Boska komedia - Raj - Pieśń XXVI

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Św. Jan egzaminuje Dantego na temat przedmiotu miłości i przyczyn miłości poety do Boga, a następnie Adam wyjaśnia mu istotę grzechu pierworodnego, określa rok stworzenia go jako pierwszego człowieka, mówi o języku, jakim się posługiwał, i o czasie, który spędził w raju ziemskim.



Gdym nad ślepotą moją stał w żałobie,
Z ognia, którego uległem pożodze,
Tchnął duch i ciągnął uwagę ku sobie,

Mówiąc: „Zanim twój zmysł odzyska wodze,
Co się od blasku mojego podarły,
Stratę rozmową tobie wynagrodzę.

Mów: na jakim się fundamencie wsparły
Kochania twoje? Niech cię nie przestrasza
Ciemność; omdlały wzrok twój, nie umarły.

Bo pani, co cię w te światy zaprasza,
Ma w swoim wzroku moc, którą na chore
Źrenice miała dłoń Ananijasza". —

„Niechże uleczy — rzekłem — w każdą porę
Oczy me dla niej jak wrota otwarte,
Którędy wniosła ogień, co nim gorę.

Dobro, na ten dwór wszystek rozpostarte,
Jest mego ducha alfą i omegą,
Ilekroć Miłość tchnie na jego kartę".

Usta, com przez nie zbył przestrachu mego,
Upewnion, że mię nie tknęła ślepota,
Znów mię do dalszych wyjawień podżegą:

„Przez gęstsze — prawi — siać musisz rzeszota
I wyznać, czyjej to dłoni napięcie
Ku prawym celom twoje strzały miota?" —

„W filozoficznym prawdy argumencie
Oraz w powadze, co się zeń wyłania,
Ta miłość swoje utrwala pieczęcie.

Dobro, pojęte z chwilą rozeznania,
Im więcej w sobie zawiera dobroci,
Tym do większego pobudza kochania.

Więc do Istoty, w której się stokroci
Dobro do tyla, że wszystko, co żywie
Poza nią, w jej się aureolach złoci,

Bardziej niż indziej musi każdy chciwie
Dążyć, kochając, kto się ubezpieczy,
Że swój sylogizm ułożył prawdziwie.

Tej prawdy nabył mój umysł człowieczy
Od mędrca, który miłość uznać każe
Za pierwszą pośród nieśmiertelnych rzeczy.

Nabył od Stwórcy, co w świętym rozgwarze
Z Mojżeszem mówił, rozumiąc o sobie:
»Oto ja wszystko dobro ci pokażę«.

W tej też powieści wzniosłej ją sposobię,
Gdzie się najwyższa tajemnica słowi
Z nieba zniesiona stworzeniom na globie".

Tu usłyszałem: „Wierząc rozumowi,
Wierząc powadze, co się z nim nie mija,
Ku Bogu miłość najwyższą rozpowij.

Ale wprzód jeszcze jedno powiedz: czyja
Moc cię ku Bogu ciągnie swymi pęty?
Ilą się zębów miłość w ciebie wpija?"

Chrystusowego Orła zamiar święty
Nie był mi tajny; czułem krom wątpienia,
Dokąd mię wodził w trop swojej zachęty.

Za czym mówiłem: „Wszystkie ukąszenia
Ku Bogu w słodkiej bodące katuszy
Zbiegły się moje podsycać pragnienia.

Istota świata, istota mej duszy,
Śmierć, którą poniósł On, bym ja był żywy,
I to, co wiarą pozyskać się tuszy,

I wiedza prawdy, której byłem chciwy,
Sprowadziły mię z wód miłości grząskiej
I postawiły na brzegu prawdziwej.

Miłuję wszystkie te bujne gałązki
Rozwite w sadzie, kędy niepojęty
Ogrodnik wcielił wszechdobra zawiązki".

Kiedy umilkłem, poprzez firmamenty
Śpiew brzmiał, a pani mojej słodkie tony
Wtórem wołały: „Święty, święty! święty!"

Jako się budzi człek światłem rażony —
Bo się duch wzroku jego z blaskiem zmaga,
Przenikającym od błony do błony —

I w przedmiot bliski poglądać się wzdraga,
Całkiem nieświadom swojej wzrocznej siły,
Póki go znowu nie wesprze rozwaga,

Tak z moich źrenic wszelkie mroczne pyły
Zwiała pani ma swymi źrenicami,
Które na tysiąc mil wkoło świeciły.

Wtem śród migotu, który w oczach gra mi,
Wzrok mój na nowe dziwo się otworzy:
Oto błysk czwarty zaświtał przed nami.

A Beatrycze rzekła: „W tej tu zorzy
Wdzięczy się Stwórcy pierwsza dusza męża
Na świat z potęgi wywołana bożej".

Jako gałązka, gdy ją wiatr zwycięża,
Szczytem się zgina, ulegając sile,
I znowu własnym nerwem się odpręża,

Tak ja zdumiony ku światłu się chylę;
Po czym mię zaraz prostuje na nowo
Zapał słuchania niezgasły na chwilę.

„Jabłko, coś było stworzone gotowo,
Ojcze, któremu wszelaka podwika
Po Ewie córką była i synową,

Mów do mnie, prośba moja cię potyka;
O czym — nie wskażę, bo pragnę co żywo
Słuchać; sam wzrok twój w moje myśli wnika".

Jako to owad, kiedy popędliwą
Chęcią wiedziony, co go lecieć zmusza,
Chęć tę objawia, drżąc skrzydeł pokrywą,

Podobnie owa pierworodna dusza
Okazywała, skrząc w jasnym oprzędzie,
Jak ją radosny ku mnie pęd porusza,

I tchnęła ku mnie: „Zbyteczne orędzie;
Chęć twa widniej sza przed moim obliczem
Niż tobie, kiedy rzecz najbliższa będzie.

Gdyż ja w zwierciedle widzę niezwodniczem,
Gdzie się odbija każdy twór przyrody,
A samo się zaś nie odbija w niczem.

Chcesz wiedzieć: kiedy Pan Bóg mię w ogrody
Rajskie wprowadził, skąd ona cię z ciałem
Uczyła wkraczać na wyniosłe schody;

Jak długo w rajskich uciechach wytrwałem;
Za co tak srodze Pan Bóg mię strofował
I jaką mową w raju rozmawiałem.

Nie to, synu mój, żem z drzewa kosztował,
Było przyczyną wywołania mego,
Ale żem Bożej przestrogi nie chował.

Tam, skąd twa pani wzięła Wergilego,
Cztery tysiące trzysta dwa obroty
Słońca tęskniłem; lat, które z nim biegą,

Wschodząc wszystkimi zodyjaku wroty,
Narachowałem dziewięćset trzydzieście
W czasie pobytu na ziemi zgryzoty.

Język dany mnie i pierwszej niewieście,
Masz wiedzieć, wygasł, zanim się poczęło
Niedokonalne w Nemrodowym mieście.

Bowiem w rozumie ludzkim wszczęte dzieło,
Gnąc się z afektem poddanym wpływowi
Płanet, trwałością nigdy nie słynęło.

Rzecz przyrodzona jest, że człowiek mówi,
Lecz wybór mowy jemu zostawiono;
Natura sama o tym nie stanowi.

Kiedym zstępował z ziemi w piekieł łono,
Szczyt Dobra zwał się Jot; z niego się leją
Te blaski szczęścia, co są mą oponą.

Potem znów Eli — zwyczajną koleją:
Bo zwyczaj ludzki jako drzew ubiory —
Odrastające, gdy stare zetleją.

Na szczycie falą okolonej góry
Żyłem niewinny — do pozbycia cześci,
To jest od pierwszej godziny do wtórej,

Następującej po godzinach sześci".

Czytaj dalej: 94. Boska komedia - Raj - Pieśń XXVII - Dante Alighieri