Ocknął się ostęp nad jeziorem głuchy,
Jak gdyby jakaś trwoga go przenikła...
Drzewa pytają, wytężywszy słuchy:
Skąd taka wrzawa nadciąga niezwykła?

Coraz to bliższy odgłos zawieruchy
Z krzykiem i jękiem i błyskiem się wikła...
Och!... pierś jeziora od bólu zasykła,
Wpół gromowymi rozdarta wybuchy!

Znów łoskot... i cedr ściele się przy cedrze...
Ze skał tryskają zdruzgotane piargi
I chichot piekieł powietrze rozedrze...

Skalała puszczę pożoga i rzeźnia:
Człowiek, krwią pragnąc zmazać swe zatargi,
Stwórcę gromami zniszczenia przedrzeźnia.

Czytaj dalej: Cztery pory roku - Józef Antoni Birkenmajer