Boska komedia - Czyściec - Pieśń XIII

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Na drugim tarasie poeci słyszą głosy wielbiące miłosierne czyny i obserwują dusze ludzi zawistnych ubrane w szare włosienice, z powiekami pospinanymi drutem; przebywa tu mieszkanka Sieny Sapia dei Saracini.



Doszliśmy szczytu kamiennej drabiny,
Gdzie po raz drugi stożek się wycienia,
Co wstępowaniem maże ludzkie winy.

A tam go taras gładki opierścienia,
Bieżący wokół, jak pierwszego razu,
Jeno z mniejszego zajęty promienia.

Figur tam rytych nie ma ni obrazu,
Ale jednego, szarego koloru
Zarówno gładka ścieżka, jak mur z głazu.

„Jeśli czekamy kogoś z tego dworu,
Nim się u niego drogowskaz wyprosi,
Długo tu bawić musim bez wyboru".

Rzekł i wzrok bystro ku słońcu podnosi;
Bok prawy czyni obrotu ośrodkiem,
A łuk zatacza lewym, jak na osi.

„O słońce — wołał — ty, którego słodkiem
Wiedziony światłem, na tor nowy wchodzę,
Jakim tu trzeba ratować się środkiem,

Poucz; ty grzejesz świat, — ty jego drodze
Świecisz; póki nic nie staje na wstręcie,
Brać trzeba zawsze twe blaski za wodze".

Jużeśmy uszli po owym zakręcie
Na tysiąc kroków swego rachowania,
Tak nas chęć sama parła w tym momencie,

Kiedy wionęły ku nam skrzydeł wiania
Duchów niewidnych, ale nas przelotem
Zapraszających do stołu kochania.

I był głos pierwszy usłyszany potem:
„Wina nie mają" — wymówił dokładnie
I brzmiał za nami echowym nawrotem.

A nim ten jeszcze w powietrzu pobladnie,
Inny zawoła: „Abyście wiedzieli,
Orestes jestem!" — to rzekłszy, przepadnie.

„Jakiej to, Ojcze, są głosy kapeli?" —
Pytam; a oto duch trzeci zakrzyczy,
Lecąc: „Kochajcie swoich krzywdzicieli!"

Na to Mistrz luby: „W tym kole się ćwiczy
Winę zazdrości; tu więc miłość miecie
Razy z jej własnych ukręcone biczy.

Wędzidło z głosów odmiennych się plecie;
Zaznasz ich jeszcze, jeśli mię nie myli
Domysł, nim spoczniesz w przebaczenia mecie.

Teraz niech wzrok twój w przestrzeń się wysili:
Ujrzysz gromadę mar siedzących razem;
Każda pod ścianą kamienną się chyli".

Tedy rozwarłszy oczy za rozkazem,
Popatrzę ku nim; siedzieli opięci
W płaszcze, co barwą zmieszały się z głazem.

Gdyśmy podeszli, owi smutkiem zdjęci
Wołali: „Módl się za nami, Maryja,
Michale, Piotrze i Wy, wszyscy Święci!"

Nie wiem, jestli kto tak surowy, czyja
Litość od tego nie zadrży widoku,
Który się teraz w moje oczy wpija.

Skoro tak blisko podsunąłem kroku,
Że mi ich postać była ukazana,
Żal mi spod powiek trysnął w łez potoku.

Szata ich nędzna, jakoby włosiana;
Jeden drugiemu wspierał się o plecy,
A wszystkich znowu podpierała ściana.

Tak wyglądali jak ślepi kalecy,
Gdy na odpuście w kościelnej zagrodzie
Żebrzą, głowami wsparłszy się, by lecej

Spółczucie zbudzić w pobożnym narodzie,
Wiedząc, że — niemniej jak skarga — nędzarzy
Widok litością czułe serca bodzie.

A jako ślepcom słońce za nic waży,
Tak i tym duchom do miejsca przykutem
Próżno blask świecił od słonecznych zarzy.

Jak czyni ptasznik z zuchwałym birkutem,
Kiedy nie może nad nim zyskać władze,
Powieki mieli pospinane drutem.

Zdawała mi się rzecz równa zniewadze
Patrzeć, niewidny będąc ich wzrokowi;
Więc się oczyma mego Mistrza radzę.

A On, co gestu znaczenie w lot łowi,
Niemieszkający rzecze: „Niech pospołu
Krótko i jasno twa chęć się wysłowi!"

Wergili przy mnie z tej strony cokołu
Stąpał po ścieżce, skąd łacno spaść można,
Bowiem jej poręcz nie chroni od dołu.

Po mojej stronie ślęczała nabożna
Duchów gromada, którym szwu szczeliną
Łzy wyciskała tęsknica przemożna.

Podszedłszy, tak się ozwałem: „Drużyno,
Owej światłości szczytnej niedaleka,
Która dziś tobie troską jest jedyną,

Niech łaska zmyje pianę, co obleka
Twoje sumienie, aby w nie, bezpieczna,
Prawdziwej wiedzy popłynęła rzeka.

Powiedz, rzecz będzie i luba, i grzeczna:
Jest tu gdzie dusza łacińskiego rodu?
Chęć moja być jej może użyteczna".

„Bracie, wszystkieśmy prawdziwego grodu
Obywatelki, rozumiesz pątnicę,
Co żyła pośród Italów narodu?"

Taką odpowiedź lecącą pochwycę
Z miejsca, gdzie cieniów siedziała gromada;
Więc głośniej jeszcze myśl moję wyświecę.

Sądzę, że na mnie jedna dusza blada
Czekała, brodę wysunęła bowiem
Na sposób ślepca, gdy przechodnia bada.

„Ty, co się zniżasz, by wznieść się — tak powiem
Do ducha — twejże głos to odpowiedzi?
Niech o twym kraju i rodzie się dowiem".

„Sieny mieszkanką byłam; tu się biedzi
Duch nasz — odrzekła — i pył ziemski myje
We łzach, czekając, rychło Bóg nawiedzi.

Głupie czyniłam, choć imię Zofije
Nosząc, bo o swe korzyści nie dbałam:
Radowały mię raczej szkody czyje.

Lecz abyś wierzył, że szczerością pałam,
Słuchaj, szał jaki zrodził się w mej głowie,
Kiedy po łuku życia zstępowałam:

Pod Colle moi gdy stali ziomkowie
Przeciw wrogowi, ja, podnosząc dłonie,
Błagałam Boga, by im stał na zdrowie.

Rozbici poszli po gorzkim wygonie
Ucieczki, a ja, świadek tej przygody,
Niewysłowioną rozkosz czułam w łonie.

I wzniosłam w niebo zuchwałe jagody,
Mówiąc: »Już teraz Ciebie się nie boję!«
Jak ów kos głupi dla trocha pogody.

Pod koniec życia z Bogiem się pokoję;
Ale podobno bogobojne chęci
Nie starczyłyby za powinność moję,

Gdyby nie szczęście, że się mej pamięci
Ruszyła litość w Piętrze Pettignanie:
On w modłach zmniejszył kaźń, która mię smęci.

Lecz ty kto jesteś, co o naszym stanie
Chcesz wiedzieć? Ócz twych niespięta powieka,
A ust twych mowa budzi wiatru wianie".

„I moje oczy równa kara czeka,
Ale niedługa — rzekłem — gdyż na świecie
Zazdrość ode mnie bywała daleka.

Za to się duch mój bardziej lęka przecie
Kary, co w kręgu niższym się wygładza;
Już prawie czuję ciężar, co mię zgniecie".

„Kto on — duch pytał — co cię przyprowadza,
Iż tuszysz wrócić na padolną drogę?"
„To — rzekłem — Wódz mój, ale się nie zdradza.

Żyw jestem; pytaj, czym ci pomóc mogę,
Jeżeli pragniesz, o wybrany cieniu,
Bym ruszył w sprawie twej śmiertelną nogę".

„Rzecz to zaiste dziwna ku słyszeniu;
Poznaję teraz, że ci Bóg łaskawy;
Więc wesprzyj czasem w pobożnym westchnieniu.

Nadto cię błagam w imię świętej sprawy:
Gdy będziesz kiedy deptał grunt Toskany,
U krewnych moich popraw mojej sławy.

Znajdziesz ich między próżnymi ziemiany,
Co w Talamonie dufhi, choć opłacą
Tę dufność drożej niż źródła Dyjany;

Lecz więcej od nich admirali stracą...."

Czytaj dalej: 48. Boska komedia - Czyściec - Pieśń XIV - Dante Alighieri