Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXVIII

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Po wejściu do raju ziemskiego Dante zatrzymuje się nad rzeką Lete i rozmawia z Matyldą stojącą na drugim brzegu o raju i prawach w nim rządzących.



Pragnąc czym prędzej dostać się do lasku,
Co swoim gęstym, żywym liściem chroni
Oczy od słońca zbytecznego blasku,

Brzeg porzuciwszy, poszedłem po błoni
I zapatrzony w tę rajską dąbrowę
Z wolna stąpałem śród światła i woni.

Wianie łagodne, słodkie i miarowe
W skroń mię trącało, chodzące po sadzie
Tak delikatnie jak tchnienie majowe.

Zatem gałązki w pokorze i ładzie
Wszystkie tą stroną gięły swe badyle,
Gdzie święta góra pierwszy cień swój kładzie.

Lecz ich wiatr przecież nie odgarniał tyle,
Aby ptaszęcy rój na każdym drzewie
Przestawał pieśni swoich pod tę chwilę.

Owszem, kąpiąc się w porannym powiewie,
Z pośrodka liści nuciły radośnie,
A szelest wiatru był jak wtór w ich śpiewie.

Podobnie szumi w podraweńskiej sośnie,
W Chiassi na morskim brzegu, gdy sirokkiem
Południe nagle powieje ku wiośnie.

Już się zaszyłem, wolnym idąc krokiem,
W starożytnego głębokości gaju
Tyle, żem wstępu nie dopatrzył wzrokiem,

Gdy mię wstrzymała przeszkoda ruczaju;
W lewo garnęły jego drobne fale
Zioła i kwiaty rosnące po kraju.

Wody w padolnej urodzone skale,
Choćby najczystsze, jakiś pył zamąca;
Ale w tej było czysto jak w krysztale,

Jeno że ciemną zdała się, płynąca
Pod ciemną gęstwą, która jako żywo
Nie puści słońca blasku ni miesiąca.

Stopami stałem, lecz źrenicą chciwą
Biegłem oglądać za rzeczułki tonie
Różnego kwiecia świeżość osobliwą.

Nagle zjawiła się po tamtej stronie —
Jako się zjawia rzecz niespodziewana,
Że swą dziwnością wszystek zmysł pochłonie —

Niewiasta; sama szła i rozśpiewana,
I zbierająca spośród kwiatów kwiecie,
Którym jej dróżka była malowana.

„O piękna pani, w miłosnej poświecie
Snadź wypieszczona, jak świadczy twe lice,
Które jest serca zwierciadłem w kobiecie:

Proszę cię, podejdź pod moją granicę —
Powiadam do niej — nad te czyste zdroje;
Niech pieśni twojej osnowę pochwycę.

Patrząc na ciebie, w wyobraźni roję,
Że być musiała taką Prozerpina,
Kiedy żegnała dom i wiosnę swoję".

Jak w tańcu młoda i smukła dziewczyna
Jedną przed drugą z lekka stawia nóżki
I ledwie naprzód sunąc, się przegina,

Tak więc sunęła ku mnie wzdłuż swej dróżki,
Skromnie w dół patrząc i jak wiotkie puchy
Depcąc czerwone i żółte kwiatuszki.

Aż prośbie mojej dodała otuchy,
Podszedłszy do mnie tyle, że jej pienia
Tak się wyraźne stały jak jej ruchy.

Skoro stanęła, gdzie w fali strumienia
Z brzegu rosnące ziele się kąpało,
Uraczyła mię podarkiem spojrzenia.

Nie wiem, czy równe światło zajaśniało
W oczach Wenery, gdy ją płoche dziecię
Nieuświadczoną ugodziło strzałą.

Potem, z uśmiechem, rękoma obficie
Garnęła barwny kwiat, co na tej glebie
Świętej niesiany wyrasta i kwicie.

Trzy kroki tylko dzielą nas od siebie,
Lecz fala Pontu, pyszałków wędzidła,
Brama Kserksesa w ostatniej potrzebie,

W oczach Leandra pewnie tak nie zbrzydła
Tam pod Abydos, jak mnie owa woda,
Że nie rozwarła się jak wrótne skrzydła.

„Gośćmi jesteście — rzekła pani młoda —
Na tej wybranej i czarownej niwie,
Gdzie miała gniazdo człowiecza przyroda.

Może mój uśmiech trzyma was w podziwie,
Lecz psalm: Cieszyłeś mię w stworzeniu, Panie!,
Światłem ćmy waszej będzie niewątpliwie.

A ty, jeżeli masz jakie pytanie
Na ustach swoich, mów; mój obowiązek,
Ku nasyceniu odpowiedzieć na nie".

„Ta woda — rzekłem — i ten szum gałązek
Rozum mi mącą, sprawiając, że niszczę
Dotychczasowych wierzeń moich związek".

A ona na to: „Pragnienie twe ziszczę;
Wskażę przyczynę, co dziw budzi w tobie,
Twoja zamglona myśl swój świt odzyszcze:

Najwyższe Dobro, co się lubi w sobie,
Stworzyło człeka dobrym, te dziedziny
Na zakład miru dając w twórczej dobie.

Krótko bawiwszy tutaj z własnej winy,
Słodką uciechę, radość pełną ciszy
Zmienił na trudy padolnej krainy.

Aby wyziewy, którymi to dyszy
Woda i ziemię dokoła obleka
I których opar ciepłu towarzyszy,

Nie utrudzały pierwszego człowieka,
Strzelistej góry, tej od świętych dźwierzy
Począwszy, nie tknie burza, deszcz ni spieka.

A że powietrzna sfera wokół bieży
Za pierworuchem swym wspólnie krążąca,
Póki o krawędź jaką nie uderzy,

W tej wysoczyźnie, której nic nie zmąca,
W żywym powietrzu ruch okólny wieje
I dzwoni, kiedy w gęstwę lasu trąca.

A kiedy się las tym ruchem rozchwieje,
Powietrzu wokół moc nadaje płodną,
Ono nasiona po przestworach sieje.

Za czym na ziemi, gdzie znajdzie dogodną
Glebę lub sferę, rodzi i rozplenia
Drzew rozmaitych własność różnorodną.

Pozbądźcie zatem dziwu i zdumienia,
Jeśli najdziecie śród ziemskiego płodu
Roślinę obcą z nazwy i siemienia.

Masz wiedzieć: gleba świętego ogrodu
Wydaje bujnie kwiaty i owoce,
Jakich nie uszczknął nikt z waszego rodu.

Woda, co widzisz, nie tryska w opoce,
Gdzie ją nasyca para oziębiona,
Jak strugę, co schnie albo wzrasta w moce;

Płynie z pełnego wciąż krynicy łona,
Tyle wzrastając, ile jej odpływa
W nurcie dzielącym się na dwa ramiona.

Jeden ma taką właściwość, że zmywa
Pamięć wszystkiego, co człowiek nabroi,
W drugim zaś pamięć cnych czynów odżywa.

Z tej strony Lety, a z drugiej Eunoi
Nosi nazwisko, ale nie skutkuje,
Aż się duch z obu strumieni napoi.

Nad wszystkie wody ta woda smakuje,
A choć już dusza twa musi być syta
I dalszych wieści mych nie potrzebuje,

Z łaski ci jedno dodam; ni poczyta
Za złe, ani też z tego dozna straty
Twój duch, jeśli mu na domiar zaświta.

Pieśniarze, co to śpiewali przed laty
O wieku złotym i szczęśliwym bycie,
W snach wieszczych może te widzieli światy.

Tu wiódł człowieczy szczep niewinne życie;
Tu był maj wieczny, owoc wiecznie źrzały:
To jest ów nektar, o którym gwarzycie".

Więc ja się na to obróciłem cały
Ku Wieszczom, którzy stali zasłuchani
W dźwięk słów, a oczy, widzę, im się śmiały.

Potem spojrzałem znów ku pięknej pani.

Czytaj dalej: 63. Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXIX - Dante Alighieri