Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

wnętrza


Mariusz Polakowski

Rekomendowane odpowiedzi

Stacje metra
są jak wnętrza starych katedr,

szeroki pokład peronu,
boczne nawy sklepów,
kolumnada neonów, wnętrze Arki Noego,

płaskie słońca witraży krzyczą
„Margarynna Hosanna!”,
zarazem ciesząc i oko
tych, którzy ubodzy uchem,

nikt nie znalazł się tu przypadkiem,
każdy czeka na cud
przemienienia Tam w Tu,
wtedy gdy świat pozostaje jednym,
spóźnionym
wymiarem,

stacje metra są jak wnętrza starych katedr,
może tylko
dłużej i szerzej otwarte,
a uczestnictwo w cudzie kosztuje tu dużo mniej,

stacje metra są jak wnętrza starych katedr,
nie mające już nic do ukrycia,

w bezsenne noce łuszczą się witraże,
naga prawda szybko marznie
i wietrzeje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie to bardziej proza, niz poezja. Ogolnie pomysl bardzo dobry, wykonanie tez ok... Bardzo elastyczny ten obraz, mozna zinterpretowac na wiele sposobow... Mi co prawda przed oczami stanelo Metro Centrum, ale mysle, ze byloby to zbyt doslowne. Ma na pewno jakis glebszy sens, niekoniecznie zwiazany z metrem. Jeszcze sie nad tym zastanowie. A teraz, pomijajac fakt, ze jak juz wspomnialam, to bardziej proza niz poezja, oceniam (ja bylam chowana na starej skali ocen ;) na cztery... Moze z malym plusikiem. Ach. I pozbylabym sie trzeciego powtorzenia "Stacje metra sa jak wnetrza starych katedr". Dwa razy jest w porzadku, za trzecim niczego nowego nie wnosi, a wrecz nuzy. Moze tak:


"nie mają już nic do ukrycia,

w bezsenne noce łuszczą się witraże,
naga prawda szybko marznie
i wietrzeje."

I znaki interpunkcyjne. To nie wypracowanie, a kropki, przecinki etc. przynajmniej mi, troszke przeszkadzaja w (prawidlowym) odczytaniu). Wroce jeszcze (mam nadzieje). Pozdrawiam Poete papierowo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj Mariusz.
Na pewno mnie również gryzie powtórzenie trzy razy "stacje metra są jak wnętrza starych katedr"
Jakoś nie przemawia do mnie porównanie stacji metra /dla mnie wiąże się ona z szybkością życia, gwarem,szumem/ do wnętrza starej katedry/to dla mnie spokój, przemyślenia coś jak muzeum/. Oczywiście to jest moje subiektywne odczucie.
Pozdr..)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iiiii – tak jestem w świecie, którego nie zauważam. Dzięki Twojemu spostrzeżeniu nagle stacja metra, (wybacz, ale utożsamiam z Warszawą), stała się czymś więcej. Krzykliwe reklamy zamienią się w kolorowe witraże, stworzyłem dzięki Tobie, w sobie piękno miejsca, które pomijam w milczeniu i w szybkości – do domu.
Ponownie jak wcześniejszy Twój wiersz porwał mnie do zadumy i weryfikacji ustalonych zasad. Jest potencjał, który nie pozostawia mnie obojętnym. Przeczytałem kilka razy i jeszcze chcę czytać. Przeplotłeś pomiędzy wersami coś więcej przynajmniej jak dla mnie. Czekam na następne prace i śpieszę się by przeczytać, odwiedzić jeszcze raz Twą Katedrę.
PM

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Co do posądzenia o prozę, to rozumiem, że chodzi Ci o ton tej wypowiedzi - suchy, oszczędny, przypominający notatkę. To skutek świadomego zabiegu usunięcia z obrazu egzaltacji. Była by ona na miejscu w katedrze, ale w metrze - które tylko powierzchownie ją przypomina - jest zbędna, czy może lepiej: niemożliwa. Tak, to jest notatka. Krótkie spostrzeżenie kogoś z zewnątrz, przybysza, który zwiedził już katedrę, a teraz wchodzi do metra. Nie orientuje się w niuansach, metafizycznych różnicach między nimi, nie jest może nawet świadomy istnienia Boga. Po prostu widzi podobieństwo, wynikające z praktycznych przyczyn (trzeba jakoś zagospodarować przestrzeń mieszczącą tysiące ludzi, i to tak, żeby nie zawaliła im się na głowy, powiesić ozdupki itp.
Wracając do podziału na prozę i poezję. Ja jestem przywiązany do podziału na epikę i lirykę. Epika operuje zawsze fabułą, a liryka patrzy równolegle na wiele płaszczyzn czasu i przestrzeni. I nie ma znaczenia dla tego podziału zapis z podziałem na wersy, czy bez, albo ton wypowiedzi. Tu mają znaczenie wyłącznie środki, jakie zostały użyte. Jestem przekonany, że ja używam środków odpowiednich dla liryki. „Prozatorskość” (ale nie epickość) to tylko stylizacja.
Dzięki za inne krytyczne uwagi. Pozdrawiam. MP
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Zatem 3 powtórzenie kategorycznie zostanie… wzięte pod rozwagę. Co do porównania metro-katedra, to porównanie takie może przemówić tylko przez ironię. Bo oczywiście obraz jest fałszywy, tylko ironicznie można go udowodnić. Kolumny błyskają neonami, nawy boczne mieszczą sklepy, cud przemienienia, to zwykła przejażdżka z miejsca na miejsce. Obserwator, który nie uzbroi się w ironię, gotów jest dokonać porównania dosłownego. Podobnie jak ci, którzy mówią na delfina „ryba”, ponieważ istotnie jest do niej bardzo podobny. A jednak jego natura jest zupełnie inna. Ja bym powiedział, że delfin to „ryba ironiczna”. Ryba nie-ryba. Ukryte w rybim pysku bystre oko. Sprytna bestia schowana w tym ciele z płetwami.
Ja lubię ironię w poezji, bo tak naprawdę obu chodzi o to samo: powiedzieć o czymś, mówiąc zupełnie co innego, zwrócić uwagę na właściwy przedmiot oddalając się od niego. I nie służy to zagmatwaniu sprawy. To sposób na trafienie do drugiego człowieka między wierszami. Przekaz wprost dziś już nic nie może. Odbija się od nas. Jest go za dużo (szum informacyjny). Myślę, że tylko przekaz ukryty może być usłyszany. Wiedzą to już spece od reklamy, którzy pokazują nam (mężczyznom) nieziemsko piękną babkę, chcąc nam sprzedać maszynkę do golenia. Absurd? Nie – czysta poezja!
Pozdrawiam. MP
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Kiedyś myślałem, że to będzie blues. Poniekąd stał się bluesem, po dodaniu odpowiedniej muzyki (pewnie komemtator wie, o czym mówię). Jeśli nie o tym, to o czym innym, ale na pewno bluesa jeszcze kiedyś napiszę.
Pozdrawiam. MP
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Stacja metra, supermarket, multikino, pasaż, deptak, ulica – stają się z konieczności „czymś więcej”. No bo w nich upływa teraz nasze życie. Toteż muszą się sprężać, żeby zaspokoić wszystkie nasze potrzeby. Katedra to schronienie, ołtarz to pocieszenie, witraż to historia wyjaśnienie (biblia ubogich). Jeśli usuwamy Boga (mówię oczywiście z pozycji kogoś, kto wcześniej go przyjął), to musimy szukać schronienia, pocieszenia, wyjaśnienia – gdzie indziej. Stacja metra zapewni nam cud przemieszczenia (prawdziwie niezwykłe zdarzenie w zakorkowanej metropolii), supermarket to uczestnictwo w obrzędzie zakupów, multikino to ruchomy witraż, przedstawiający efektowne historie o ludziach chodzących po wodzie i latających w kosmosie. Bollboardy na ulicach mówią, że jest OK. i może być jeszcze lepiej, tylko trzeba gorliwiej uczestniczyć w obrzędach.
Weryfikacja ustalonych zasad... Hmm... Ustalone nie oznacza trwałe. „Ustalone zasady” – to wygodna forma bezosobowa. Gdzie ten, kto ustalał? Autor! Autor! Nie ma?
Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Panie Mariuszu,

pomysł ogólnej metafory - ciekawy, nośny, konsekwentnie wykorzystywany w możliwych zakrętach sensów. Koniec lepszy od początku - wie Pan dlaczego (mniej słów, mniej boków-odskoków i sztuczek).
Polecam nożyczki (3 strofka do innego wiersza!, w 2 - wnętrze Arki - kłóci się z wnętrzami katedr /jako słowo i jako całe porównanie chyba, więc może też usunąć?/, "wtedy" z 4 i "a" początkowe z piątej chyba zbędne, któreś "wnętrza katedr" z końcowej części też bym usunął - to są moje zewnętrzne sugestie, jeśli uda się Panu skondensować coś w 4 - będzie super).
Zastanawiam się nad tym, co powinno być pointą (dla mnie aktualna 5 zwrotka).

Piękne obrazy z wieloznaczeniami:
"świat pozostaje jednym,
spóźnionym
wymiarem"

"naga prawda szybko marznie
i wietrzeje".

To będzie wspaniały wiersz - gratulacje. :)

pzdr. bezet

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Witam i dziękuję za sugestie. Przyjmuje z pokorą i odpowiadam.
Koniec lepszy od początku, bo mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna. A poważnie, to sytuacja puenty dopiero motywuje mnie do maksymalnego skupienia. Wcześniejsze boki-odskoki, to efekt dzięcięcej radości z faktu pisania po papierze. Co do 3 strofki, to jeszcze nie mam zdania. "Wnętrze arki" jest z dwóch powodów: po pierwsze nawa główna i nawy boczne w światyni chrześcijańskiej to pojęcia ze szkutniczego słownika - nawa to okręt - i nie jest to bezpostawne, symbolika arki jest obecna w planie katedry (według moojej wiedzy, a jeśli się mylę, to mea culpa, sorry - i usuwam "Arkę"); po drugie stacja metra, niczym Arka unosi nas gdzie indziej (zmieniając się w inną stację za oknami wagonu), ale chyba tu tłumaczę własny wiersz nazbyt łopatologicznie, więc kończę. Cięcia w 4 strofce są niezbędne. O zrezygnowaniu z powtarzania podobieństwa stacji i katedr napomknęli już wcześniejsi komentatorzy. Dzięki. Puentą jest to, co jest puentą.
Dziękuję za wszystkie uwagi. Jak zwykle u Pana - cenne. No i zostaję (znowu jak zwykle!) w pół drogi z wierszem. U nogi. Będę go kończył. Aż wykończę. Jego lub siebie. Pozdrawiam serdecznie. MP
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • stoję  wpatrzony w lustro  a świat  świat przechodzi obok  chciałbym  mu coś powiedzieć    może...  nawet wykrzyczeć    brak odwagi   4.2024 andrew  
    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  schizoidalnego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. I w ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…    (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...