Trzy mogiły

I.
Pod Krakowem trzy mogiły,
 Niby trzy strażnice;
Dwóch wojaków przytuliły,
 A trzecią dziewicę.

Pod Krakowem trzy kurhany,
 Niby trzy przedmurza,
Patrzą na kraj ukochany,
 Skąd mu grozi burza.

Pod mogiłą Krakusową,
 Płyną Wisły fale —
Nad nią dąb omszałą głową,
 Potrząsa wspaniale.

Ej, ty naszych siół patronie,
 O czem dumasz dębie?
Czemu patrzysz w Wisły tonie,
 Przezierasz jej głębie?

Ni tam Boża dłoń rzuciła,
 Korali na fale —
Chyba naszą krew zmieniła,
 W czerwone korale.

Ni tam pereł blask nie świeci,
 Co by tak nęciły:
Łzy to chyba polskich dzieci,
 W perły się zmieniły.

O! już wiem ja, dębie stary,
 O czem dumać tobie;
Rozpostarłeś twe konary,
 Na rycerza grobie —

Z mężnej piersi bohatera,
 Czerpiesz twoje soki:
Toż i skroń się twa wydziera,
 Śmiało pod obłoki.

I poglądasz w koło dumnie,
 Na ten świat zamarły:
Bohatery leżą w trumnie,
 A szaleją karły! —

Zdasz się jeno czekaj chwili,
 Która nie daleko:
Rychło z mogił się odchyli,
 Zapleśniałe wieko?

Rychło w turzy róg zagrają,
 Rycerze zaklęci,
I twym liściem skroń umają,
 Ku wiecznej pamięci?

Wskrzesić zmarłych siwy dębie,
 Próżna to pokusa:
Spójrz! jak smutno patrzy w głębie,
 Mogiła Krakusa.


 II.
Pod Krakowem trzy mogiły,
 Niby trzy strażnice:
Dwóch wojaków przytuliły,
 A trzecią dziewicę.

Grób dziewicy, lud własnemi,
 Usypał rękami:
„Wanda leży w naszej ziemi!”
 Śpiewając ze łzami.

Skoro tylko z pierwszą wiosną
 Słonko się wychyli:
Na mogile kwiaty rosną,
 I ptaszyna kwili.

Kwiaty wieńczą ją do koła,
 Niby ślubnym wiankiem,
A ptaszyna ciągle woła,
 Jakby za kochankiem.

Próżno kwiaty wy rośniecie,
 Dla cudnej dziewoi —
Nigdy ona was nie wplecie,
 Już do kosy swojej.

Próżno ptaszku z zorzy błyskiem,
 Brzmi piosenka twoja:
Przed kochanka to uściskiem,
 Uciekła dziewoja!

Bo on hardy, kraj chciał zgubić,
 Mieczem i płomieniem;
Bo on Polskę chciał zaślubić
 Żelaznym pierścieniem.

Chociaż głosił wciąż najwierniej,
 Miłosne zapały —
Zbrojne tłumy jego czerni
 Po kraju szalały!

Oj, nie z takim to orszakiem,
 Idzie się na gody —
I nie droga takim szlakiem
 Do królewnej młodej!

I nie takie to ofiary,
 Lubej się przynosi!
I nie z takiej krwawej czary,
 Wiwaty się wznosi!

Purpurowym łuny pasem,
 Niebo się pokryło —
A lud płakał już tymczasem,
 Nad Wandy mogiłą.

Bo nim horda po zagonie
 Rycząc, przeszła gniewna:
Już w srebrzyste Wisły tonie,
 Skryła się Królewna! —

I zapłakał — łzy krwawemi
 Naród, u mogiły:
„Wanda leży w naszej ziemi!”
 Echa mu wtórzyły!


 III.
Pod Krakowem trzy kurchany,
 Niby trzy przedmurza,
Patrzą na kraj ukochany,
 Czy nie grozi burza.

Oj! powiała burza wściekła,
 Z dalekiego wschodu,
I całunem przyoblekła,
 Krwawą pierś narodu!

Oj! zawodzą w płacz serdeczny
 Nieszczęśliwe matki,
Do pościołki wiodąc wiecznej,
 Ukochane dziatki —

W niebo okrzyk zgrozy bije,
 Załośnie, grobowo —
Czyje ręce pomszczą, czyje,
 Krzywdę narodową?

I posłyszał to z ukrycia,
 Mąż z ducha i kości:
Co nieszczędził nigdy życia,
 Za sprawę wolności!

Co za bisior miał siermięgę,
 A burkę za łóżko;
Miłość ludu za potęgę —
 A zwał się Kościuszko!

Od okrzyków, od radości,
 Znowu grzmią niebiosy,
Gromadzą się ludzie prości,
 Wyostrzają kosy —

Oj! niech wróg się nie poważy,
 Kusić o zwycięstwo,
Gdzie narodu duch na straży,
 Tam siła i męstwo.

Choć niewola niby ołów
 Ciężka, na pierś lęże,
Wstają iskry z pod popiołów,
 A z narodu — męże.

Zbrojne w kosy i w kłonnice,
 Poszły nasze chwaty,
Poszły het, pod Racławice,
 Zdobywać armaty.

I zdobyli i przywlekli,
 Armat jedenaście,
„A wrogowie niby wściekli,
 Pierzchli przez przepaście!”

— Hej! gdy nam tak poszło z chwałą,
 Kościuszko zawoła:
Trzeba przelać jedno działo,
 Na dzwon do kościoła.

Niechaj jego głos spiżowy,
 Co dnia płynie z wieży,
I o chwale narodowej,
 Gada do młodzieży. —

Potem rzuci okiem czule,
 Na Wawelu mury:
— Tam gdzie nasze leżą króle,
 Stanie moździerz wtóry!

Gdy na dolę naszą krwawą,
 Padł ucisk tej ziemi,
Narodową chociaż sławą,
 Podzielmy się z niemi!

Trzecie działo niechaj stanie,
 Na mojej mogile,
By żołnierskie pożegnanie,
 Oddać mi za chwilę — —

Skąd te wodzu myśli czarne,
 Skąd ten smutek, powiédz?
Czyś ty wieszczym przeczuł duchem,
 Klęskę Maciejowic?

Nie wiem, z jakich przeznaczenie,
 Wódz tam czytał znaków;
Czy w snach zoczył tę mogiłę,
 Którą wzniósł mu Kraków!

Ale widzę, jak nad Polską,
 Duch jego jaśnieje,
Trwogę budząc w sercach katów,
 W ofiarach — nadzieję.

Czytaj dalej: Ziemia rodzinna - Władysław Bełza