Gwiazdo moja poranna - przebijasz mi czoło,
abym mógł dzień zobaczyć, który w okna bucha
rozpalonym potokiem. Nad nim światła gołąb,
a w nim żelaza gorycz i czasu posucha.
Otom ja, ziemia skwarna, po tabunach dzikich
ziejąca jeno siarką i dymiąca grozą,
gdzie dogasają z wolna ciała wojowników,
a nad nią niebo z ognia, jakby ręką bożą
przekreślone i tylko w nim obłoki-struny
i błyskające bramy czy ciche pioruny.
I leżą tak odłogiem, i jeno mi dane
małe ciało kobiece, a w nim dusza ptaka,
która wyrasta na mnie lirą albo dzbanem,
lub jak dymiącej sprawy ludzkiej dłonią skrycie
jest na powłoce martwej - mej pamięci życiem.
I tak się poję przez nią. O wyschnięte rzeki!
Przy drogach żaby suche jak gałązki ścięte
i do wzroku przyrosłe przekłuły powieki
pękniętych serc skorupy, co nie wzejdą dźwiękiem.
To tłumy rozbawione ich światłem i trwogą
i odważne, bo liczne, roztarty je nogą.

O! nie opłaczę serca mej ziemi namiętnej,
tych skarg waszych jak dymy idące w obłoki,
tych waszych snów-gałęzi, co jak niebo piękne,
tych, co w żalu żegnałem czarne od posoki.
O! nie wypowie lira duszy krwią napięta,
bo choć jest wszechobjęciem, wszechmęką - nie święta,
bo pokalana jednym nienawiści słowem
i jedną skargą ścięta w krzyże purpurowe,
które na plecach nosić w milczeniu przez wieki
i nim je wypowiedzieć.- stać się pierw człowiekiem.

Ale ja czuję niebo, co mi do ust schodzi
jak chleb ognistych czynów, i pieśni jak liście
szumiące od aniołów i pełne narodzin
duchów strzelistych jakby świerków słupy złote,
i kilka czuję serc, co są jak w ziemi młoty
przed wiekiem zakopane, które z wolna rusza
opór korzeni prężnych, w których czeka dusza.
Ale ja czuję pieśni, co ledwo się pyłem
traw złotych poczynają w rozrąbanej ziemi,
i słyszę, gdy powstają rycerze przez silę
i przez światło. Od blasku jeszcze stoją niemi,
jeszcze palce prostują jak łodyżki młode
i widzą świat przez ciepło jak przez drżącą wodę,
jeszcze im puch porasta na kitach czapraków,
a już się palce w wietrze dziesiątkami ptaków
rozfruwają po niebie i zgarniają przestrzeń,
i dudni rozwiązane jak supeł powietrze,
i dudni, choć szkielety krzyżów jeszcze gniotą.

Oto, gwiazdo poranna, czuję łuny młotów.
O gwiazdo! jeśli nawet w twym blasku mi zasnąć,
ja czuję: te płomienie ból zrodził. Nie zgasną.

Czytaj dalej: Bajka - Krzysztof Kamil Baczyński