Boska komedia - Raj - Pieśń II

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Po przebyciu sfery ognia Beatrycze i Dante wznoszą się do pierwszego nieba, na księżyc; tutaj Beatrycze wyjaśnia poecie pochodzenie plam księżycowych.



Wy, co spragnieni słuchać, w wiotkim drewnie
Prujecie fale, poganiając biegu,
W ślad barki mojej płynącej tak śpiewnie,

Wracajcie sobie do waszego brzegu,
Ani puszczajcie się na wielkie morze,
Bo zginie, który nie dotrwa w szeregu.

Nikt nie biegł nurtem, kędy ja się wożę;
W żagl dmie Minerwa, Feb drogę odkryje,
Muzy poznaczą gwiazdami bezdroże.

O wy nieliczni, co prężycie szyje
Po chleb anielski, którym tu żywione,
Lecz syte usta nie były niczyje —

Popchnijcie za mną na te nurty słone
Łódź waszą, nim się zamknie srebrna smuga
I wyrównają wody rozdwojone.

Rzecz obaczycie, jakiej równa druga
Dziwiła chyba owe bohatery
W Kolchis, gdy naszli Jazona u pługa.

Wrodzona człeku, bogokształtnej sfery
Oskoma wieczna jazdą taką żywą,
Jak ruch niebiosów, niosła nas w etery.

Beatryks w niebo, a ja w urodziwą
Twarz jej patrzałem. Jako grot pocisku
Tkwi w sednie, ledwo że pchnięty cięciwą,

Jam nagle w dziwnym zawisnął zjawisku:
Wzrok mi porwało; więc ona, co do dna
Przegląda dusze w jednym myśli błysku,

Spojrzała na mnie piękna i pogodna.
„Podziękuj — rzekła — Dobroci Przedwiecznej,
Oto płaneta pierwszym niebem włodna".

Wtem mię ogarnął jakby obłok mleczny:
Tuman błyszczącej, gęstej, zbitej bieli,
Skrzącej jak klejnot w poświacie słonecznej.

W tę wiekuistą perłę my wpłynęli:
Tak woda promień słoneczny połyka,
Ale pod ostrzem jego się nie dzieli.

Jeślim tam żywy wszedł — choć się wymyka
Spod zmysłów ten wlot w księżyca struktury,
Bo wszak materia w materię nie wnika —

Zważ, czyśmy winni żarliwymi pióry
Dążyć do bytu, na którym dostrzeżem,
Jak się jednoczą w Chryście dwie natury.

Tam rozpoznamy, w co dziś tylko wierzem,
Bez argumentów, lecz z samoprześwitu,
Jak pierwsze prawdy, z których wiedzę bierzem.

„O pani — rzekłem — do niebiosów szczytu
Ślę korne modły i Panu dziękczynię,
Który mię wyniósł z padolnego bytu.

Odpowiedz, proszę: co za mgła to płynie
Po owym ciele? Na ziemi z niej klecą
Powieść o ciernie noszącym Kainie".

Ona się na to uśmiechnęła nieco:
„Gdzie klucze zmysłów tępe, tam istoty
Śmiertelne, widzisz, prosto w obłęd lecą.

Niech cię nie rażą zadziwienia groty,
Bo gdzie za wodze wybieramy zmysły,
Tam rozum musi mieć podcięte loty.

Lecz ty jak sądzisz? Od czego zawisły
Te rzekome plamy?" — „Sądzę, że je może
Miąższ wywołuje mniej lub więcej ścisły".

A ona: „Zaraz ten błąd twój umorzę,
Jeżeli zechcesz pójść prostymi szlaki
Tych argumentów, które ci wyłożę.

Tam w sferze ósmej liczne gwiazd orszaki
Okólnym ruchem po przestworach płyną,
Rozmiarów oraz jaśni niejednakiej.

Gdyby gęstości stopień był przyczyną
Odmian, byłaby gwiazd na świecie władza
Różna nie treścią, lecz wielkością ino.

Ale wpływ różny gwiazd się wyprowadza
Z podstaw formalnych, którym, oprócz samej
Racji gęstości, twój wywód przeszkadza.

Jeśliby nadto tworzyła te plamy
Rzadkość materii, to albo by w zwartej
Masie płaneta posiadała jamy,

Lub jak śród mięsa jest tłuszcz rozpostarty,
Tak by i tutaj księżycowe ciało
Cieniem i światłem przeplatało karty.

W pierwszym wypadku to by się wydało
Podczas zaćmienia słońca, bo przez rzadszy
Miąższ by natenczas światło przeświecało.

Teraz się drugi wypadek rozpatrzy:
Gdy i ten zbiję w rozumnym wywodzie,
Tedy błąd uznasz. Jeżeli, wypadłszy

Ze słońca, promień na skróś nie przebodzie
Tego, co masą księżycową zowiem,
To, że grunt jakiś staje na przeszkodzie.

Od tego gruntu odbija się bowiem,
Jak się odbija przedmiotu widziadło
Od szyby szklanej, podbitej ołowiem.

Odpowiesz może, iż światło zapadło
Bardzo głęboko w księżycowe luki
I że dlatego w tych miejscach przybladło.

Otóż w tym względzie zamiast mej nauki
Pospolitemu zawierz doświadczeniu:
Ono jest źródłem dla dzieł waszej sztuki.

Ustaw dwa lustra w równym oddaleniu,
A między nimi trzecie, dalej nieco;
Z tyłu za sobą, a na podniesieniu,

Umieścisz lichtarz z zapaloną świecą;
Niech blask wprost pada na zwierciadła owe
I wszystkie razem niech ci w oczy świecą.

Choć stoi dalej zwierciadło środkowe,
Ujrzysz, i o to nie stoczymy sporu,
Odbicie wszystkich świateł jednakowe.

Jak płatek śniegu od słońca wigoru
Staje się nagim, bez postaci bytem,
Bo pozbawiony chłodu i koloru,

Tak się z umysłem twym stało, obmytem
Z błędu; więc teraz blask z mądrości zdroju
Fałsz tobie światłem zastąpi sowitem:

Pod niebiosami wiecznego pokoju
Toczy się sfera pewna; w możnym wpływie
Na rzeczy mieści się treść jej ustroju.

W następnej, co tak błyszczy migotliwie,
Ta treść na liczne byty jest dzielona,
Różne, lecz mknące we wspólnym porywie.

Poniższe kręgi nadają znamiona
Rzeczom odmienne, a tocząc się kołem,
Ku stałym celom sieją swe siemiona.

Owe narządy świata, wszystkie społem
Działają, widzisz, ze stopni na stopnie:
Przyjmują z góry, a oddają dołem.

Uważaj jeno, jak wiodę roztropnie
Myśl twą ku mecie pragnionej ponęty,
A już beze mnie reszty celu dopnie.

Ten obrót i wpływ kręgów rzeszy świętej,
Jak dzieło młota ze sztuki kowala,
Z błogosławionych bodźców jest poczęty.

Niebo, co tylą świateł się zapala,
Kształty swe bierze w krążącym Aniele
I w innych bytach jak pieczęć utrwala.

A jako dusza w waszym ludzkim ciele,
We wnętrze całej przenikłszy postaci,
Po wszystkich członkach swoje władze ściele,

Tak owa Inteligencja bogaci
Dobrocią swoją gwiazdy we wszechbycie:
Dzieli się, jednak całości nie traci.

Moc różna — toż się wiąże rozmaicie
Z mnogością cennych ciał, na które wpływa;
Łączy się z nimi tak, jak z ciałem życie.

Dzięki pogodzie miejsca, skąd przybywa,
Ta moc anielska skroś gwiazdy prześwieca:
Tak się uciechą skrzy źrenica żywa.

Oto przyczyna, czemu tarcz księżyca
Niejednostajna; i nie rozrzedzenie
Sprawia, lecz podstaw formalnych różnica,

To, co wygląda jak światła i cienie".

Czytaj dalej: 70. Boska komedia - Raj - Pieśń III - Dante Alighieri