Boska komedia - Czyściec - Pieśń XI

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Podążając w towarzystwie pokutujących w kierunku schodów drugiego tarasu, Dante i Wergili rozmawiają z księciem Omberto Aldobrandeschim i miniaturzystą Oderisim da Gubbio.



„O Ty Ojcze nasz, który jesteś w niebie,
Nie, byś w nim mieścił się, lecz dla miłości,
Co pierwotworom stmtąd ślesz od siebie,

Święć się Twe imię i moc Twej wielkości
U wszystkich stworzeń, jako że godziwa
Dziękczynić tchnieniu Twojej łaskawości.

Królestwa Twego mir niech nam przybywa:
Jeśli go łaska Twoja nie udzieli,
Żadna go siła nie zdobędzie żywa.

Jako składają wolę swą anieli
Tobie w ofierze, hymny śląc do nieba,
Tak niech się człowiek wobec onieśmieli.

Nie skąp nam dzisiaj powszedniego chleba;
Bezeń człek rzucon na te ziemskie smugi
Cofa się, gdy mu naprzód iść potrzeba.

A jako my złe, co nam zrządził drugi,
Przebaczać chcemy, tak nam ty nawzajem
Przebacz, ni naszej nie zważaj zasługi.

Hartu, co łatwo pokusie poddajem,
Nie próbuj mocą starego zwodnika,
Lecz zbaw przed jego chytrym obyczajem.

Ostatnia, Panie, prośba Cię potyka
Już nie nam gwoli, bo meta przed nami,
Lecz tym, co jeszcze noszą ziemskie łyka".

Takimi Bogu modląc się prośbami,
Szli nachyleni pod brzemię tak duże,
Jak to, co czasem we śnie zmysły mami.

Nierówny ciężar nieśli i po górze
Z nierówną męką w pierwszym upokorzeń
Szli kole, myjąc z siebie ziemskie kurze.

Gdy nam tak sprzyja czułość onych stworzeń,
Jak winni dla nich być pełni ochoty
Ci, którzy woli mają zacny korzeń,

Dopomagając zbyć ziemskiej brzydoty,
Co ich kalała, by letcy i czyści
Mogli w gwieździste wstąpić kołowroty!

„Słuszność i litość niech wam ulgę ziści
I niech się skrzydeł waszych lot posili,
By was poniosły ku pewnej korzyści.

Mówcie nam, która ścieżka nas nie zmyli
W drodze ku schodom; a gdy ścieżek dużo,
Która się z góry najłagodniej chyli?

Bo mój towarzysz, zmęczony podróżą,
Adamowego jeszcze nie zzuł ciała,
Więc jego chęciom stopy nie dość służą".

Odpowiedź, która w ślad pytania brzmiała
Temu, co zawsze moją był osłoną,
Nie zgadnę, z czyich do mnie ust bieżała,

Tak mówiąc: „Z brzegu przy nas prawą stroną
Pójdźcie; kęs wyżej szczelinę znajdziecie,
By nią człek żywy przeszedł, dość przestroną.

I gdyby nie to brzemię na mym grzbiecie,
Które tak moją postawę odmienia
I pyszną czaszkę mą do ziemi gniecie,

Jemu, co żyje, obcy mi z imienia,
W twarz bym popatrzał, czyli mi nie znana,
I żal wywabił dla mego cierpienia.

Jam Latyn, dziedzic wielkiego Toskana;
Wilhelma z Aldobrandeschich jam synem:
Nie wiem, czy tego świadomiście miana?

Dumny dziełami i krwi karmazynem
Mych przodków, tak się panoszyłem w świecie,
Że matki wspólnej nie pomnąc, nad gminem

Władca wzgardliwy, padłem w lat mych kwiecie:
Naród seneski coś rzec o tym umie
I w Campagnatico wie każde dziecię.

Omberto jestem; nie samego tu mię
Wpędziła pycha; krewnych moich dusze,
Podobnie jak ja, kata mają w dumie.

Tę dumę gładząc, pod głazem się kruszę,
Aż bożą pomstę do reszty nasycę:
Nie chciałem żywy, pośród martwych muszę".

Słysząc tę mowę, pochyliłem lice;
Wtem drugi z duchów, idący tuż blisko,
Ciemieniem ciężką podźwignął przyłbicę,

Ujrzał mię, poznał, wymówił nazwisko,
Z wysiłkiem w mą się wpatrywał osobę,
Bo idąc z nimi, głowę niosłem nisko.

„Oderisiego-ż to widzę? Ozdobę
Gubbia i sztuki, którą paryżanie
Alluminacją zową w naszę dobę?"

Tak pytam. „Bracie — rzekł — na malowanie
Spójrz, w bolończyka kunszcie uśmiechnięte!
Przy nim ma chwała ledwo się ostanie.

Mniej skromny byłem, kiedy łono wzdęte
Pożądaniami wróżącymi sławę
W doskonałości bieżało ponętę!

Tym mytem spłacam dziś doczesną wrzawę;
A byłbym indziej, lecz, jeszcze śród ciała
Mego mieszkając, czyniłem poprawę.

Ot, człowieczego kunsztu marna chwała!
Jakże trwa krótko zieleń tego drzewa,
Jeśli tuż po niej znów dzicz nie nastała!

Sądził Cimabue, że wszystkich olśniewa,
A dzisiaj Giotto pierwszy staje w rzędzie
I tak, że rozgłos onego przyćmiewa.

Tak jeden Gwido po drugim narzędzie
Wziął stylu, a już może wnet powstanie
Taki, co po nich w ich gnieździe usiędzie.

Bo sława ziemska jest jak wiatru wianie,
Co raz z tej strony, raz z owej zalata:
Zmieni kierunek, to zmienia nazwanie.

Wzmożeszli chwałę, że ta ziemska szata
Późnych lat dotrwa, niż gdybyś zmarł z młodu,
Kiedyś wymawiał jeszcze: »papu, tata«?

Cóż za lat tysiąc będzie? Do pochodu
Wieczności one sąjak okamgnienie
Do najszerszego sfer górnych obwodu.

Ten, co przede mną wlecze się, był w cenie
Takiej, że wszystka brzmiała nim Toskana;
Dziś się zaledwie o nim szepce w Sienie,

Gdzie władał w czasie, gdy padła stargana
Wściekłość florencka, pyszna od lat wiela,
Jak jest od wczoraj wszeteczeństwem pjana.

Bo wasza sława jest natury ziela:
Wschodzi i ginie; w tym samym płowieje
Słońcu, za którym nieźrzała wystrzela".

Na to ja: „Z mowy twej w me serce wieje
Zdrowa pokora i pychę mą gani,
Ale o kim to głoszą twoje dzieje?"

„Oto jest — odrzekł — Provenzan Salvani;
Dostał się tutaj, że pragnął zbyt śmiele,
By wszyscy w Sienie byli mu poddani.

Zmarł i tu błądzi, odkąd nie jest w ciele,
Bez odetchnienia; pokutuje łzawo,
Kto tam za życia pożądał za wiele".

Ja jemu na to: „Jeśli duch z poprawą
Swoją zwłóczący aż do bytu brzeżka
W przedczyśćcu bawić ma — ani mu prawo

Wejść tutaj, chyba że ktoś nie omieszka
Wesprzeć modłami — tyle, ile w żywej
Bawił osobie, skądże ten tu mieszka?"

„Kiedy był jeszcze możny i szczęśliwy,
Wielkiej pokory dał znak — duch powiada —
W rynku seneskim wziąwszy obelżywy

I nędzny łachman z żebrzącego dziada:
Na wykup druha z kaźni Karolowej
Do przechodzących drżące dłonie składa.

Wiem, niejasnymi to powiadam słowy,
Lecz niezadługo, rodakom swym dzięki,
Zbyt jasno pojmiesz znaczenie mej mowy.

Tym czynem termin ukrócił swej męki".

Czytaj dalej: 46. Boska komedia - Czyściec - Pieśń XII - Dante Alighieri