachodu grosz do srzyni chowa.
Onegdaj wpadł mi w łapy jakiś kogut stary:
Twardy, chudy, jak trzaska, sama skóra, kości,
A przecie(wstyd powiedzieć), szczęśliwy bez miary,
Zjadłem go płacząc z radości!
Czekaj, chłopie! Masz rygle, masz wrota i pieski,
Lecz jam ci przysiągł zemstę do grobowej deski,
Zobaczym, czyje na wierzchu."
Kiedy to mówił, o zmierzchu
Wraca chłop z karczmy po kwaterkach pięciu;
Zatoczył się do chaty, padł koło komina
I w Morfeusza objęciu
Chrapać zaczyna.
Tego czekał lis zażarty.
Gdy noc zapadła, do kurnika bieży,
Patrzy - i oczom nie wierzy:
Kurnik otwarty!
Dał susa i na początek
Zadusił troje pisklątek;
Potem wzioł się do kokoszy,
Chwyta, goni, łowi, płoszy,
Gryzie i dławi,
We krwi się pławi,
A gdy już zemstę nasycił zajadłą,
Porwał, co mu w paszczę wpadło,
Resztę zostawił i nie tracąc czasu
Drapnął do lasu.
Nad ranem chłop wytrzezwiał; wziął przetak pośladu
I jeszcze na wpół senny powlókł się do sadu,
Kędy stał kurnik. Wszedł w otwarte wrota -
Leżą kurczęta, kapłony, koguty!...
"O rety! - krzyknie - lis tu był, niecnota!
Gdzie pies? A łotr! A zdrajca! A skóra na buty!
Dać tu psa? Już parobek ciągnie go za ucho.
"Ha, psisynu! - chłop krzyknął - czy widzisz tę szkodę?
Nie ujdzie ci to na sucho:
Kamień do szyi - i w wodę!
Czemuś nie szczekał, czemuś nie ujadał,
Gdy lis do kur się zakradał?
Ty jesteś sprawcą mej straty!
Na ten raz jeszcze daruję ci życie,
Lecz abyś służbę pełnił należycie,
Dostaniesz baty."
"Szczekałem ci ja - pies odrzecze na to -
Lecz ty, wróciwszy wieczorem
Tak... niby... pod dobrą datą,
Drzwi zostawiłeś otworem.
A potem... i jam zasnął, wyznaję to szczerze,
Bo jeśli tobie wcale się nie chciało
Dbać o swe mienie, dlaczegoż ja, zwierzę,
Mam być mędrszym od ciebie i czuwać noc całą?"
W ustach czlowieka takie argumnta
Byłyby wielce cenione,
Lecz gdy je na swą obronę
Zechcą przywodzić bydlęta,
To bajki, brednie wierutne!
I pies z tej racji wziął cięgi okrutne.
Na co psa winić? Chcecie nie być stratni,
Wstańcie pierwsi do pracy - idzcie spać ostatni.
Przez posły wilk nie tyje - jest to prawda święta.
I człek się nie zbogaci przez plenipotenta.

Czytaj dalej: Kot i małpa - Jean de la Fontaine