Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Skarga na to, że się zapomniało jak święta smakować powinny.


MARCEPAN 30

Rekomendowane odpowiedzi

Chciałbym się poskarżyć.
A właściwie zapytać, czy dobrze postąpiłem. Sprawa dotyczy ostatnich Świąt Bożego Narodzenia. Nie było śniegu i to mnie wystarczająco wkurzyło. Nie było nawet ani odrobiny mrozu! Siedziałem w domu, tuż przed świętami i pogrążałem się w przesłodkiej, wszechogarniającej błotnisto - deszczowej depresji, no wiecie szare krople płynące po szybie, para chowająca się wspólnie pod parasolem i takie tam pierdoły. Choinka mnie mierźiła, bo czułem nastrój bardziej pierwszolistopadowy, niż grudniowo - zimowy, więc nawet na nią nie spoglądałem. Po co? Pies spał pod nią głodny, bo w taką pogodę nawet do sklepu po puszkę nie chciało mi się pójść.
I nagle, z odrętwienia wyrwał mnie telefon. Masz ci los! Bo mi źle w tym moim nieszczęściu było. Podniosłem słuchawkę i klasycznym "Halo!" nawiązałem rozmowę.
- Może by my do Tesco pojechali?
Kuzynka! Dżises! Taż jej nie odmówię.
- Do Tesco? - pytam.- To czterdzieści kilometrów!
Jakby we wiosce u nas sklepów już nie było i po durnego karpia trzeba by walić do Marketu w województwie.
No, ale uległem.
Godzinę później już łaziłem z debilnym koszykiem w łapie, wśród półek i uśmiechniętych dziewic - Mikołajów, co na konsumpcję ciasteczek zapraszały, albo perfumką się chlapnąć, namawiały. Musiałem znosić te wszystkie okrzyki kuzynki z cyklu: "O popatrz - promocja!", "O popatrz, to by mi się przydało!", "O popatrz, jakie tanie!", "O popatrz! Okazja!". Mdliło mnie jak diabli, ale dzielny byłem. Miarka się przebrała ( a właściwie przebierać się zaczęła ), dopiero przed kasą. Kurwa! Jaka tam kolejka była! Wierzycie? Na wiosce tylu ludzi nie ma, co tutaj w jednej kolejce! No ale nic, stoję. Trzymam ten koszyk pełen pierdół i łacha ciągnę z chichoczącej kuzynki. Ona nic nie czai! W ogóle używa takich słow, że ciężko ją zrozumieć. Jakieś tam: "O co ci kaman!", albo " ale zajefane tipsy!" Nic to. W pewnym momencie moją uwagę przykuwa jakiś dzieciar. Wisi ojcu na rękawie, obok spanikowana świątecznym szałem matka, a ten drze mordę!
- Tatoooo! Tatoooo!
I ryczy w niebogłosy. - Tato kup mi Snickersa, i tato sru batonik do wózka, Tato, kup mi gumę i tato sru do wózka, tato kup mi... i tato sru, jak się domyślacie, do wózka.
"Nie dam rady" - myślę sobie. Z jednej strony napiera kuzynka, że to zajefajnie, że się ten obciachowy post kończy i będzie można na balety pójść jakieś ciacho wyhaczyć, z drugiej ten bachor i nieprzytomni rodzice. Cały wózek prezentów, żadna tam niespodzianka, bo gówniarz już sam sobie wybrał co chce i już wie co dostanie! I jeszcze naciąga starych, a starzy jadą z tym koksem i... do wózka.
Patrzę dalej, w wózku tak: Coca - cola, pizza jakieś tam Tomato - Italiano, Panga, hamburgery, sosy Tesco, stosy Lay`s - ów, Crunchips - ów i czegośtamjeszcze w złotych paczuszkach, samochodziki dla gówniarza, Kapitan Planeta dla gówniarza, kij bejsbolowy dla gówniarza, cyfrówka dla gówniarza i myślę sobie:
"A gdzie karpik? Gdzie sianko pod obrus? Gdzie niespodzianki ślicznie i skrupulatnie zapakowane drobiazgi, najlepiej własnoręcznie wykonane? Gdzie kolęda? Gdzie uśmiech i życzliwość dla bliźniego? Gdzie atmosfera świąteczna? Gdzie opłatek? Stopiło się ze śniegiem, czy jak?"
Jakoś dźwignąłem, przepuściłem się przez kasę, kuzynia zapłaciła i taszczymy te klamoty na parking do samochodu. No i pech! Tuż obok stoi gablota, klapa otwarta, a przy niej znajoma rodzinka pakuje to wszystko do środka. Dzieciar dalej drze mordę! Że on chciał jeszcze grę, że on chce Mac Drive`a, MacZestaw, że nie chce tej durnej choinki, że nie pojedzie do babci, bo tam wiocha i pizzy nie ma. Słucham tego i żal mnie ściska, kuzynka nic nie kuma, tylko sadzi dalej durne teksty: "Ty, popatrz jakie ta wieśniara ma laczki! Ale siara!"
Do rodzinki podchodzi jakiś facet, chyba znajomy, bo zaczynają rozmawiać. Nie! O zgrozo! To nie znajomy, to właściciel restauracji, tak wynika z rozmowy, dopinają ostatnie szczegóły kolacji wigilijnej. W restauracji!!! Czujecie? Wigilia? Kelnerki, srejnerki, muzyka z kompa i zero klimatu.
"Boże!" - sobie myślę i blada rozpacz mnie ogarnia. Smutek i żal. Od razu przypominam sobie babcine ciasta, szyneczkę na kartki wystaną przez matkę w kolejce ( jedyną szyneczkę w ciągu roku! ), głodówkę od samego rana i ekstra barszczyk dopiero wieczorem, kolędy śpiewane przez kobiety i rozmowy mężczyzn o życiu. Ale przede wszystkim klimat! Świeżutka choinka, skromne prezenty, których zdobycie sprawiało jednak, że ich ranga rosła niepomiernie. Skarpety! Jezu skąd skarpety? i jakie te skarpety! Ciepłe! Wełniane! Zegarek!. Matko Boska, gdzie ty dostałeś ten zegarek? Jaki piękny ten zegarek. Ale gdzie teraz baterie kupić? I banany! Jezu! Banany! Prawdziwe!
I patrzę na tego bachora co się tak drze, i ma gnój wszystko i jeszcze dwa razy więcej, i nie wie co to święta i jego rodzice zapomnieli co to święta, i nie uczą go co to święta, a rozpuszczają gnoja, i na kuzynkę patrzę i na kierownika restauracji patrzę i znowu na dzieciaka, i huk mam w głowie, i chaos, i nerwy mi puszczają, i nie wytrzymuję!
Wyrywam bejsbola z wózka, szybkim ciosem roztrzaskuję łeb dzieciaka. Pada. Dobiegam do rodziców, kuzynka drze się w niebogłosy. Rozpieprzam łeb matce i ojcu gówniarza, padają na ziemię, jeszcze żyją, ale krew zalewa im twarze, kierownik restauracji rzuca się na mnie, ale dostaje kopa w brzuch, pada na ziemię i tam butuję go do utraty przytomności. Podbiega do mnie kuzynka i jej: " Co ty zrobiłeś?" jest równocześnie jej ostatnim zdaniem w życiu.
Napierdalam teraz wszystkich na glebie jak leci, napierdalam w zmasakrowane ciała: dzieciaka ( niech się gnój nauczy szacunku do świąt! ), jego starych, szefa restauracji, kuzynki, napierdalam każdego, kto do mnie podleci: "za Mikołaja!", " za choinkę", "za rodzinne kolędowanie", "za to, że wszystko, kurwa jego pierdolona mać zepsuliście!", "że tylko żrecie i kupujecie, kupujecie i żrecie!"
A szlag z wami! A zdychajcie dranie!
Napierdalam do utraty tchu, krew obryzguje mi twarz, kurtkę, wypluwam ją, cudzą, złą krew innowierców, zdrajców, nieświętych. Masakra wprawia mnie w ekstazę, jestem wielki, mam swój prywatny Dżihad! Swoją ekstazę! Napierdalam do utraty świadomości, do pierwszego i do drugiego orgazmu. Ślizgam się po nerach, żołądkach wypchanych Coca colą i hamburgerami, po wątrobach zniszczonych przez Martini, po kichach, sercach. Ślizgam się i napieprzam bejsbolem, aż urywa mi się film!
- Słuchaj, a może byśmy wrócili na odzieżowy? Nie mam butków na dyskotekę... - dźwięczny głos kuzynki wyrywa mnie z odrętwienia, wzdrygam się, spoglądam na rodzinkę. Odjężdżają z parkingu w sobie tylko znanym kierunku...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tam butuję go do utraty przytomności"

tam butuję go aż traci przytomność, bo inaczej brzmi jakbyś tracił przytomność butując kolesia. Tekst zaskakujący, w twojej tzn tej która Ci najlepiej leży, tematyce społeczno/obyczajowo/filozoficznej

ale rozczarowałem się końcem i celą, ta masakra powinna być raczej potraktowana jak wizja narratorska, którą zaraz koryguje rzeczywistość(np. pytanie kuzynki: odwieziesz wózek?), a w puencie byłoby wtedy ciekawiej
zdrówko
Jimmy
ale wymiata i tak

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Kurwa, mam teraz w dupie doszukiwanie się jakiś tam niedociągnięć warsztatowych! Świetny tekst! Rytm! Jest rytm, który uprawdopodobnił masakrę! To "Dzień świra"! Zdaje mi się, że podczas pisania miałeś w głowie ten film. Ale Jimmiego podpowiedz co do zakończenia opowiadania, moim zdaniem, warta jest przynajmniej zastanowienia.
Pozdrawiam mojego ulubionego autora na "poezja org " :-)
Ps
Szkoda, że od morza do gór jest tak daleko.
Ciekawe, czy kiedyś wypijemy jakieś piwko razem :-))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Donie, gdzieś Ty się podziewał? Dzięki za przychylne słowa :) Jak znam życie, na pewno znalazłeś u mnie mnóstwo literówek!
Kiedyś uwielbiałem jeździć nad morze! Ostatnimi czasy byłem w Dziwnowie i Pogorzelicy, ale taką mam teraz pracę, że nigdzie nie jeżdżę. Tyle czasu pochłania. A może Ty byś w góry się wybrał?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja zmieniłem pracodawcę i teraz jeżdżę sobie po Europie :-)) Tydzień temu, podczas tego długiego weekendu byłem w górach, dokładnie w Karpaczu. Zajechałbym do Ciebie, gdybym był w twoich okolicach, ale Ty wciąż nie dajesz na siebie żadnego namiaru. Jakbyś zmienił zdanie, to napisz mi wiadomość prywatną.
Może niedługo coś napiszę o tych moich ostatnich wyjazdach, ale raczej zamieszczę to pod innym pseudonimem.
Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...