Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

ciszej prosze z tymi powrotami


asher

Rekomendowane odpowiedzi

No cóż świetny artykuł i tyle. Też mam wielu znajomych, którzy wyjechali kilka lat temu i jakoś nie widać powrotów, no.. chyba że na krótki urlop. Ja sama też byłam jakiś czas temu, ale blisko w Niemczech (sezonówka) i może nie zarobiłam kokosów, ale nieporównywalnie więcej, niż tu, w żarcie zaopatrywałam sie w Lidlu, Aldi i Comie. Miałam 50 euro zaliczki na tydzień i jeszcze mi z tego zostawało. Ktoś, kto zna smak wegetacji bez perspektyw, za pieniądze, za które po prostu nie da sie tu normalnie żyć wie o co chodzi. Jedna wielka deprecha. Czekam z utęsknieniem na wiosnę i juz mnie tu nie ma, przynajmniej na kilka miesięcy.
Pozdrawiam/basia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pani Barbaro, jestem w szoku! Żyła pani za 50 euro na tydzień, w Niemczech i...jeszcze pani zostało (pewnie, na używany samochód?). To może, to było w N.R.D.? Ja miałem wynajęty pokój w willi, dowożono mnie codziennie do pracy 30 km i dostawałem 6o euro dziennie diety ( do łapy 30 ) i...nie wiele mi zostało. Fakt, że przywiozłem, trochę prezentów, ale...bez jaj. Ceny w Niemczech są wysokie i sami Niemcy narzekają. Właściciel domu, w którym mieszkałem, skrzyczał mnie, że wyrzuciłem butelki po piwie do kubła. A to każda sztuka 15 centów kaucji! Tak się tam liczą, z każdym groszem. Więc jak ktos pisze, że żyje tam na luzaku, to dla mnie, albo.....ściemnia, albo zasuwa po 12 godz na dobę. Pozdrawiam. p.s. Sądzę , że prędzej można takie rzeczy pisać o Anglii. Bo, tam, wydawało mi się, że ceny są dużo mniejsze niż w Niemczech (chociaż byłem tam krócej niż w Reichu).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiem szczerze.Patriotką nie jestem i nie wiem nawet co w dzisiejszych czasach znaczy patriotyzm.Angielski znam na tyle żeby się dogadać.Jestem w miarę zaradna więc pewnie poradziłabym sobie w obcym kraju bez jakiś większych problemów, jednak mimo wszystko nie potrafiłabym wyjechać z Polski i uważam, że wyjeżdżają bardzo specyficzne osoby, które mają jedną wspólną cechę.Potrafią żyć setki tysięcy kilometrów bez swojej rodziny, przyjaciół i znajomych,bez miejsc darzonych sentymentem i swoich kątów.Kiedy pomyślę, że miałabym TO zostawić ( a to jest dla mnie wszystkim) to nie dałabym rady wytrzymać dłużej niż pół roku.Mam mnóstwo znajomych którzy jechali "za chlebem" nie raz-99% wróciła z depresją i pieniędzmi.Ale owszem są też tacy którzy wyjechali i nie mają zamiaru wracać bo tam im dobrze głównie przez pieniądze.W zasadzie tylko przez pieniądze.Są to jednak ludzie, mający inne priorytety - tylko materialne.Wkurza mnie też, że Polacy narzekają, że nigdzie nie ma pracy bo praca jest - owszem może nie taka jak byśmy chcieli ale jest.I to wcale nie źle płatna. Kasjerka w Biedronce ma 1900 zł brutto( zaznaczam, że wyjeżdżając za granice nie będziemy robić nic lepszego) więc nie narzekajmy, że jest aż tak fatalnie.Owszem polskie życie dużo zżera ale czy tak do końca opłaca się teraz wyjeżdżać gdy funt, euro wszystko spada, zaciskać pasa TAM przez 2 lata, wrócić uśmiechnąć się do siebie?Może lepiej zacząć budować wszystko tutaj, mozolnie bo mozolnie ale kto powiedział, że życie jest łatwe:-)
Za granicę bardzo chętnie - do Francji, Hiszpanii,Anglii - ale tylko na wycieczki :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, panie Johnie. Proszę jeszcze raz na spokojnie przeczytać moją wypowiedź. Czy tam jest mowa o jakimś luzactwie? Może nie wyraziłam się zbyt jasno, ale wiosną 2008 wystarczało mi 50 euro tygodniowo na jedzenie. Może ceny poszły w górę. Nie wiem, nie ma mnie tam teraz. W Niemczech są takie same sklepy Lidl, jak u nas w Polsce (akurat w Emstecku był taki sklep). Czemu wyrzucać butelki, jeśli można je sprzedać? To nie trzeba być Niemcem, żeby mieć takie podejście do sprawy :). Nie wynajmowałam pokoju w willi, lecz mieszkałam w hotelu robotniczym. Ja prezentów raczej mało kupowałam, jedynie na sam koniec parę drobiazgów. Chciałam przywieźć pieniądze do domu. A co do zasuwania po 12 godzin to w rolnictwie to jest całkiem naturalne. Niektóre prace są bardziej meczące, inne mniej. Sama wyszukałam firmę (uchowaj Boże przed polskimi pośrednikami!) w internecie, bo lubię pracę w polu. Tu w kraju wykonywałam już naprawdę różne prace, dużo cięższe, mało satysfakcjonujące i haniebnie nisko płatne.
Problem polega na tym, że Pan i ja żyjemy w dwóch różnych światach. Zapewne Pana standard życia jest o wiele wyższy od mojego, stąd to niezrozumienie. Weźmy słowo "sukces". Przecież dla każdego znaczy ono co innego.
Pozdrawiam/basia

Panno Cogito - 1900 brutto to jest około 1300 NETTO, czyli na rękę, a pozostałe 600 zł to ubezpieczenie społeczne, zdrowotne, zaliczka na podatek. Fakt, w rozliczeniu rocznym można dostać zwrot. Trzeba niestety wziąć pod uwagę fakt istnienia czegoś takiego jak manko, które przy takim systemie pracy, jaki jest w tego typu marketach (czyli bieganie jak kot z pęcherzem od kasy do palet z towarem, żeby go rozładować) zdarza się dość często. Sama byłam kasjerką przez wiele lat (akurat nie w Biedronce) i mówiąc szczerze, zdrowie straciłam i fizyczne, ale bardziej chyba psychika mi wysiadła. Czy 1300 zł miesięcznie to jest niezła płaca? Moim zdaniem nie jest to dobra płaca. Nie wiem, jakie są płace w Biedronce (bo tam nie pracowałam), ale ja pracowałam jako sprzedawca biletów za 1450 brutto czyli NETTO 1050 zł (niedawno umowa mi sie skończyła). Teraz biegam z ulotkami za 7,60 NETTO za godzinę (niestety nie na cały etat, a szkoda). A co do podejścia materialnego - przecież żyjemy w świecie materialnym i choćby nam się to nie wiem jak nie podobało to to jest fakt. Też mnie to wkurza. Ale niestety, jeść i mieszkać gdzieś trzeba.
Ostatnio na wczasach byłam 20 lat temu. Nie ma szans, żeby wyjechać na weekend przy tych zarobkach a co dopiero na wczasy. Dla mnie takie wyjazdy sezonowe co jakiś czas to dobra rzecz. Podreperuję trochę budżet.
Nie wiem, czy byłabym w stanie zostać za granicą na stałe. Trudno powiedzieć. Z rodziną - myślę, że przywykłabym.
A co jest moim priorytetem? Godnie żyć, nie martwić się co jutro włożę do garnka i mieć szansę na godną emeryturę.
Pozdrawiam/basia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Droga pani Basiu! Teraz, to pani mnie nie zrozumiała. Mój standard życia jest przeciętny. Pokój wynajęła i opłacała mi firma, ze względu na brak miejsc w hotelach (robotniczych również)...okres targów Hanowerskich. Byłem, między kwietniem a majem, a więc wiosna 2008r. Dowożono mnie do pracy, a więc nie opłacałem komunikacji. Tylko czysta dieta. Kiedy zacząłem robić zakupy w pierwszych dniach, zobaczyłem, że powiedzenie " złoty zachód", można odłożyć do lamusa. Moja "bajońska" dieta, przestała działać. Szybko zrozumiałem, że jestem przeciętnym "dziadem" z Polski. I to mnie właśnie zbulwersowało!!!! Twierdzi pani, że życie za 7 euro dziennie w Niemczech, jest lepsze od "wegetacji" w Polsce???? Czeka pani z utęsknieniem na wiosnę, żeby jechać do Bauerów? Pani Barbaro, zapewniam panią, że jeśli, będzie pani żywiła sie w Polsce, za 20-cia parę złotych dziennie w Lidlu czy w Biedronce, to pani standard życia będzie podobny do tego, jaki miała pani w Niemczech ( o mieszkaniu i opłatach nie wspominam, ponieważ pani również nic nie pisała o tym. )....i jeszcze pani coś zostanie! Pozdrawiam. p.s. Jak mam być dziadem, to lepiej na swoich śmieciach.
Panno Cogito. Dużo jest prawdy w pani tekście. Dodam tylko, że wszystko jest sprawą indywidualną. Moi dwaj znajomi pracowali w piekarni w Irlandii. Jeden przyjechał po 2 miesiącach i powiedział "Daj spokój, stary. Chcą, żebym tyrał w soboty i po godzinach i w ogóle słabo płacą. A co ja koń?" Drugi, siedzi rok czasu i sprowadził żonę i syna. Pracowali w tej samej piekarni. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panie Johnie - mówi Pan, że Pana standard życia jest przeciętny. To świetnie i.. no właśnie - tym sie różnimy, bo ja jestem na samym dole tej piramidy. Z pracy w Niemczech po odliczeniu potrąceń, opłat za hotel i tych zaliczek po 50 euro tygodniowo zostało mi "coś" czyli 2100 euro (za dwa miesiące pracy, a było trochę pauz). To może nie była jakaś rewelacja, bo kurs euro był wtedy niski ok. 3,33 na granicy. No ale "coś" mi zostało. I cały czas mówię tu o wyjazdach sezonowych, a nie życiu na co dzień, bo z tym może być różnie, tak zresztą jak i w Polsce, są miasta droższe i tańsze. Ja jadąc tam cudów nie oczekiwałam. Chciałam podreperować budżet, bo naprawdę cieniutko było. I jestem usatysfakcjonowana.
A tak ciągłe pożyczki i zwracanie długów, błędne koło.
30 zł * 30 dni = 900 zł (3 osoby * 10 zł)
czynsz 371 zł
prąd 70 zł
gaz 80 zł
internet 61 zł
tel. 80 zł
razem 1562 zł

A gdzie miejsce na niespodziewane wydatki, czy zakup choćby odzieży, czy lekarstw, czy to "coś" które powinno mi zostać?
Można oczywiście zrezygnować z internetu i telefonu, z zakupu odzieży, nie kupować żadnych słodyczy, nie kupić dzieciom butów, płaszcza czy spodni, bo po kiego diaska? Ale na dłuższą metę to wykańcza psychicznie, proszę mi wierzyć.
Ja mam troszkę inne zdanie na temat bycia dziadem.
Bycie dziadem tu w Polsce bardziej mnie boli, niż za granicą. Tam jestem obcokrajowcem, nie jestem u siebie i nie dziwi mnie trochę inne traktowanie ze strony tamtejszych pracodawców. Być może dlatego, że tutaj w kraju spotkałam się z o wiele gorszym podejściem do pracownika. Tak bywa.
Cieszy mnie, że są teraz większe możliwości wyjazdu za granicę i zarobienia jakichś przyzwoitszych pieniążków.
Pozdrawiam/basia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heee! Zaraz, pani napiszę czym się różnimy. To pani żyje ponad przecietność...
Moje opłaty miesięczne:
Spłata kredytów w Bankach i zakupy kredytowe: około 1800zł!
czynsz : 620 zł
prąd:140 zł (kuchenka na prąd)
internet....itd itd
Rodzina czteroosobowa, chwilowo trzy (syn w Holandii)....to jest dzisiejsza polska rzeczywistosć. Tzw. irlandzka odmiana bidy, czyli cud gospodarczy nad wisłą. O tym, że pani zarabiała tam w miarę piniążki...nie pisała pani. Myslałem, że "żyła" pani za te 50 euro. Ok. Powiem tak. U Niemców miałem cztery przerwy w pracy i mogłem chodzić, kiedy chciałem na papierosa (nie palę) , nikt mi, na nic nie zwrócił uwagi (no, może jeden ślązak, kawał c...a).W "ich" wrocławskiej filli, jest jedna przerwa 15 min i ludzie są zwalniani za byle głupstwo. Robi się wręcz polowania na pracowników. Jak Niemcy (w większości naturalizowani Turcy) przyjechali doszkalać nas we Wrocławiu, byli w szoku......widząc taką dyscyplinę! Chodzili palić, kiedy chcieli i olewali to. O tym, że Polak najbardziej lubi gnębic Polaka, wie już cała Europa! Ma pani 100% racji. Pozdrawiam. p.s. Te butelki, miały byc przykładem gospodarności. Chciałem przekazać to, że gdyby u nas byli tacy gospodarze, to może bysmy też lepiej żyli? Chodzi mi o nasz RZĄD....i to każdej opcji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Staramy sie jak możemy asherku :D.
Panie Johnie - ja głównie pożyczam od znajomych, potem oddaję. Nie mam zdolności kredytowej.
A z butelkami to fajna sprawa jest w Niemczech. Jak już mi się trochę uzbierało szłam do Lidla, tam było takie pomieszczenie i nie wiem jak to fachowo nazwać - wrzucało się butelki do otworu w ścianie, plastikowe i szklane, w środku tylko słychać było jak są tłuczone i gniecione. Potem wyskakiwał paragonik i można sobie było zrobić zakupy. U nas niby też jest skup butelek, ale tylko szklanych. Jak na razie nic mi nie wiadomo na temat skupu butelek plastikowych. Co najwyżej można je wyrzucić do specjalnych pojemników. Ale kasy sie już nie odzyska, a szkoda..
A to że Polak lubi gnębić Polaka to jest bardzo smutne. Ciekawe, czy to się kiedyś zmieni. Chyba nie za mojego żywota :D
Pozdrawiam/basia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widziałem ten "otwór" do butelek w Realu, ale nigdy nie udało mi się oddać butelek z powrotem. Widocznie jestem typowym Polakiem:)Większość zostawiałem mojemu gospodarzowi. Najbardziej podobało mi się to, że tam skoszoną trawę zawozi sie do firmy i wrzuca do kontenerów, albo w sobotę za miasto wywozi się różne manele i wywala do różnych kontenerów. Trawę również. A jaki przy tym porządek, kierunki na parkingach. Londyn przy Hanowerze to wyglądał jak duży śmietnik...wszędzie worki ze śmieciami przy domach. Jakiś gruz, kartony (remonty)...fakt, że w większości w dzielnicach hinduskich, ale i tak nie podobało mi się u Angoli.....reasumując. Wszystko jest sprawą indywidualną!!! Jednemu jest dobrze w Puerto Rico, a drugiemu w Jokohamie. Pozdrawiam. p.s. Gorzej jak 90% mieszkańców mówi, że jest im źle w Puerto Rico...wtedy trzeba zmienić ...premiera z prezydentem :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...