Leśna rozmowa

Gdyśmy szli lasu skrajem, wzdłuż poręby,
Byliśmy z sobą i ze słońcem sami,
Z góry patrzyły na nas stare dęby
I dobrotliwie kiwały głowami.

Patrzyły na nas krzywe, smagłe sosny
I jedna drugiej— niby kuma kumie —
Złośliwy jakiś koncept czy zazdrosny,
Chyląc się, w cichym podawała szumie.

„Kuku!“ — wołały z lasu kukułeczki —
Dokądże, dokąd? czyście państwo głusi?“...
Szliśmy wprost siebie — śladem leśnej steczki —
Wierząc, że ona gdzieś prowadzić musi.

Pod stopą zrzędnie nam trzeszczał chrust łomki,
Krzak jakiś kłaniał się — niby w podzięce —
I uśmiechały się do nas poziomki
Słodkie, rumiane, jak usta dziewczęce.

Wiatr targał liście ciepłymi podmuchy,
Na głowy nasze rzucał cieniów plamy.
Zając nadstawiał czujnie długie słuchy,
Snać chcąc podsłuchać, o czym rozmawiamy.

Chciej ciekawości pozbyć się zbytecznej!
Chętnie, szaraczku, z rozmów ci się zwierzym:
Mówimy o tej jasności słonecznej
I o tym wietrze, rzeźwiącym a świeżym;

Mówimy o kwiatach, co miodami pachną
I grają tęczą rozlicznych kolorów;
O tych obłokach, co smugą wielgachną
Zasłonią czasem toń modrych przestworów;

O gwarze ptaków i o muszek krociach,
Ponad mchów ścielą miękką, aksamitną;
O wystrzyganych przedziwnie paprociach,
Co raz do roku — choć nie wszystkim — kwitną...

Z słońcem, powietrzem i polem i lasem
Gwarzymy idąc we dwoje... i chyba
Niema w tem winy, jeżeli obcasem
Nieraz zdepcemy — pękatego grzyba...

Czytaj dalej: Cztery pory roku - Józef Antoni Birkenmajer