Zaklęte dzwony (II) - Zjawisko

Wkoło trumny marmurowej,
Co pokrywa drogie zwłoki,
Stoi orszak pogrzebowy
W ciszy wielkiej i głębokiej.

Smutne »requiem« brzmią organy,
Serca wszystkich drżą w pokorze..
Gdzież te czasy, gdy te ściany
Odbijały: »Ciebie Boże!«...

Gdy tu wodze, króle nasi,
Po odbytej bitwie walnej
Nieśli wota... a Prymasi —
Hymn »Te Deum« tryumfalny?

Gdy tu, wieńcząc wielkie dzieło,
Które burzył mnich niecnota,
Z pod Grunwaldu nasz Jagiełło
Sto chorągwi słał na wota?

Gdy tu król nasz, Zygmunt Stary,
Jak bywało dzicz przepłoszy,
Z rąk Tarnowskich brał sztandary
I na klęczkach hołd Wołoszy?

Gdzież te czasy dawnej chwały?
Gdzież ta królów dań powszednia?
Gdzież te hymny, co tu brzmiały,
Gdy Jan trzeci wracał z Wiednia?...

Wszystko, wszystko pogrzebione!...
Tylko czasem, w nocną ciszę,
O trofea, zawieszone
Pod sklepieniem, — wiatr kołysze.

Tylko czasem, gdy zmrok pada,
Jęk w Wawelskiej słychać skale,
I duch jakiś błędny gada
O minionej przodków chwale!


Żałobnego »requiem« strugi
Gdzieś skonały u ołtarza...
Tylko kolumn szereg długi
W ciszy sobie je powtarza.

Tylko wiatr je o arkady
I o smukłe trąca wieże,
Skąd cherubin smutku blady
Przed tron Stwórcy je zabierze.

Dziwna, dziwna to muzyka!
Akord tęskny i wspaniały,
To nam duszę wskroś przenika,
To znów serce rwie w kawały.

A lud pyta: czy to czary,
Że to echo wciąż gra jeszcze?
Niby w owej baśni starej,
W toni jezior słowa wieszcze;

Co to z pierwszą zaraz wiosną,
Gdy wiatr wionie nad szuwarem,
Echa ich pod niebo rosną
I zdziwiają świat swym gwarem...


Naraz, nawa tej świątnicy
Pęka, jak sklep niebios Boży,
Gdy go mgnienie błyskawicy
Dla śmiertelnych ócz otworzy.

I przez jasne niebios wrota,
Gdzie duch Pański jeno wchodzi,
Płynie istny potok złota,
Topiąc cały gmach w powodzi.

Już grobowce te ponure
Drżą, od ogni całe lśniące...
Rządy kolumn pną się w górę,
Niby słupy gorejące...

A u Świętych tam, na boku,
Takim blaskiem płonie lice,
Jakby Pan Bóg dał ich oku
Odbić niebios tajemnice...

Z płomiennego morza fali,
Spływa anioł srebrnopióry;
Nad nim zorzy blask się pali,
Brzask zarania i purpury...

Niby w locie gwiazda chyża,
Co przez niebios spada tonie,
Tak się on do trumny zbliża
I wyciąga nad nią dłonie.

Głosem, słodszym nad dźwięk lutni,
Co brzmi chwale Boskiej k’woli:
»Pokój — rzecze — wam, o smutni!
»Pokój ludziom dobrej woli!«

A choć cichy głos anioła
Dziwnej pełen jest słodyczy,
Przecież wszystko tu dokoła
Drży od grozy tajemniczej.

Wstrząsł się Wawel w swem sklepieniu,
Grób za grobem się rozpada!
I szmer pobiegł w zgromadzeniu:
»Cyt! niech poseł Boski gada!«


A niebieski gość skrzydlaty
Cicho się nad ludem waży...
I złocistym rąbkiem szaty
Łzy ociera z boskiej twarzy.

I u trumny, co krwią broczy,
Klęka, chyląc kornie czoła:
Aż ukrywszy w dłoniach oczy,
»Polsko biedna!« w głos zawoła...

»Polsko! dawne cnót siedlisko,
»Podeptana wdzierców nogą,
»O! jak tyś upadła nisko,
»Że dziś nie masz już nikogo...

»Kto nad grobem twoim stanie?
»Kto uderzy w jęk boleści?
»I opłacze twe skonanie,
»I wskrzeszenie twe obwieści?...

»Nikt, nikt z ludzi! Lecz Pan w niebie
»Spojrzał na cię u podnóża
»I mnie zestał tu do ciebie,
»Świadka dziejów twych i stróża!

»Bo na powieść o twym losie,
»Nim Bóg straszny sąd obwoła,
»Niema dźwięków w ludzkim głosie,
»Na to trzeba ust anioła.

»Więc co w Bogu ma początek,
»Niech ku chwale Boskiej gorze!
»Z tem twych dziejów jasny wątek
»Rozpoczynam w Imię Boże!«

Czytaj dalej: Ziemia rodzinna - Władysław Bełza