Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

listopadowy cud


Rekomendowane odpowiedzi

A czemu nie grudniowy ? Cuda nie dzieją się tylko we święta, ani w dni nieparzyste. Kto wymyśla takie absurdy ? Lepiej ! Kto w nie wierzy ?
Są ludzie i parapety, oni zaliczają sie do łatwowiernych popaprańców, co to czekają na mannę z chmurki i modlą sie do kamieni. Słyszałam, że trzeba chodzić do kościoła, bo to dom Boży. A czemu Jego domem nie może być mój pokój, albo ogródek, albo buda dla psa ? Czemu tam nie możemy się modlić i przyjmować komunię tylko właśnie w kościele. Mają tam satelitę i jest lepszy odbiór modłów ?
Umówili się , że tak ma być, a teraz pewni panowie w czerni wzbogacaja się na naszej psychicznej ułomności, niedostrzegania świata takim jakim jest.
Na szczęście są ludzie odrealnieni w kierunku dobrej prostej, która to nastawia powyginane karki.
Modlę się w domu, bo nie potrzebuję oddechu sąsiada na plecach kiedy stoję po "ciało Chrystusa" czy moherów czających się na pana od koszyka, żeby wrzucić stówkę (Bóg lepiej patrzy na tych co wrzucą więcej).
Myślisz, że przesadzam ? Popatrz na WILLE, drogie samochody tych co są "głosem Boga", a na tych co nie mogą wykarmić rodziny i tych co lądują na ulicy bo wyrzucili ich z pracy.
Wtedy zobaczysz co mnie męczy.

Z pozdrowieniami do tych wielkich panów co to czystością i ubóstwem nawracają nas na dobro.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brzmi to przede wszystkim jak wywalanie gorzkich żali na świeżo, zamiast jak dobry przemyślany tekst. Myślę, że stać Cie na dojrzalszy tekst. Tematyka może być ta sama, ale ubrana w jakiś sposób, który by zaciekawił i nie brzmiał jak lament. Ja sie zgadzam z tym, co piszesz, ale ja moge tego wysłuchać kiedy z Tobą rozmawiam, jako tekst jest słabe. Pozdrawiam, E.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podstawowym problemem, który starasz się poruszyć w tym tekście, jest "kłamstwo". Takie mam wrażenie, ponieważ stwierdzasz kategorycznie, że to co głoszą kapłani jest zwodzeniem słabych psychicznie i że robią to tylko dla pieniędzy - taki dobry sposób na biznes.
Wnioskuję, że masz problemy ze zdefiniowaniem zjawiska wiary a co za tym idzie oceniasz tych, którzy są wierzący. Postaraj się poznać zasady Ewangelii, żyć nimi choćby przez miesiąc a później zobaczysz, czy Ty sama (mocna psychicznie, bo nie wierząca(?)) potrafisz temu sprostać. Jeśli nie potrafisz żyć zasadami Ewangelii to tylko dlatego, że nie posiadasz wiary. To nie jest tylko kwestia przekonań.
Gdybyś była osobą wierzącą, wiedziałabyś dobrze dlaczego kościół nazywa się Bożą świątynią i dlaczego modlitwa we wspólnocie Kościoła ma zupełnie inny wymiar niż ta w zaciszu domowego zapiecka. Aczkolwiek jedna i druga może czynić cuda.

;)

z uszanowaniem

Marek

ps. rozumiem Twój bunt i rozczarowanie, ale nie moge zgodzić się z tym, że tak kategorycznie oceniasz i wydajesz sądy

a tak na marginesie to zapraszam do założenia forum, ponieważ tam jest miejsce na tego typu "prozę"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego Marku utożsamiasz autorkę z postacią z tekstu? to, że tekst jest w pierwszej osobie wcale nie musi świadczyć o tym, że to przemyślenia autorki, mogła to napisać nawet gdyby biegała codziennie do kościoła. A nawet jeśli są to jej przemyślenia, to wybacz, ale tutaj odnosimy sie do tekstu a nie do osób, bo jak słusznie zauważyłeś, od tego jest forum. Na forum nie wkleja sie z założenia tekstów, tylko dyskutuje, teksty mają miejsce tutaj i to do nich mam wrażenie powinieneś sie odnosić.
Dlaczego zarzucasz dziewczynie, że ma problem ze zdefiniowaniem wiary? ludzie wierzący właśnie najczęściej przejeżdżają sie na kościele, po tym co tam widzą. Niejednokrotnie słyszę wypowiedzi różnych ludzi "wierzę w Boga, ale nie wierze w kościół". Jeśli tak lubisz wyciągać wnioski, to zauważ, że bez powodu ci ludzie tak nie mówią. W ogóle mam wrażenie, że najwięcej ateistów urodził właśnie kościół.
Zgadzam się, że przebywanie wśród współwyznawców może działać konstruktywnie na człowieka i wzmacniać go, ale to właśnie w domu i innych miejscach spędzamy najwięcej czasu, tam czujemy sie bezpieczni i mam wrażenie bardziej szczerzy (bo nie na pokaz). Sorry, ale jeśli mam ochote sie pomodlić to mam biec do kościoła? bo tam pomodle sie lepiej? bo tam wyklepie wyuczone regułki, zamiast ROZMAWIAĆ z Bogiem?
Zarzucasz koleżance, że wydaje kategoryczne sądy swoim tekstem, ale 1 os. wskazuje na subiektywizm i ma święte prawo do pisania czekogolwiek. Poza tym Ty też wydajesz kategoryczny sąd, że autorka jest niewierząca, bo inaczej by wiedziała i rozumiała...

Oceniaj tekst, nie autora. Chcesz pogadać załóż wątek na forum. W zasadzie tylko tyle miałam napisać, jak zwykle musiałam więcej... niech to szlag;p

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Utożsamiam autorkę z tekstem, ponieważ trudno się oprzeć wrażeniu, że mówi we własnej osobie. Jestem przekonany, że ktoś, kto chodzi regularnie do kościoła i jest świadomy swojej wiary, nie napisza tekstu, z którego jasno wynika, że ma elementarne problemy ze zdefiniowaniem wiary Chrześcijańskiej.
Jak dobrze wiesz tekst jest nośnikiem przekazu, treści. I jeśli mam się odnieśc do tekstu, to musze także powiedzieć, czy i jak na mnie wpływa, jako czytelnika. A ten tekst jest nacechowany niewiedzą co do temtu, którey stara się poruszyć.
Jeśli ktoś "przejeżdża się" na Kościele to znaczy, że nie rozumie jego istoty. Rozumiem, że są ludzie (jak mówi Pismo) małej wiary i w tym przypadku może się tak zdarzyć, że złe postępowanie osoby wierzącej może zgorszyć. Jednak, jeśli ktoś dba o uświadamianie i pogłębianie wsojej wiary to powieksz świadomośc siebie jako członka Kościołą, który nie jest dla elity (wybranych idealnych, bez wad i bezgrzesznych) ale dla każdego. Kościół to wspólnota świętych-grzeszników. Świętych świętością samego Pana Boga a grzesznych z tytułu posiadanej natury ludzkiej i skłonności do grzechu.
Sprzecznym w sobie jest tweirdzenie "wierzę w Boga, ale nie w Kościół", gdyż bez Pana Boga, bez ofiary Chrytusa nie ma kościoła. Tak moga mówić jedynie ludzie wierzący kulturowo, zwyczajowo (bliższe to magii niż uświadomionej wierze).
Bóg w Trójcy Jedyny, bo o takim tu mówimy, sam w sobie jest współnotą Osób - isnieje na sposób wspólnotowy. Stąd obraz Kościoła, który jest jego dziełem, ma naturę wspólnoty i kiedy wierzący modli się w Kościele ma to zupełnie inny wymiar - także w pojęciu pedagogiki modlitwy, ale nader w pojęciu sakramentalnym. Modlitwy w Kościele są modlitwami Kościoła, który modli się słowami "jakich nauczył nas Chrystus" - dla wierzącego to coś więcej niż "klepanie regułek". I w konsekwencji to tam dokonuje się konsekracja. Ale tego nie będę wyjaśniał. Nie miejsce na to.
Autorka wydaje kategoryczne sądy na temat wierzących nazywając ich w sposób, delikatnie mówiąc, obraźliwy. Ja jedynie stwierdzam fakt, że osoba świadoma swej wiary nie będzie postrzegać rzeczywistości Kościoła i wiary w Pana Boga w sposób taki, jak został tu opisany.

Jeśli autor tego tekstu napisał go w pierwszej osobie i zostawił bez wstępu i komentarza to i ja miałem prawo go odebrać jak odebrałem, czyli subiektywnie.


z szacunkeim

Marek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tekst napisałam po tym co usłyszałam w telewizji, jak ksiądz oczywiście nie mówiąc wprost , tylko można by rzec przekazując informacje "podprogowo" zachęcił (jak to chrześcijańsko brzmi) do składania co miesięcznych ofiar w postaci pieniędzy, oczywiście na kościół. Coś jak składki zusowskie czy w banku. Co z tego że ma najlepszy dom jednorodzinny na wiosce i wozi się super autem. Co z tego że w kościele jako budynku sie nic nie zmieniło. Czyżby podatek poszedł aż tak do góry ? Oj, zapomniałam, kościoły nie płacą podatków.
Biedni ludzie głodują, umierają w domach "spokojnej starości", a księża w ramach cudownego "wychowywania" ludzi, budują sobie wille, jeżdżą drogimi samochodami i mają wszystko w D... .
Panie Marku proszę mi wybaczyć, ale w piśmie jest napisane że osoby duchowne powinny żyć w ubustwie, ale oczywiście mogłam źle zinterpretować Pismo. Nie , nie twierdzę żeby poszli do lasu, wybudowali sobie lepianki żarli kasztany, tylko żeby pieniądze wydawali nie dla siebie, a dla potrzebujących.
Co do modłów wiary i innych rzeczy. Tak jak od dawna twierdzę, Bóg mnie osądzi i jeśli mam jakąś sprawę to z nim rozmawiam "face to face", nie potrzebuję kapłana który wg swojego patrzenia na świat, mnie osądzi. Niby jedno Pismo, a tyyyle różnych sądów. Czyż to nie dziwne ?
Mam gdzieś kościół. To zakłamana instytucja która zdziera pieniądze z ludzi. To moje zdanie i nikogo nie zmuszam żeby myślał jak ja. Nie uwierze, że Bóg jest zadowolony z tego co sie stało.

Jeśli ktoś nie chce sie narobić w życiu, a chce dużo zarabiać niech zostanie księdzem.

A tekst od tak. Wiem że najwyższych ani najniższych lotów nie jest, ale czułam że musiałam to napisać bo mam dosyć zakłamanych ludzi a w szczególności tych co tak dzielnie bronią prawdy Bożej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Rozumiem Twój bunt, który świadczy tylko o tym, że posiadasz ideały i dobre serce. Nie skomentuję Twojego tekstu tylko dlatego, że (jak już zaznaczyli inni) nie miejsce tu na tego typu rozmowy. Zachęcam do założenia forum a chętnie podialoguję.
Z szacunkiem
Marek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Mam spokój, spokój na który zarobiłem tymi miesiącami z Tobą, cudownymi, pięknymi, najgorszymi, brudnymi. Nie muszę kłamać, uciekać ani ranić, nic nie muszę. Głowa żyje, ciało umarło, nie potrzebuję go już. Było tylko dla ciebie, ona też już go nie ma, jestem tylko swój, niczyj, każdej, żadnej? Nieważne! Pracuję, oddycham, nudzę się i nawet nie wspominam tej intensywności pachnącej potem, krwią i strachem przed samym sobą uszczęśliwiającym cię tak łatwo, za łatwo. Czy faktycznie łatwo? Na pewno łatwiej. Nie było kwiatów, idiotycznych randek, trzymania się za ręce i kłódek zapinanych na mostach. Nie było zazdrości, nie było obawy, że odejdziesz. Tak nie było łatwiej, było bardzo łatwo.   Władza jest łatwa. Szczególnie dana a nie zdobyta. Jeśli ktoś daje ci władzę nad sobą to wiesz, że jest słaby i bezbronny – wyrafinowany może. Cokolwiek zrobisz i tak wróci i poprosi o więcej. Ty nie wracałaś bo nie uciekałaś. Byłaś i prosiłaś o więcej, co raz więcej wszystkiego co złe, gorszące, brudne – uszczęśliwiające, wywołujące twój uśmiech i radość, chorą radość. Ja uciekłem, nieważne.   Tak, czasem myślę o tobie, często nawet ale bardziej z ciekawości co u ciebie, gdzie pracujesz teraz, czy masz kogoś? Normalna ciekawość nic więcej. Czyste powietrze jest wspaniałe. Nie okleja nie otumania, nie wdziera się swoim jadem w nozdrza a delikatnie napełnia płuca i pozwala myśleć o zwykłych rzeczach. Co w telewizji, jaki był wynik meczu. Kebab czy chińczyk a może bar mleczny? Nieważne. A może właśnie ważne? Płynę. Wracam z lunchu, jeszcze kilka godzin wśród tych ludzi i do domu. Jest piątek a potem dwa dni przed telewizorem, może rower, może? Zobaczymy. Wchodzę do windy, jadę na górę... jakoś wolniej niż zwykle, może mi się zdaje. Nie zdaje mi się, na pewno wolniej i jakoś duszno, nie miło, lepko... czuje niepokój, strach... Skąd taka zmiana? Podświadoma reakcja na coś co mnie czeka... zapomniałem o jakimś terminie? Chyba nie, dziś nic nie mam, na pewno nic nie mam. Nieważne.   Drzwi się rozsuwają, powoli wszystko jest jeszcze wolniej. Wychodzę, dwa kroki, trzy, pięć, dziesięć. Skręcam w korytarz... ramię i tułów skręcają, obrót bioder, krok nadaje kierunek w lewo, ale głowa nadal jest wyprostowana. Wzrok powoli podażą po ścianie aby razem z głową dogonić resztę ciała. Dogonił. Świat staje w miejscu... Na końcu korytarza stoisz Ty. Dlaczego mi to robisz, po co tu przyszłaś? Odwracasz głowę w moją stronę, uśmiechasz się do mnie. Uśmiechasz, ale inaczej, zwyczajnie, ludzko, przyjacielsko. Dziwne, bardzo dziwne. Mam dwie sekundy, żeby udać, że o czymś zapomniałem i odwrócić się, odejść. Dwie sekundy to dużo, bardzo dużo – mało, za mało! Trafiam wzrokiem na twój wzrok. Wszystko wokoło rusza w normalnym tempie, wraca do normy.   Ale nie we mnie, płonę, widzę wszystko co było między nami. Czuję twój smak, zapach, dotyk. Mam w ustach twoją ślinę, twoją krew twój oddech i pot. Wszystko wraca. Nie chcę tego, to nie może powrócić, tego nie ma, to jest już nie moje... Moje, tylko moje, nasze, cudowne złe i wspaniałe! Chcę tego pragnę. Rzuć się na mnie tu przy wszystkich. Zgwałć mnie całą sobą, wyryj mi na twarzy krwawe bruzdy, miej mnie całego. Pozwól mi się uderzyć, raz drugi pozwól mi być Bogiem raz jeszcze!   Nałóg, jesteś jak nałóg, samo-wytwarzający się narkotyk w moich żyłach. To wszystko co się właśnie stało, zwolniony czas, brak oddechu i lęk... teraz już wiem, że to reakcja na twoja bliskość. Wróciłaś w mój krwiobieg, płyniesz we mnie, ożywiasz moje martwe ciało. Ja żyję, umieram ze strachu ale żyję. Widzę cie co raz bliżej i bliżej. Pamiętasz ten moment, prawda?   -Cześć, przyszłam po resztę moich dokumentów. Miło cie widzieć, co słychać? -Wszystko dobrze, a co u ciebie? - Pytam ledwo nad sobą panując.   Rozmawiamy o czymś, nie pamiętam o czym, nie zapisywałem w głowie tej rozmowy. Chyba była taka zwykła, normalna jak u zwykłych ludzi. Chyba, bo nic nie pamiętam. Było dziwnie, ty byłaś dziwna, inna. Sportowa bluza, buty, zwykłe spodnie, dziwne. Nie znałem cię takiej. Wyglądałaś inaczej, nadal piękna, niewyobrażalnie piękna. Już nie, bardzo szczupła, a po prostu szczupła, zgrabna idealnie zawsze. Coś się zmieniło, nowy partner, normalna relacja, szczęście rodzinne? Ale ty? No może, raczej nie, ale może? Nieważne.   Uspokoiłem się, zacząłem słyszeć co mówisz i zapamiętywać naszą konwersację.   -O której kończysz? - zapytałaś   -Jak zwykle około piętnastej, jest piątek.   -Super, ja muszę jeszcze tu coś załatwić. Podrzucisz mnie do do domu? Mieszkam tam gdzie mieszkałam.   -Tak nie ma sprawy, jasne.   -Super to lecę do kadr.   Pocałowałaś mnie w policzek i poszłaś w stronę biur jakby nigdy nic. To było takie zwykłe, takie ludzkie, normalne. Nudne w chuj! Nie nasze, nie twoje. Nie ma już nas, wiem. Ale taka zmiana w twoim zachowaniu, podejściu do świata, co to ma być?   Do końca dnia miałem jeszcze 2 godziny ale były to najgorsze godziny. Godziny kombinowania, wyobrażania sobie różnych scenariuszy. No ok, możemy być kolegami, znajomymi, przyjaciółmi chyba dam radę. Nie no jak dam radę? Czuje już te boską władzę, uśpioną - nie pewną nowej sytuacji, ale dawka ciebie już jest we mnie. Ja już czuje twoje białe uda zaciśnięte na mnie tak jak kiedyś, smak twoich stóp w moich ustach, ślizgam się po twoich mokrych ostrych piersiach, władam każdym twoim gestem, jesteś moja jak kiedyś. Ja wróciłem, wróciłem kurwa!!!   Przez całą drogę, gdy odwoziłem cię do domu, wiedziałaś już co zrobiłaś pojawiając się po tych 7 miesiącach. Wiedziałaś i z każdą minutą byłaś bardziej dumna i triumfowałaś jak kiedyś. Nie zamieniliśmy ani słowa. Po co, nie trzeba, nie warto. Niech zwykli ludzie marnują usta na rozmowę, to nie dla nas to dla nich, tych maluczkich, gorszych. Lepszych może? Nieważne. Pół godziny w samochodzie i cisza, nic tylko twoje uśmiechy, skrywane zagryzanie ust i ten słodki sposób w jaki przebierałaś stopami. Prawie niezauważalnie, dyskretnie - godnie. Zawsze tak robiłaś gdy czekałaś na coś co miało się stać i oboje wiedzieliśmy, że się stanie. Miałaś gotowy scenariusz w głowie. Wiedziałem to, czułem, bałem się i cieszyłem. Wiedziałem, że jakbym się na ciebie rzucił poddałabyś się i zrezygnowała ze swojej gry, ze swojego opracowanego wcześniej scenariusza i zrobiłabyś wszystko czego chcę.   Znowu weszliśmy na nasz dziwny poziom porozumiewania się bez słów, nie wiem do dziś jak to robiliśmy? To była mieszanka zapachów, spojrzeń, gestów, niezauważalnych ruchów... Poczułem to, że wiesz, że nie zepsuję ci zabawy.   Wysiadłaś, mówiąc tylko.   – O dziesiątej będę gotowa, wpadnij.   To już byłaś ty. Układ mięśni twojej twarzy zmienił się, gest dłoni dotykającej mojej ręki spoczywającej na kierownicy – to już byłaś dawna Ty. Emanowałaś słodkim, oblepiającym złem, złem dobra i usprawiedliwieniem grzechu. Moja wiara to znowu Ty. Chód, mimo sportowych butów, spodni i bluzy był już twoim chodem. To były kroki za którymi znowu pójdę w zło i ból, może śmierć. Nie to za dużo, a może nie za dużo...? Nieważne.   Ważne, że świat się znowu ułożył jak kiedyś. Dysonans poznawczy zniknął, mózg znalazł skrót aby się dłużej nie męczyć w tym rozwarstwieniu między moim powracającym uzależnieniem Tobą, a jakąś nową tobą, która nagle się zjawiła. Niby to przypadkiem? Niema nowej ciebie, nie ma przypadków. Niema nowej ciebie, nie ma nowej ciebie! Jest moja wyuzdana Ty, perfidna ale uczciwa, zła, słodka, gorzka, dobra, każda, tamta ale nie nowa.   I znowu jestem ja, wypełzłem, wspiąłem się znowu kilka stopni wyżej, a może spadam, może. Nieważne. Jest ta którą kocham, ale wole władzę dlatego nie umiem jej tego powiedzieć. Ona to wie i kocha mnie jeszcze bardziej na zawsze, aż do końca. Wybacza wszystko, nawet to, że nie umiałem skorzystać z pełni władzy jaką mi dała. Jest mądra wiedziała, że muszę dojrzeć, zrozumieć, ze takiego daru się nie odrzuca i przyszła po mnie gdy uznała, że to teraz, już. Teraz się nie cofnę przed żadną z jej prób bycia najszczęśliwszą na świecie. To się na pewno źle skończy. A może nie? Może wszystko będzie dobrze? Wątpię. Nieważne!   Dziesiąta, jestem punktualnie. Lubię punktualność, ład i porządek, czyste buty i zdrowe zęby, chaos i bród, krew i czystą ładnie złożoną i pachnącą szmatkę do okularów, bez żadnego pyłku, najmniejszego.   Pamiętam, jak wiedząc, że masz być gdzieś punktualnie specjalnie się spóźniałaś aby mnie zirytować i dać mi powód aby cie ukarać. Karą lekką, reprymendą nie słowną, przywołująca do porządku nieposłuszną Ciebie. Klaps, mocniejsze zaciśniecie mych palców na twoim nadgarstku, piękne i chore. Uwielbiałem. Oczywiście musiałaś mnie tego nauczyć, nie wiedziałem od razu, że to gra i nie przywiązywałam do tego uwagi. Pamiętasz?   -Spóźniłam się , nie jesteś zły? -Nie. I tu twoja smutna mina.   -Znów się spóźniłam, nie jesteś zły? -Nie, jest ok. Smutna mina.   -Spóźniłam się 10 min, przepraszam, nie jesteś zły? -Może trochę. Lekki uśmiech satysfakcji.   -A może bardzo? -Tak bardzo. -A jak bardzo, tak?   Twoja lewa dłoń chwyta moją i palce zaciska na twoim nadgarstku, dość mocno, bardzo mocno. Odpuszczam, cofam dłoń. Ponawiasz cała operację. Teraz już sam trzymam cię bardzo mocno, za mocno. Za mocno dla mnie, ale ty się uśmiechasz, drżysz, promieniejesz. Nauczyłem się, byłem dobrym uczniem. Cieszysz się? Na pewno tak, dziękuję!   Dziesiątą, otwierasz drzwi jesteś naga, umalowana lekko ale pięknie. Włosy, usta, szyja, mlecznobiała mapa twego ciała. Ostre małe piersi, nie. Okrągłe jakby bardziej nabrzmiałe, większe, nadal piękne. Jesteś w ciąży, wyraźny brzuszek, nie duży jeszcze ale ewidentny. Piękny, cudowny, artystyczny, idealny... Zły, burzący wszystko, złowieszczy, niesprawiedliwy. Dysonans poznawczy powraca. Mózg szuka w panice wyjaśnień, usprawiedliwień, ośmieszenia sytuacji... nie znajduje. Biało przed oczami, nie wiem co powiedzieć. Wciągasz mnie do środka.     -Widzieliśmy się ponad 7 miesięcy. A to trochę ponad piąty.   Mój mózg wraca do pozornej stabilności, dysonans poznawczy chowa się na chwilę. Pojawiają się pytania ale nie dajesz mi na nie czasu. Prowadzisz do pokoju, sadzasz mnie na fotelu. Pamiętam ten fotel, on mnie na pewno też. Nie tylko mnie, ale nigdy nie byłem zły. Brzydzę się hipokryzją. Stoisz przede mną, jesteś piękna jeszcze bardziej chora, przesadzona, przerysowana, namalowana moim marzeniem. Najskrytszym, niewypowiedzianym nawet tobie, ale ty je poznałaś, wyczytałaś w moich oczach, gestach i zapachu. Za chwile złożę ci hołd za to, że tylko ty mnie znasz, że jesteś w mojej chorej głowie i wiesz, i wiesz, i wiesz wszystko.   Klękasz przede mną, odgarniasz włosy, spinasz gumką. Rozumiem, dziś tylko tak, dobrze, rozumiem, rozumiem, ulegam. Wstaje z fotela, nie odrywając oczu od twoich oczu. Patrzysz z wdzięcznością ale i z oczekiwaniem na coś, nie łapiąc oddechu czekasz na coś, ewidentnie czekasz. Na co, co mam jeszcze zrobić, odwrócić się? Dobrze odwracam się ale widzę cie w odbiciu w oknie. Jest tak uchylone, że kąt nachylenia szyby pozwala mi widzieć fragment pokoju gdzie właśnie klęczysz. - nie zdajesz sobie sprawy z tego.   Widzę jak wyślizguję się z twoich ust. Wstajesz, jesteś w lekkim rozkroku. Co ty chcesz zrobić? Przecież zawsze... bez problemu... Czuję, że chcesz abym się odwrócił, odwracam się. Rozkładasz ręce. Cudowny mistyczny krzyż ciała twego... cudowny, oddany tylko mnie. Przybijcie mnie do niego na zawsze, na zawsze, nie zdejmujcie nigdy, nigdy! Stoisz tak chwilę. Co tu się dzieję? Nie wiem co zrobić kolejny raz przy tobie to samo... ile w tobie jest rzeczy nieodgadnionych, dziwnych, porąbanych i kochanych, miękkich i słodkich, kurwa ile?   Twoja ręka zbiera resztki mnie z twojej szyi, brody piersi. Mam podejść? Nie, lekkim ruchem głowy dajesz mi do zrozumienia, że nie, mimo że tylko pomyślałem to pytanie ty wszystko wiesz. Zaczynasz nacierać swój brzuch, cały, krągły, biały i piękny. Niżej, krocze, wkładasz palce do środka. Resztkę ocierasz o udo. Otwierasz usta a ja w zwolnionym tempie jakby ktoś zmienił obroty adapteru na winyle, słyszę twoje słowa...   -Teraz on jest twój! Niespłodzony, a tylko namaszczony tobą. Będzie ci łatwiej z niego zrezygnować jeśli... jeśli znowu cie zawiodę. Wtedy jego ojcem pozostanie człowiek...   -Jaki człowiek?   -Człowiek, po prostu człowiek.   -A ja kim jestem?   Uśmiechasz się tak jak kiedyś, tak jak wtedy gdy wszystko było moje, cudowne, gorące zimne, mokre, przeraźliwie suche, wieczne. Gdy była przestrzeń i ciasnota, ostra i łagodna, gdzie świata nie było bo nie zasłużył aby być. Niebo i piekło w jednym miejscu, w nas na nas, wszędzie.   Wskrzesiłaś Boga, potężnego Boga, który nie ma granic ni moralnych zahamowań! Który upaja się własną władzą i korzysta z niej każdego dnia, giganta realizującego swoje chore pragnienia. Przywołałaś go i wrócił do ciebie, i nauki twe jak świętość będzie realizował z tobą, najważniejsza. Nadal boi się powiedzieć swojej nauczycielce, swojej Bogini, że ją kocha. Ale jest mu z tym dobrze, bo wie, że ona tego nie oczekuje. A władza dana mu przez Ciebie sprawi, że teraz jest z tą, która go stworzył i pozwoliła żyć wśród zwykłych ludzi. Dziękuje ci Aniu! Nie będę musiał odwiedzać Twojego grobu. To będzie nasz wspólny grób, Dziękuję.    
    • @poezja.tanczy "Trzeba iść dokądkolwiek.Trzeba ufać drodze. Gnuśnieję, kiedy nigdzie z domu nie wychodzę." - Sztaudynger
    • @Stary_Kredens "Dobrze mieć obok siebie pomylonego", a w domyśle - bardziej wrażliwego. Pozdro.
    • @ja_wochen "ochłodzi nas słońce"- świetne.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...