Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXV

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Podczas wędrówki na siódmy taras Stacjusz rozprawia o poczęciu i kształtowaniu sie ciała i duszy ludzkiej. Na siódmym tarasie, wypełnionym przez ogień, ludzie zmysłowi sławią przykłady skromności.



Czas było wyżej piąć się ku ostatku,
Gdyż słonecznego okręg południka
Stał już na Byku, a noc na Niedźwiadku.

Więc jako człowiek, co się nie umyka,
Lecz dąży prosto, gdzie mu zamiar każe,
Mimo że w drodze szkopuły spotyka,

Myśmy wstąpili w nowe korytarze
Jeden za drugim i na wąskie schody,
Co nie pozwolą postępować w parze.

Jak się poderwać chce bocianek młody
Z gniazda i nie śmie, i sam sobą trwoży,
I skrzydła zwija w obawie przygody,

Tak ja, gdy pełgła i zgasła tym skorzej
Chęć odezwania się w głos, bywszy w geście
Człowieka, który już usta otworzy.

Nie przestał gwarzyć, mimo żwawe przejście,
Mój słodki Ojciec i rzekł: „Wypuść strzałę
Mowy, napiętą po same żeleźce".

Więc rzekłem, wargi rozchylając śmiałe:
„Jak się to może dziać, iż widma chudną
W bycie, gdzie winny być na głód wytrwałe?"

„Jeśli przypomnisz — odrzekł — powieść cudną
O Meleagrze Jako z ogniem drewna
Wraz gorzał, pojąć będzie ci nietrudno.

Spójrz, jak w zwierciedle kształtów twych odzewna
Postać z twym ruchem jednako się śliźnie,
A rzecz oporna stanie ci się pewna.

Lecz byś wybadał tych spraw głębie niźnie,
Masz tu Stacjusza; jego proszę grzecznie,
Aby lekarzem zechciał być twej bliźnie".

Ów na to: „Prawa działające wiecznie
Wykładać, gdzie ty stoisz, mistrz nad mistrze?...
Ale posłucham, gdy każesz koniecznie —

I zaczął: — Jeśli myśl zrozumiesz bystrze,
Którą ci tutaj mój wykład podawa,
Światło twym mrokom wybłyśnie ognistsze:

Krew najwybrańsza, która się ostawa
Z soków, skoro miąższ ciała wykarmiły,
Jako zebrana ze stołu potrawa,

W sercu, nie indziej, czerpie twórcze siły
Na kształtowanie członków; a te składa
W ten sposób, co krew, która ciecze w żyły.

Coraz się czystsza klaruje, aż spada,
Gdzie przystojniejsza milczeć, i tam z inną
Krwią w przyrodzonym naczyniu się zsiada,

Obie się łączą skłonnością powinną
Źródłu, skąd biorą szlachetne poczęcie:
Jedna z naturą bierną, druga z czynną —

I zaczynają działać w tym momencie,
Naprzód formując, a potem tchnąc życie
W płód utworzony przez dwu krwi zajęcie.

Moc czynna duszą zwie się w nowym bycie
Jak w zielu, jeno że tam otrzymuje
Od razu, tu zaś urabia swe życie.

W dalszym istnieniu już rusza się, czuje
Na sposób morskich głębin zwierzokrzewa
I zmysły ze swych pierwocin kształtuje.

To rozprzestrzenia się, to w jedno zlewa
Moc, co się z serca płodzącego bierze,
Kędy natura członki przyodziewa.

Lecz jak w człowieka przemienia się zwierzę,
Jeszcze nie widzisz: niech ci wstyd nie będzie,
Bo większy mędrzec zmylił się w tej mierze.

Uczy on — i tu widocznie tkwi w błędzie —
Że jest od umu dusza oddzielona,
Skoro nam umu niewidne narzędzie.

Ty prawdę z ust mych zdjętą przyjm do łona:
Ledwie się w płodzie materia ustroi,
Tyle iż mózgu budowy dokona,

Pierworuch Boży, z czynu ręki swojej
Zadowolony, tchnie weń pełen mocy
Duch i pierwotnym oddechem go poi.

Ten władze czynne w swej treści jednoczy,
Z których się tworzy jedna i jedyna
Dusza, co żyje, czuje, sobą toczy.

Byś lepiej pojął, jak się to poczyna,
Patrz na żar słońca, gdy w płynnej kąpieli
Jagód przemienia się na tęgość wina.

Aż kiedy Parce zabraknie kądzieli,
Dusza, zabrawszy tak ludzkie, jak Boże
Mocy, z cielesnej wyrywa się celi.

Władze zmysłowe osłabną w tej porze,
Za to pamięci, rozumu i woli
Moc wówczas w niej się powiększy i wzmoże.

Gdy sama przez się z ciała się wyzwoli,
Cudem przypada na jedno z wybrzeży
I tam poznaje swoją nową kolej.

Gdy ją ogarnie wiew krainy świeżej,
Moc promienieje twórcza z jej istoty,
Jak tam, gdy żyła śród ziemskich rubieży.

A jak powietrze wilgotne w czas słoty
Pod wpływem słońca, co się w nim przeziera,
Siedmią barw krasi tęczy kołowroty,

Podobnie cała wokół duszy sfera
Powietrzna swoje kształtuje osnowy
Wedle form, które duch na nią wywiera.

Jak za płomieniem języczek ogniowy
Polata w górę śladem jego tchnienia,
Tak i za duchem kształt podąża nowy.

Z niego swój pozór biorąc, nazwę cienia
Nosi i daje właściwych narzędzi
Moc zmysłom, nawet zmysłowi widzenia.

Tu się więc śmieje i tu się gawędzi,
Tutaj się wzdycha i płacze, i smuci,
Jako to słyszysz na każdej krawędzi.

W miarę jak które budzą się w nas chuci
Albo niechęci, swój cień zmienia dusza;
I to jest, z czym się twój rozsądek kłóci".

Już tylko jedna została katusza,
W prawo ostatnie zbiegamy koleje;
Tu inny widok do baczności zmusza.

Cały bok góry płomieniami zieje,
A zaś od brzeżka pęd silnej wichury
Na powrót spędza ognistą zawieję.

Wąziuchnym przejściem Mistrz i Stacjusz wtóry,
Ja trzeci kroczym; groza mię opadnie:
To drżę, że spłonę, to, że runę z góry.

„Wędzidło wzroku niech tu sobą władnie —
Mistrz mi powiada; — miej się ku obronie,
Bo na tej ścieżce chybić można snadnie".

Boże wielkiego miłosierdzia! —w łonie
Czerwonych żarów śpiewali pieśniarze,
Zmuszając oczy spojrzeć ku ich stronie.

Ujrzałem widma chodzące w pożarze;
Więc to na stopy swe patrząc, to na nie,
Na dwoje spojrzeń mych dzieliłem straże.

Zaledwie rozjęk żałosny ustanie,
Gdy: „Męża nie znam" — brzmią głosy ogniste,
A po nich ciszej poprzednie śpiewanie.

Inny głos wołał: „Dyjana Kalistę
Wygnała z gaju, bo nimfie sromota
Splamiła duszę przez żądze nieczyste".

Potem niewiasty zacnego żywota
Były sławione i mężowie czyści,
Jak ich mieć życzy małżeństwo i cnota.

Tak to zawodzą, podczas gdy się iści
Ich odkupienie w ogniowej ostoi;
Takim to trudem ich wina się czyści

I taką maścią ich rana się goi.

Czytaj dalej: 60. Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXVI - Dante Alighieri