Rozkołysane fal błękitnych grzbiety...

Rozkołysane fal błękitnych grzbiety
Biegną w pościgach, niby zapaśnicy,
Co w pozłacanej gnają koleśnicy
Do widnokręgiem zakreślonej mety.

Toń taka jasna, niby wzrok kobiety,
Co splamiony — chyba łezką na źrenicy,
Szemrze w zadumie jakiejś i tęsknicy...
Niekiedy krzykiem mew załka: — niestety!

O serce, gnane żądz i losów tłokiem,
Tęsknoty dzikiej opętane biesem!
Zaniechaj zwątpień i nadziejom zwól się!

Na dolę swoją jasnem spojrzyj okiem:
Żaden widnokrąg nie będzie ci kresem
I śmierć nie stłumi pieśni w twoim pulsie...

Czytaj dalej: Cztery pory roku - Józef Antoni Birkenmajer