Boska komedia - Raj - Pieśń X

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Beatrycze i Dante wznoszą się do czwartego nieba, słońca, gdzie przebywają dusze uczonych. Św. Tomasz z Akwinu wymienia nazwiska swych towarzyszy tworzących razem z nim pierwszy krąg uczonych.



Niewysłowiona Moc, patrząc na Syna
Oczyma tego świętego Kochania,
Które się z obu od początku wszczyna,

Wszystko, na co wzrok albo myśl się skłania,
Wprawia w ład taki, że rozkosz bez liku
Płynie z samego tych praw oglądania.

Więc czoło teraz podnieś, czytelniku,
I wzrok twój niech się w tym miejscu zatrzyma,
Kędy przechodzi zodiak po równiku.

I niechaj pierś twa zachwytem się wzdyma
Nad sztuką Mistrza, co tak swego tworu
Strzeże, iż tkwi w nim ustawnie oczyma.

Patrz, jak się odgiął od prostego toru,
Przeto, że ziemia jego władz przyzywa,
Owy zwierzyniec niebieskiego dworu.

Gdyby nie była droga jego krzywa,
Wiele sił nieba zeszłoby na nice
I moc by żadna nie została żywa.

Gdyby choć nieco zboczyła z granice
W prawo lub lewo, ład by znikł w dzierżawie
Świata, sczezłyby ziemskie półkulice.

Siedźże, słuchaczu, teraz na swej ławie,
Rozpamiętywaj nad uczty przedsmakiem:
Ja zanim znużę, wprzódy cię zabawię.

Pchnąłem cię naprzód; idź wskazanym szlakiem,
Bo oto chłonie wszystkie me zachody
Materia, której zostałem śpiewakiem.

Owy najwyższy namiestnik przyrody,
Który odstrzela światu boże raje
I blaskiem swoim znaczy godzin chody,

Przyszedłszy na te dwu kręgów rozstaje,
Zaczął posuwać się spiralnym kołem,
Po którym chodząc, co dzień raniej wstaje.

Już byłem w słońcu, lecz jak w nie wpłynąłem,
Tegom nie dostrzegł; tak człowiek nie zbieży
Wybłysku myśli, jeno z myślą społem.

O, w jaki blask się ustroiła świeży
Ona — po stopniach piękności wodząca
Szybciej, niż miarą czasu się wymierzy —

I jaka była cała jaśniejąca!
A już mi sztuki i dowcipu braknie,
By rzecz opisać, widną wewnątrz słońca

W blasku, nie barwie; pod piórem mi blaknie
Obraz i słowa stają się nieskładne;
Lecz ten uwierzy, kto oglądać łaknie.

Nie dziw, że w takich wyżynach nie władnę
Pamięcią, by z niej mieć wiernego świadka:
Wzwyż słońca oko nie wybiegło żadne.

Tam mi jawiła się czwarta czeladka
Boża, którą już wieczyście nasyca
Odkryta Trójcy najświętsza zagadka.

Więc Beatrycze: „Wznieś dziękczynne lica,
Słońce aniołów chwal, że szczęsnej pory
Tym dotykalnym cudem cię zaszczyca".

Nigdy człek w sercu nie był taki skory
Do uwielbienia Boga ni tak chętny
Dank mu wdzięczności składać i pokory,

Jak ja, kiedy mię w jakiś żar namiętny
Bożej miłości pchnęła jej zachęta:
I trwałem, pani mojej niepamiętny.

Nie zadąsała się, lecz uśmiechnięta
Spojrzała; od jej uśmiechów uroku
Znów się skupiona moja myśl rozpęta.

Rój świateł widny w słonecznym otoku
Ogniskiem czynił nas swojego kręga,
Słodszy dla ucha niż widny dla wzroku.

Czasem wygląda tak Dyjany wstęga,
Gdy z pary wodnej splecioną obrożę
Wokoło tarczy księżycowej sprzęga.

Tam, skąd wróciłem, na niebieskim dworze
Jaśnieją piękne i drogie klejnoty:
Nie lza ich wywieść za Królestwo Boże.

Tak wyglądały te śpiewacze roty:
Ten chce w niemowie mieć nowin zwiastuna,
Kto ku nim nie wzbił się własnymi loty.

Słońc gorejących rozśpiewana łuna
Trzykroć nas brała w swoje błyskawice,
Krążąc jak gwiazdy wokoło bieguna.

Tak rozbiegane w pląsach tanecznice
Razem przystaną i, pełne skupienia,
Uchem chwytają nowy rytm w muzyce.

A z wewnątrz ten-ci brzmiał głos jasnocienia:
„Gdy promień Łaski, który miłość płodzi,
Co się w kochaniu jeszcze rozpłomienia,

Do takich granic swą czułość przywodzi,
Że ci pozwala stąpać po drabinie,
Po której nikt bezpowrotnie nie schodzi,

Kto by ci bronił zmaczać usta w winie
Zbawienia, byłby tak wolności próżny,
Jak woda, która do morza nie płynie.

Życzysz usłyszeć, jaki kwiat przeróżny
Składa girlandę, rozwitą w urodzie
Pani, co krzepi w tobie trud podróżny?

Wiedzże: owieczką byłem w świętej trzodzie
Dominikowej, co jeżeli czynu
Nie zaniedbywa, nie sypia o głodzie.

Ów z prawej strony duch jasny, o synu,
Bratem i mistrzem mi był; to z Kolonii
Albertus Wielki; jam Tomasz z Akwinu.

Jeżeli pragniesz, że ci się odsłoni
Inne w tym wieńcu nieśmiertelne miana,
Obracaj oczy za wodzą mej dłoni.

Ów blask pochodzi z uśmiechu Gracjana,
Co tak skutecznie praw pogodził dwoje,
Że stąd uciecha była w raju Pana.

Czwarty zdobiący te święte pokoje
Jest ów Piotr, który jak wdowa uboga
Zdał Kościołowi wszystko mienie swoje.

Ta piąta jasność, nad wszystkie tu droga,
Z takiej miłości tchnie, że w ziemskiej stronie
Każdy rad wiedzieć, jak żywie u Boga.

Taka w niej mądrość przepaścista płonie,
Że póki prawda prawdą, równej sławy
Mąż się nie rodził na ziemskim wygonie.

Poza nią widzisz tu blask, co pojawy
Wziąwszy cielesne, śród ludzi najręczej
Poznał naturę anielską i sprawy.

A w tym maleńkim światełku się wdzięczy
Owy obrońca chrześćjańskich ołtarzy,
Którym się, było, Augustyn wyręczy.

Jeśli po blaskach innych luminarzy
Myśl twoja tropem mych pochwał śladuje,
Zapragniesz poznać, co się w ósmym żarzy.

W nim oglądaniem Boga się raduje
Duch mędrca, który sercu, co go słyszy,
Marności świata tego ukazuje.

Ciało, skąd został wygnany, tam w niszy
Leży Cieldauru; z wygnania, z mozołu
Tutaj się dostał do miru i ciszy.

W ognistym wieńcu krążyli pospołu
Izydor, Beda i ów Ryszard z nimi,
Który był więcej niż człekiem padołu.

Ostatni z duchów jasnych tak szczytnemi
Zadumaniami miał zajętą głowę,
Że mu dłużyło się ulecieć z ziemi.

To jest wieczyste światło Sigierowe,
Co nauczając w Słomianej ulicy,
Głosił budzące zawiść prawdy nowe".

Wtem, jak o świcie, gdy Oblubienicy
Boskiej, spragnionej świętego kochania,
Śpiew budzi Męża miłego w łożnicy,

A zegar kółka toczący wydzwania:
„Dzień, dzień", tonami pieszczoty tak słodkiej,
Że się w niej sam duch od lubości słania,

Tak krążąc w świateł wirownicy wiotkiej,
Grali pieśń swoją przesławni lutniści,
W której nikt jeszcze nie pochwycił zwrotki,

Jeno tam, gdzie się rozkosz wiekuiści.

Czytaj dalej: 78. Boska komedia - Raj - Pieśń XI - Dante Alighieri