Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXXI

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Beatrycze skłania Dantego do wyznania win, aby w ten sposób zostały mu odpuszczone. Matylda zanurza poetę w Lecie, rzece zapomnienia grzechów popełnionych. Otoczony przez Cztery Kobiety z mistycznej procesji Dante podchodzi do Wozu; wtedy Beatrycze, dotychczas spowita w welon, ukazuje mu się w pełnym blasku swej urody.



„Hej, ty zza wody — ciągnąc dalej, rzecze
I zwraca ku mnie ostrze swej nagany,
Której sam brzeszczot dość boleśnie siecze; —

Prawdaż to? Prawda? — nastawa, bez zmiany
W surowym głosie. — Mów, niech się dokona
Własnym wyznaniem lek tej twojej rany".

Moc życia we mnie była tak stropiona,
Żem czuł, jak głos mój, zerwawszy się, mdleje,
Niezdolny wyniść z przywartego łona.

Czekawszy chwilę: „Co się w tobie dzieje? —
Spytała. — Wyznaj; wszak jeszcze w potoku
Niezmyta pamięć zna win swoich dzieje".

Więc tedy w uczuć przeciwnych natłoku
Ciche „Tak" jękiem z mych ust się wyrywa;
Żeby je pojąć, trzeba było wzroku.

Jak kusza pęka, gdy pod nią cięciwa
Zbyt się przeciągnie, więc puszczony z łęku
Pocisk mniej wartko powietrze przeszywa,

Tak jam się złamał pod ciężarem lęku
I pomieszania; głos się w łonie dławił
I wydobywał pośród łez i jęku.

A ona: „W zacnym porywie, co sprawił,
Żeś na kochanie dobra nie był głuchy,
Nad które świętszych nikt ci nie objawił,

Jakie to fosy i jakie łańcuchy
Wzbraniały tobie, byś w tej żądzy świętej
Tak wytrwałości pozbył i otuchy?

Jakie powaby znów, jakie ponęty
Na czyich licach tobie zaświeciły,
Żeś został wszystek ku nim pociągnięty?"

Gorzkie westchnienie zerwało me siły,
Głosowi z piersi wyniść było trudno,
Wargi przemocą w słowa go złożyły.

Płacząc, odrzekłem: „Ponętą ułudną
Doczesność moje przykłoniła chęci,
Zaledwie w grobie skryłaś twarz swą cudną".

„Czybyś był przeczył, czy chciał w niepamięci
Utaić — rzekła — wyjdzie na jaw wina,
Przed wielkim sędzią prawda się wyświęci.

Lecz gdy ją spowiedź własna wypomina,
Wtedy, jak Boże chce postanowienie,
Na własnym brusie jej ostrze się ścina.

By się ocknęło zgnębione sumienie,
By po raz wtóry w takie niepokoje
Nie wprawiły cię ponęty syrenie,

Zatamowawszy te żałosne zdroje,
Posłuchaj, dokąd winne raczej były
Zaprowadzić cię martwe szczątki moje.

Nigdy z naturą sztuka nie stworzyły
Rzeczy tak pięknej, jak ziemska osłona
Moja, co dzisiaj jest prochem mogiły.

A jeśli komu taka rozkosz skona,
Jaka śmiertelna piękność zdolna potem
Nową ponętą zakraść się do łona?

Ledwie-ś był pierwszym zadraśnięty grotem,
Do mnie, której już marne szaty prysły,
Potrzeba było uciekać z powrotem,

Ani pozwolić, aby pióra zwisły,
Pocisków czekać z oczu małolatki
Lub z innej rzeczy, która łudzi zmysły.

Młody ptak nieraz da się zwieść do klatki,
Ale na tego, co już porósł w pierze,
Darmo zastawiać potrzaski i siatki".

Jako się dziecko zawstydzi macierze
I słucha, oczy spuściwszy z pokorą,
I błąd uznawa, i żal czuje szczerze,

Tak stałem, ona zaś mówiła: „Skoro
Słuchać cię boli, podnieś twarz brodatą:
Zgryzota twoja wzrośnie w dziesięcioro".

Łatwiej dębinę wyrwie rosochatą
Wicher wiejący z ziem, gdzie wieczne lody,
Lub z ziemi Jarby, gdzie znów wieczne lato,

Niż ja na rozkaz jej wzniosłem jagody:
Wyrozumiałem jad w jej słowach skryty,
Skorom przymówkę słyszał do mej brody.

I wzrok podniosłem dotąd w ziemię wbity,
I obaczyłem, jak swój deszcz kwiecisty
Zahamowały owe pierwobyty.

A Beatrycze moja w mgle złocistej,
Z twarzą do Zwierza dziwnego zwróconą,
Gdzie jest byt jeden w naturze dwoistej,

W zasłonie białej nad wodą zieloną,
Tak Beatryczę ziemiankę zaćmiewa,
Jak tam ziemianek zaćmiewała grono.

Zatem mię żalu przypiekła pokrzywa,
Że którą serce moje ulubiło,
Tak mi się bardzo stała nieżyczliwa.

Ostrze zgryzoty tak się we mnie wpiło,
Żem padł w omdleniu, nikt mi nie uwierzy
Prędzej niż ona, której dziełem było.

Kiedy nabrałem z serca mocy świeżej,
Widzę nad sobą piękną panią gaju:
„Dzierż się — woła — dzierż się mej odzieży!"

I zanurzywszy po szyję w ruczaju,
Wlokła za sobą, a sama po toni
Jak czółnko tkackie szła. Kiedym do skraju

Już się przybliżał czarodziejskiej błoni,
Pokrop mię, Panie — zabrzmią słodkie tony,
Jakich ni pióro, ni zmysł mój nie zgoni.

A piękna pani, objąwszy ramiony
Głowę mą, w wodę wcisnęła całego,
Tak żem się musiał napić, zanurzony.

I wyciągnąwszy tak umoczonego,
W Czworga Tanecznic postawiła chórze;
Wszystkie ramiona ich na mnie się zbiegą.

„Tuśmy nimfami, a gwiazdami w górze;
Nim na wasz padół zeszła Beatrycze,
Nam czterem była oddana pod stróżę.

Zaprowadzimy cię przed jej oblicze;
Wzrok ci wystalą te nasze Trzy Drużki,
Co patrzą głębiej w rzeczy tajemnicze".

Tak wyśpiewują do mnie boże służki;
Do piersi Gryfa pod ręce mię wiodą,
Gdzie stała pani ma nad brzegiem strużki.

„Teraz ócz nie szczędź; paś się jej urodą,
W blaskach szmaragdu napój się łakomie,
Skąd Amor strzały ciskał w pierś twą młodą".

Tysiąc pożądań gorących jak płomię
Do jej błyszczących oczu biegło lotem,
Które utkwiły w Gryfie nieruchomie.

Jako w zwierciedle słońce skier migotem,
Tak się w jej wzroku Zwierz, co wraz był Ptakiem,
Odbijał to tym, to owym przymiotem.

Pomyśl, czym zdumiał się nad cudem takiem:
Oto w mych oczach przedmiot stał nietknięty,
A obraz kształtem mienił się dwojakiem!...

Gdy tak rozkoszą i dziwem przejęty
Duch mój kosztował tej rajskiej łakotki,
Co sycąc, razem wzmaga swej ponęty,

Owe spod znaków najwyższych Trzy Młódki,
Szczytną godnością strojne w każdym geście,
Podbiegły, tańcząc w rytmie świętej zwrotki:

„O Beatrycze, zlituj się nareszcie,
Zjaw święte oczy swemu kochankowi!
On tyle schodził, by stanąć w twym mieście.

Ukaż mu usta, niech łaska odpowie
Tej prośbie naszej, a on niech z tej łaski
Wtórą twą piękność pojmie i pozdrowi".

Tak nucą. O wy słońc wieczystych blaski,
Choćby kto pracą wychudził swe lice,
Choćby się poił w krynicy Parnaskiej,

Tu by przekroczył możności granice,
Chcąc skreślić, jak się zjawiłaś dla oczu —
W kwiatów obłoku, w sferowej muzyce,

Zrozpowijana w powietrznym przezroczu!

Czytaj dalej: 66. Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXXII - Dante Alighieri