Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXIX

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Poeci obserwują mistyczną procesję, w której postępują: Siedem błyszczących Świeczników, Dwudziestu Czterech Starców z liliami, tryumfalny Wóz ciągniony przez Gryfa w otoczeniu Czterech Zwierząt, Siedmiu Kobiet, z których trzy po prawej, cztery po lewej stronie, oraz Siedmiu Mężczyzn przybranych czerwonymi kwiatami.



Śpiewała ciągle niby rozkochana
Niewiasta, wreszcie skończyła w te słowa:
„Szczęśliwi, których wina jest zmazana".

Jak nimfy, kędy cienista dąbrowa
Splata gałęzie, snują się po gaju,
Ta szuka słońca, ta się przed nim chowa,

Tak przeszła w górę prądu; ja na skraju
Fali, co moje hamowała chęci,
Równym z nią krokiem szedłem wzdłuż ruczaju.

Jeszczem nie zrobił kroków pięćdziesięci,
Kiedy się rzeka w łuk odginać zacznie
I równo swoje oba brzegi skręci.

Za skrętem dalej uszliśmy nieznacznie,
Gdy ona ku mnie swe podała lice;
„Mój bracie — rzekła — patrz i słuchaj bacznie".

A wtem od jednej po drugą granicę
Ogromna jasność zaświeciła w lesie,
Przypominając sobą błyskawicę.

Ale gdy piorun, jak wypadł, tak rwie się,
Tu zaś blask ciągle wzrastał między drzewy,
Myślałem w sobie: „Co też dziw przyniesie?"

I oto słodkie rozebrzmiały śpiewy
W jasnym powietrzu; zatem rozżalony
Przypominałem przeniewierstwo Ewy,

Bo gdzie słuchała ziemia i regiony
Niebios, tam jedna, zaledwie z rąk Pana
Wyszła podwika, nie zniosła zasłony.

Gdyby ścierpiała ją, skromnie poddana,
Dawniej i dłużej byłaby udziałem
Moim ta rozkosz niewypowiedziana.

Gdy tak pośrodku pierwocin stąpałem
Wiecznej uciechy, prężąc zmysłów straże,
I jeszcze większych cudów wyglądałem,

Nagle przed nami zabłysło w pożarze
Wszystko powietrze pod gałęzi majem
I rozróżniłem pieśń w tonów pogwarze.

„O święte Panny, jeśli ja zwyczajem
Dla was niewczasy i chłody, i głody
Cierpiałem, wy mię dziś nagródźcie wzajem.

Niech mi Helikon sączy swoje wody,
Aż się me myśli trudne w rym ubiorą;
Niech mię Uranii wesprą korowody".

Ujrzałem niby Drzew Złotych Siedmioro,
Które sunęły k'nam od świętych włości,
Niedobadane w swym kształcie; aż skoro

Tak blisko owe podeszły jasności,
Że ich zewnętrzna postać nie trwoniła
Żadnej ze swoich widzialnych własności,

Człowieczej duszy rozpoznawcza siła
Drzewa świecami, a pieśń z dźwięków mętu
Nagle wyraźnie „Hosanną" wykryła.

Łuna szła górą od pięknego sprzętu,
A oto światła świec jaskrawiej płoną
Niż księżyc w pełni pośród firmamentu.

Ja wzrok niepewny posyłałem stroną
Do Wergiliusza, ale on odprawi
Moje zdumienie źrenicą zdumioną.

Więc ku widziadłu wzrok podam ciekawiej,
Które się niosło krokiem tak niesporem,
Że panny młode nie stąpają żwawiej.

Widząc, że oczy wodzę za splendorem,
Rzekła: „Przecz wzrok twój w żywym świetle tonie,
A nie dba o to, co mknie jego torem?"

Lud obaczyłem idący przez błonie
Jak za wodzami, ustrojony biało;
Równej białości nie ma w ziemskiej stronie.

Zwierciadło wodne światłem migotało,
U stóp mych leżąc od lewego boku,
I lewą moję stronę odbijało.

Kiedym postąpił na sam brzeg potoku,
Co odgraniczał owe święte szyki,
By lepiej widzieć, zatrzymałem kroku.

Naprzód się niosły ogniste płomyki
I smug za każdym snuł się malowany,
I wyglądały niby proporczyki,

Z których w powietrzu sklepił się świetlany
Łuk barwy, kładąc tak jedną po drugiej,
Jak tęcza słońca lub obręcz Dyjany.

W tył się ciągnęły kolorowe smugi
Dalej, niż wzrok je zgonił po przestrzeni;
Cały ten szyk był dziesięć kroków długi.

Pod baldachimem tęczowych płomieni
Dwudziestu Czterech Starców szło parami,
Wszyscy w liliowe wieńce ustrojeni.

„Błogosławionaś między niewiastami —
Śpiewali wszyscy — błogosławione
Niech będzie cudo twych wdzięków nad nami!"

Tak szli przez kwiaty i ziółka zielone,
Tuż naprzeciwko, nad samym ruczajem,
Czyniąc za sobą wolne i przestrone

Pole. Jak gwiazdy po zachodzie, skrajem
Wody kolejno Zwierząt wzeszło Czworo,
Wszystkie gałązek uwieńczone majem.

Na każdym było po skrzydeł sześcioro,
Wszystko oczastych; w tysiąc oczu zbrojny
Argus taką miał postać wielozorą.

Czasu nie staje ten ich wygląd strojny
Opisać w pełni; w rzecz ważniejszą godzę,
Więc tutaj w słowa nie mogę być hojny.

Ezechijela widzeniem nagrodzę
W jego wspaniałej księdze opisanem:
Jako z północy w wichrze i pożodze

Widział niesione ognistym rydwanem.
Z nim zgodny skrzydeł kształt i ornamenty,
Lecz liczbę zgodną mam ze świętym Janem.

Pośrodku, między Czterema Zwierzęty,
Wóz tryumfalny dwukólny pomykał,
Do szyi Gryfa misternie przypięty.

Gryf po trzy smugi skrzydłami przenikał,
Sam zaś pod nimi brał miejsce środkowe:
Do nieba sięgał, ale barw nie tykał.

Cudny twór złotą miał szyję i głowę,
A reszta ciała była barwy mlecznej,
Z którą się zlały barwy purpurowe.

Na takim wozie ni Scypion waleczny,
Ni August zacny wjeżdżał do stolicy;
Równego nie miał Faeton słoneczny,

Co z zodiakowej wyrwał się granicy,
Aż zaklęciami ziemi ubłagany
Jowisz go spalił w sądu tajemnicy.

Po prawej stronie wiodły skoczne tany
Trzy Młódki; jednej barwa purpurowa,
W której nie było od ognia odmiany;

Drugiej tancerki cielesna osnowa
Jakby szmaragdu urobiona wzorem;
Trzeciej tak biała jak śnieżna ponowa.

Raz biała wiodła rej, to znów kolorem
Szkarłatnym znaczna; w takt jej Tanecznice
Pląsały krokiem to wolnym, to sporem.

Z lewej tańczyły Cztery przy muzyce
Pieśni, w najżywszym gorejąc szkarłacie;
Te trójoczastą miały przodownicę.

Za tym orszakiem, jak go tu czytacie,
Szli Dwaj Starcowie różnego ubioru,
Lecz równi sobie w ruchów majestacie.

Jeden się uczniem wydawał ze zboru
Hipokratesa, co był od natury
Zesłany dla jej najmilszego tworu.

Odmiennej trosce świadczył starzec wtóry,
Dzierżąc miecz ostry, blaskami pogromny:
Sam jego widok sprawiał mi tortury.

Za nimi Czterech szło postawy skromnej;
Na końcu Starzec pochylony laty,
Śpiący, wpatrzony w jakiś wid ogromny.

Wszyscy siedmioro mieli równe szaty
Z pierwszą gromadką, a skronie ubrali
Nie jako tamci, w lilijowe kwiaty,

Lecz w kwiecie barwą róży i korali;
Kto by poglądał z nieco dalszej mety,
Rzekłby, że ogniem ich czoło się pali.

Gdy rydwan wreszcie przybył na brzeg Lety,
Grom usłyszałem i wraz piękne mary,
Jakby komendą zatrzymane czety,

Z przodowniczymi stanęły sztandary.

Czytaj dalej: 64. Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXX - Dante Alighieri