Zaklęte dzwony - Wstęp

Lubisz, dziatwo, gdy zmrok padnie,
Słuchać nianiek opowieści:
O jeziorze, które na dnie
Kryształowy pałac mieści...

A w pałacu tym dziewica,
Której dziki potwór strzeże;
Taka dręczy ją tęsknica,
Że aż litość serce bierze!

I gotowaś skoczyć dziatwo,
W to jezioro, co ją chowa,
Lecz wybawić jej niełatwo,
Bo zaklęcia nie znasz słowa!

Nieraz trwogą drżysz tajoną,
Gdy zasiadłszy u komina,
Dziaduś z twarzą pomarszczoną,
Różne dziwy przypomina.

Jak to walczył gdzieś daleko,
Pod chorągwią bohatera!
Jak to krew się lała rzeką...
Aż ci w piersiach dech zamiera:

Siwy dziaduś macha ręka
I maluje żywem słowem:
Jak to walczył pod Dubienką,
Pod Olszynką, pod Grochowem.

Potem widzisz w oku dziada,
Jak się męska łza zakręci,
I na cichą ziemię spada,
Niby zmarłym ku pamięci.

I znów radabyś o! dziatwo!
Ujrzeć dzielnych z pod Grochowa:
Ale wskrzesić ich niełatwo,
Bo zaklęcia nie znasz słowa!


Jak królewna ta zaklęta,
Na dnie wody kryształowem,
Polska, twoja macierz święta,
Pod kamieniem śpi grobowym.

Lecz szczęśliwszy los królewny,
Niż los matki naszej świętej:
Bo się znalazł młodzian pewny,
Co w jej pałac wszedł zaklęty;

Niczem były dlań tortury,
I piekielnych sił hałasy:
Przed pogonią wznosił góry,
Zwracał rzeki i siał lasy...

Przebył trudy nad pojęcia!
I, nim siostrę swą powitał,
Pierw o słowa, o zaklęcia,
Pośród rajskich ptaków pytał...

Pierwej stoczył bój z potworem,
Co pałacu strzegł ze złota,
Nim stanęły mu otworem,
Zaklętego zamku wrota.

A tej Polski naszej świętej,
Snu głuchego wiek przechodzi,
I nie wiedzieć, kto z zaklętej,
Matkę — mocy wyswobodzi?


Cóż to, dziatwo! jaka strata,
Oczy twoje łzą zaćmiewa?
Z ustek uśmiech ci ulata,
Jak powiędły listek z drzewa...

Kornie stoisz tak z daleka...
Powiedz, czego ci potrzeba?
Czy ptasiego żądasz mleka,
Szybki z okna, gwiazdki z nieba?

Ha! Już czytam w twojem licu,
Co ci goni łzę z powieki!
Ty wiesz o tym królewicu,
Co to poszedł w kraj daleki...

Poszedł między rajskie ptaki,
Szukać owych słów zaklęcia...
I ty w jego błędne szlaki,
Chcesz z uporem iść dziecięcia!

Ale nie wiesz, co cię czeka,
Z przeszkodami pracy ile?
Droga trudna i daleka,
Znojem każdą znaczy chwilę!

Milczysz, — a więc pójdziemy razem,
Pójdziemy szukać tego słowa!
Może zagrzmi tym wyrazem
Przestrzeń niebios lazurowa?

Może toń jeziora drżąca,
W nocną je wyśpiewa ciszę;
Może gwiazdka spadająca,
Na powietrzu je wypisze?

Może w głuchej gdzie dąbrowie,
Szepnie je »macierzy-duszka«,
Lub własnego ci dopowie,
Przyspieszony puls serduszka.

Czytaj dalej: Ziemia rodzinna - Władysław Bełza