Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Oskar


Rekomendowane odpowiedzi

Jedno z moich pierwszych opowiadań w ogóle, powstało dwa lata temu. Pozostawiam wam do oceny. Akcja i fabuła mogą być trochę naciągane i za to przepraszam, jednak najbardziej zawsze zależy mi na przedstawieniu bohaterów.
A jeśli chodzi o postacie to mogę powiedzieć, iż to był dopiero początek mojej przygody z nimi i od tamtej pory powstało wiele opowiadań i komiksów o nich, które niestety nie nadają się jednak na opublikowanie... Trochę szkoda, aczkolwiek... Miłej - mam nadzieję - lektury.


-------------------------------------------------------------------------------------------

Na szybie zaczęły pojawiać się pierwsze krople deszczu. Niebo było szare, korony drzew poruszały się gwałtownie w porywach wiatru.
Mały chłopczyk, z nosem przyklejonym do szyby, przyglądał się jadącym samochodom z zapartym tchem. Miał kasztanowe włosy i czekoladowe oczy. Jego twarz miała odcień delikatnej bladości i sprawiał wrażenie bardzo zamyślonego i wrażliwego.
Nagle dostrzegł pewien samochód. Ten miał czerwony kolor i właśnie zatrzymywał się na parkingu naprzeciwko budynku, w którym znajdował się chłopiec. Po chwili wysiedli z niego mężczyzna i kobieta: wzięli się za ręce i zaczęli iść w stronę chłopca.
Ten zerwał się z miejsca i popędził prosto korytarzem. Zbiegł szybko po schodach, skacząc po trzy stopnie na raz (co dla 4 letniego chłopca jest czymś nadzwyczajnym) i zatrzymał się na samym parterze, tuż przed dużymi, brązowymi drzwiami.
Wpatrywał się jak zaczarowany w klamkę, która jakby pod jego wzrokiem po chwili się poruszyła. Drzwi się otworzyły, wpuszczając do środka chłodny powiew wiatru i lekkie strugi deszczu, a także parę, która wysiadła z samochodu.
- Mama! Tata! – Zawołał chłopiec, rzucając im się w ramiona. – Czekałem na was od rana!
- Och, Oskar, my również nie mogliśmy się doczekać! – Powiedziała kobieta, przytulając malca do piersi.
- Ale chyba warto było czekać, co Oskar? – Zapytał wesoło mężczyzna, wyjmując z kieszeni czekoladę i wręczając ją chłopcowi – To dla ciebie, tylko potem umyj ząbki...
- Jak się czujesz, kochanie? – Zapytała kobieta, biorąc Oskara na ręce.
- Dobze! – Chłopczyk włożył kawałek czekolady do buzi. – A mamo... Ja juz jade z wami?
- No chyba jeszcze nie! Już chcesz nas opuścić, Oskarku?
Trójka obejrzała się za siebie.
Z jadalni wyszła do nich wysoka, chuda kobieta. Miała szare włosy i ostre rysy twarzy. Poruszała się sztywno, a w jej oczach można było dostrzec zimne opanowanie.
- Och, dzień dobry pani dyrektor – Powiedziała kobieta, uśmiechając się pogodnie. – Musimy porozmawiać o Oskarze.
- To wszystko za bardzo się przeciąga. Chcielibyśmy mieć go jak najszybciej w domu.
- Porozmawiajmy u mnie w gabinecie. Oskar, poczekasz w bawialni, prawda?
Chłopczyk posmutniał i tylko skinął głową.
- Weź czekoladkę i poczekaj na nas. – Poleciła mu kobieta, głaszcząc go po główce.
Oskar patrzył, jak wchodzą za dyrektorką po schodach i za chwilę znikli mu z oczu.
Westchnął i skierował się w stronę bawialni.

***

- Juz jedziecie...? Jutlo psyjedziecie?
- Postaramy się. Nie martw się kochanie. Zabierzemy cię stąd.
Oskar patrzył na nich, jak wychodzą, idą ulicą i wsiadają do auta. Gdy widział, jak ich samochód znika za zakrętem, wierzył. Wierzył, że go stąd zabiorą. Naprawdę wierzył.
Oczyma wyobraźni widział, jak budzi się rano w swoim własnym pokoju pełnym zabawek, biegnie do pokoju rodziców i budzi ich swoim śmiechem. Oni też się śmieją i przytulają go z miłością.
Wierzył, że tak będzie.
Niestety, obraz jego marzeń miał się nigdy nie spełnić...
***

- Plosę pani...?
Dyrektorka wynurzyła się gwałtownie z artykułu na temat kosmetyków. Zakryła gazetę kobiecych porad i wychyliła się za biurko, aż dostrzegła czubek głowy chłopca.
- Oskar... Nie wiesz, że się puka?
- Pukałem...
- Nie słyszałam.
- Bo chyba była pani zajęta.
Dyrektorka zarumieniła się.
- Owszem. Jak wiesz dyrektorzy mają dużo obowiązków. W ogóle to co cię do mnie sprowadza?
- Bo... Kiedy psyjdą moi lodzice?
Kobieta zamrugała. Wpatrywała się w pełne nadziei oczy małego chłopca i pierwszy raz w swoim zawodzie poczuła współczucie.
- Oskar... Oni już nie przyjdą.
- Psyjdą. Obiecali.
- Nie. Po pierwsze, to nie są twoi rodzice. Po drugie, musisz przywyknąć do tego, że ktoś może zrezygnować z adoptowania ciebie. Takie sytuacje zdarzają się cały czas.
Chłopcowi zadrżała warga.
- C-co...?
- Oskar...
- Obiecali...
- To nic, uspokój się i...
Chłopiec cicho zaszlochał, obrócił się na pięcie i wybiegł z gabinetu.
W normalnych okolicznościach dyrektorka dałaby mu karę za lekceważenie jej osoby i wyjście jej gabinetu bez pozwolenia.
Ale..
O Boże, pomyślała kobieta, na starość robię się sentymentalna...

***

Chłopiec czuł na twarzy tysiące łez. Serce mu pękało.
Schował twarz w ramionach i przykucnął tuż przy oknie.
Na dworze znów było pochmurno.
Niebo płakało razem z nim.
Nagle Oskar zaczął nucić sobie pewną melodię.
Dotychczas spotykał ją tylko w snach i zaraz po obudzeniu ulatywała z jego głowy jak dym.
Melodia ta była jakimś wspomnieniem, którego chłopiec nie rozumiał... Nie potrafił sobie przypomnieć, skąd ją zna... I kto go jej nauczył.
Wiedział jedynie, że melodia ta była pełna miłości. Ktoś, kto kiedyś mu ją śpiewał, musiał go kochać.
Tylko tego chłopiec był teraz pewien.

***

Oskar dotykał zimnej szyby obiema dłońmi.
Jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki. Były pełne smutku i niedowierzania. Pełne dziecięcej niewinności.
Naprzeciwko Domu Dziecka mieścił się szpital.
Na tamtejszym parkingu Oskar dostrzegł znajomy samochód.
I nagle, ze szpitala wyszły dwie tak dobrze znane mu osoby. Kobieta, która miała być jego matką trzymała w ramionach malutkie, różowe zawiniątko. Uśmiechała się radośnie.
Podtrzymywał ją mężczyzna, który tak niedawno prosił, by Oskar nazywał go tatą. Obejmował kobietę i patrzył na zawiniątko z dumą.
Wsiedli do samochodu i odjechali.
Wtedy to też Oskar widział ich po raz ostatni.

***

Gdy Oskar miał dziesięć lat, do DD trafił pewien chłopak w jego wieku.
Oskar od razu zwrócił na niego uwagę.
Chłopak był zupełnie łysy, jak pan sprzedający lody na rynku, którego Oskar widział zeszłego lata na wycieczce. Tylko że tamten pan miał około 90 lat.
Wszystkie dzieci patrzyły się na chłopczyka z lekkim strachem.
Chłopczyk jednak był bardziej przerażony niż one.
W umyśle Oskara zakiełkowała myśl, aby zapoznać się z nowym. Jednak nie miał na to odwagi. Dał sobie spokój.
Los jednak chciał inaczej.
Gdy na lekcji w-fu Karol podał piłkę Nowemu, ten jej nie zauważył i dostał piłką w głowę. Upadł na ziemię.
Wywołało to niemałe poruszenie.
Nauczyciel oświadczył, że ktoś musi zabrać „tę nieszczęsną ofiarę” do pielęgniarki.
Tak się złożyło, że zadanie to przypadło Oskarowi. Nowy był bardzo blady, więc Oskar wziął go pod ramię i jakoś doszli do gabinetu pielęgniarki.
W tym czasie zdążyli nawiązać rozmowę, która była początkiem ich przyjaźni.

***

Oskar nienawidził lekcji w-fu.
Niestety, tak się złożyło że drugie klasy gimnazjum miały aż cztery godziny wychowania fizycznego w tygodniu. Oskar przełknął tą wiadomość z goryczą.
Niby na co przyda mu się wychowanie fizyczne? Chciał w przyszłości wykonywać jakiś pożyteczny, pełen emocji zawód, a nie latać za piłką bez sensu.
- Oskar, uważaj!
Chłopak otrząsnął się z ponurych myśli i nagle poczuł, jak coś uderza go prosto w brzuch z wielką siłą. Upadł na ziemię.
Rozległ się gwizdek i podszedł do niego trener.
- No co tam, Oskar? Nie mamy dziś kondycji?
Oskar podniósł się i podbiegł do niego pewien wysoki chłopak.
- Oskar, nie śpij, bo przegramy!
- Wiesz Karol, może lepiej się z kimś wymienię...
Chłopak spojrzał na Oskara.
- Chcesz zejść?
Oskar kiwnął głową. Karol odwrócił się w stronę trybun.
- Hej, Michał! Wchodzisz za Oskara!
Blondyn rozmawiający z grupką dziewczyn zerwał się z miejsca. Pomachał koleżankom i powoli zaczął iść w stronę boiska. Gdy mijał się z Oskarem, powiedział:
- Co dzidziu, zmęczyłeś się? Boisz się piłeczki?
Zarechotał złośliwie i podbiegł do Karola.
Oskar zajął miejsce w pustej części trybun.
Nienawidził tego miejsca. Nienawidził najbardziej na świecie tego budynku, w którym każdy dzień polegał na złudnych nadziejach w to, co niemożliwe. Tam, za tym wysokim płotem toczyło się życie zupełnie odmienne od tutejszego. Ludzie nie mieli pojęcia, jak się mieszka w DD. Nie interesowali się tym. Zresztą trudno im się dziwić, niby komu to potrzebne...
Nagle ktoś usiadł obok niego.
- Jak się grało? – Zapytał łysy chłopak o błękitnych oczach i jasnej twarzy. Nazywał się Robert.
- Słowo „beznadziejnie” jest niedomówieniem tego, jak sport czyni ludzi zaślepionych sobą. I załamanymi.
- Chciałbym grać w piłkę.
Oskar spojrzał na niego. Robert wpatrywał się w boisko nieobecnym wzrokiem. Na jego twarzy widać było zmęczenie i pewnego rodzaju załamanie.
- Pogadaj z trenerem. Powinien ci pozwolić...
- Daj spokój. Dyrektorka już dawno wyraziła swoje zdanie na ten temat. Mówi, że mój stan tylko się pogorszy, gdy będę narażać organizm na wysiłek fizyczny...
- A może to by ci pomogło...?
Robert rzucił mu smutne spojrzenie.
- W życiu. Nic mi nie pomoże.
Gdy Oskar nie wiedział, co powiedzieć, rozległ się dzwonek, a zaraz po nim z budynku wybiegł jakiś chłopak, krzycząc:
- Nowa!!! Przywieźli nową!!! Chodźcie zobaczyć!!!
W ogólnym zamieszaniu obie drużyny oraz widzowie szybko zaczęli wsypywać się do środka.
Zgromadzili się w holu – na dworze, przed budynkiem słychać było głos dyrektorki i jakiegoś mężczyzny.
Nagle drzwi się otworzyły.
- Zajmiemy się nią, będzie jej tu dobrze!
- Dziękuję pani, jest pani taka dobra! – Powiedział mężczyzna. - A ty masz się słuchać pani, jasne?
Oskar widział bardzo nietypową scenę. W progu stała dyrektorka, trzymając prawą dłoń na ramieniu niskiej, szczupłej dziewczyny. Dziewczyna miała krótko ścięte, rudo-brązowe włosy. Ubrana była w szerokie, podarte na kolanach dżinsy i obszerną, niebieską koszulę. Wyglądała, jakby uciekła z rockowego koncertu, które Oskar czasami widział w telewizji i które wprawiały go w bardzo dziwny, miły nastrój.
- Dario, pożegnaj się z ojcem! – Poleciła jej dyrektorka, szczerząc swe żółte zęby.
- To nie jest mój ojciec, tylko gówniany palant.
Po jej słowach zrobiło się zupełnie cicho. Umilkły wszystkie szepty podekscytowanych dzieciaków i krytycznych na widok Nowej nastolatek.
Wszyscy wpatrywali się w nowoprzybyłą ze zdziwieniem i podziwem.
- Natychmiast przeproś ojca! Jak możesz mówić w taki sposób!?- Dyrektorka była tak oburzona, że lekko potrząsnęła dziewczyną.
- Puszczaj mnie, stara kretynko! Nie zamierzam spędzić tu ani chwili dłużej!
Chciała wyjść, ale mężczyzna zagrodził jej drogę.
- Nigdzie nie pójdziesz, zostaniesz tutaj. Twoja matka nie byłaby z ciebie dumna.
- Właśnie, że by była! Gdybym uciekła razem z Czarkiem...
- Ale nie uciekłaś. On myślał tylko o sobie, nie obchodziłaś go.
Dziewczyna zamachnęła się i chciała uderzyć faceta, lecz ten złapał ją za rękę. Uścisk był mocny, dziewczyna skrzywiła się z bólu.
Mężczyzna pociągnął ją za sobą.
- Gdzie będzie mieszkać? – Zapytał dyrektorkę.
- Na górze. Proszę za mną.
Tłum rozstąpił się, robiąc przejście. Oskar i Robert odsunęli się na bok, przyglądając się dziewczynie z otwartymi ustami.
Dyrektorka poprowadziła ich wzdłuż schodów, na drugie piętro. Otworzyła drzwi z numerem 36 i weszła do środka razem z mężczyzną i dziewczyną.
Daria rzuciła szybkie spojrzenie na trzy piętrowe łóżka, biurko i dużą szafę.
- Nie będę tu spała. Nie zmusisz mnie.
- O tak, zmuszę. – Mężczyzna puścił ją i uśmiechnął się złośliwie. – Cóż, na mnie już czas. Powierzam cię w dobre ręce, na pewno niedługo przygarnie cię jakaś rodzina i będziesz mi wdzięczna.
Daria wpatrywała się w niego z nienawiścią.
- Nie jestem psem, żeby tak mną pomiatać! Za kogo ty się masz, do diabła!?
- Do widzenia. – Powiedział dyrektorce i spojrzał na Darię po raz ostatni. – Możesz trafić jeszcze gorzej. Uważaj.
Po chwili wyszedł.
Dyrektorka spojrzała a dziewczynę i oznajmiła:
- Za godzinę masz zejść na obiad. Kolacja jest o 19, cisza nocna o 22. Wstajemy o 6 rano, śniadanie jest o 7. W pokojach trzeba dbać o porządek, razem ze swoimi współlokatorami.
- Nie będę o nic dbała. Odwal się! Chcę stąd wyjść i jak mnie nie wypuścicie, to ucieknę!
- Uspokój się, dziecko! – Krzyknęła ostro dyrektorka, aż dziewczyna podskoczyła. – Jesteś teraz w takim miejscu, gdzie trzeba stosować się do moich poleceń i nie obchodzi mnie, czy chcesz tu być czy nie! Faktem jest to, że się tu znalazłaś! Masz robić to, co ci powiem, inaczej poznasz mój gniew, rozumiemy się? Pytam, czy się rozumiemy.
Daria wpatrywała się w nią ze złością, lecz w tej chwili jej gniew trochę opadł. Skinęła głową.
Dyrektorka zostawiła ją samą.

***

Dziewczyna zaintrygowała chyba wszystkich. Gdy przechodziła korytarzem, słychać było pojedyncze szepty, wszyscy spoglądali na nią z nieukrywanym zaciekawieniem.
Pierwszego dnia nikt się do niej nie odezwał. Nikt nie miał odwagi, jeśli nie liczyć paru starszych chłopaków, którzy żartowali sobie z niej, aby się popisać przed innymi.
Jednak Daria nie zwróciła na nich uwagi.
Oskar i Robert często na nią spoglądali. Była w ich wieku, chodzili do tej samej klasy (szkoła była w tym samym budynku co DD), jednak nie zamienili z nią ani jednego słowa.
Siedzieli teraz na dworze, przyglądali się, jak najstarsze klasy grają w piłkę. Daria siedziała pod drzewem, na trawie.
Oskar był pełen wiary.
- Może zapytamy się, jak jej się tu podoba, lub chociaż o godzinę, albo...
Robert był pełen wątpliwości,
- Tak, a ona powie, że jesteśmy pedały i żebyśmy spadali.
Nie próbuj nawet. Zresztą po co, to baba. Baby są głupie.
- Robert! Dlaczego tak myślisz?
- Nie można się z nimi dogadać, zresztą sam patrz! Dyrektorka, ta nowa, nawet z dziewczynami stąd jest trudno porozmawiać. Są dziwne jak... nie wiem. Totalnie.
- Udowodnię ci zaraz, że się mylisz.
- Czekaj, co ty chcesz...
Oskar zaczął iść w stronę dziewczyny. Robert pokręcił głową i usiadł na murku, zamierzając obserwować całe zajście, by móc potem wypominać Oskarowi, jakim był idiotą.
Daria miała zamknięte oczy i oddychała spokojnie. Dziś była ubrana w te same dżinsy co pierwszego dnia w DD oraz w czarną koszulkę.
- Cześć!
Dziewczyna otworzyła oczy. Spojrzała w górę, na Oskara i zdziwiła się.
- Eee, cześć... O co chodzi?
- Siedzisz cały czas sama... Musi być ci trochę nudno, co?
- To prawda.
- Więc może przyłączysz się do nas?
Uśmiechnął się wskazując na Roberta.
- Tu mi dobrze. Dziękuję. Do widzenia.
Ponownie zamknęła oczy, uważając rozmowę za skończoną.
Lecz Oskar usiadł obok niej, opierając się tak jak ona o twardą korę.
Spojrzała na niego, obniżając jedną brew.
- Ej, koleś...
- Tak w ogóle to jestem Oskar.
Wyciągnął do niej rękę.
Wtedy Daria miała w rękach przyszłość. Takie sytuacje zdarzają się czasami, lecz nie zdajemy sobie z nich sprawy. Nie możemy wiedzieć, że akurat w tym momencie mamy wpłynąć na coś, co wydarzy się w przyszłości.
Daria również o tym nie wiedziała. Jednak coś takiego wtedy poczuła.
Poczuła też, jak jej dłoń ściska rękę Oskara.
- Jestem Daria.
Oskar spojrzał na Roberta i uśmiechnął się, widząc jego minę.
Ten zeskoczył z murku i podszedł do nich.
- Dario, to mój kolega, Robert. Bardzo chciał cię poznać.
Policzki Roberta poróżowiały.
- Eee... Tego, cześć...
Daria uśmiechnęła się.
- Cześć.
- Więc... Jak ci się tu podoba? – Spytał Oskar.
- Niby jak ma mi się podobać? Beznadzieja. Ile wy tu już jesteście?
Chłopacy spojrzeli na siebie. Pierwszy odezwał się Robert:
- Ja przyjechałem tu jak miałem 10 lat... Czyli 5 lat temu.
- O matko... – Westchnęła Daria. – Ja bym tu tyle nie wytrzymała. Dostałabym świra. Albo bym umarła.
- Ja jakoś żyję.
- Tak? Aha, no rzeczywiście. A ty, Oskar?
Chłopak oparł ramiona na kolanach.
- Przyjechałem tu mając dwa lata. Czyli siedzę tu od 13 lat.
Zapadła cisza. Robert obserwował grę na boisku, czekając, aż Daria coś powie. Ale ta wpatrywała się w Oskara z niedowierzaniem.
- Żartujesz.
- Haha. Śmieszny ten żart, nie?
Daria spojrzała przed siebie. Była wstrząśnięta.
- I co, cały czas tutaj siedzisz? Nie możesz uciec? Przecież to totalne bagno!
- Jakbym uciekł, gdzie bym poszedł? Nie mam nikogo. Znaleźli by mnie śpiącego na dworcu i skostniałego z zimna. I wróciłbym tutaj, zdołowany i przegrany.
Dziewczyna przygryzła wargi. Szukała kolejnych punktów podparcia, ale Oskar nie chciał dłużej kontynuować tego tematu. Wstał i powiedział:
- Chodźcie na obiad. Dziś jest rosół, czekałem na niego od tygodnia. Idziesz? – Zapytał Darii.
Dziewczyna po chwili stanęła na nogi.
- No to idźmy!
Gdy we trójkę wkroczyli do jadalni, obserwowało ich dziesiątki oczu.
W tej właśnie chwili świat powitał pierwszą konsekwencję wyboru Darii. Była to przyjaźń.

***

Minął miesiąc od przybycia Darii.
Wtenczas ona, Robert i Oskar bardzo się do siebie zbliżyli. Spędzali razem czas, śmiali się, wygłupiali, rozmawiali na najróżniejsze tematy.
Jeśli Oskar miałby wybrać jakiś okres w DD, kiedy nie czuł się przygnębiony, był to właśnie ten czas.

***
- Gdy lekarz powiedział, że nie ma dla mnie ratunku, moja matka się załamała. Przestała pracować, jeść, opiekować się mną. Jej sąsiadka raz nas odwiedziła. Potem poleciała do sądu. No i tam orzekli, że matka musi jechać to psychiatryka a ja do Domu Dziecka.
- A twój tata? – Zapytała Daria.
- Nie znałem go. Mama miała jedno jego zdjęcie, na imprezie w tłumie obejmował na nim jakąś dziewczynę. Moja mama stała tam z boku i nie wyglądała zbyt wesoło. Wtedy tego nie rozumiałem, ale teraz... Wydaje mi się, że on się tan upił, ona to wykorzystała, bo była w nim zakochana i... Zrobili to na imprezie. Potem on nic nie pamiętał, ona dowiedziała się, że jest w ciąży i wyjechała z miasta.
- A ta twoja choroba...
- Rok temu lekarz powiedział, że zostały mi 3 miesiące życia. W zasadzie powinienem umrzeć już tysiąc razy.
Robert uznał, że dość już o nim.
- Teraz ty opowiedz o sobie. Nic o tobie nie wiemy.
- Nie, chcę, żeby teraz powiedział Oskar.
Spojrzała na niego wyczekująco, a Oskar uśmiechnął się.
- O nie, ja na końcu. Teraz ty.
Daria westchnęła.
- No dobra. Więc ten idiota, co mnie tu przywiózł to był drugi mąż mojej matki, która umarła kilka lat temu. Po jej śmierci on się mną zajmował, ale mnie nienawidził (a ja jego) to dał mnie tu, dupek jeden. Mój tata umarł, jak byłam bardzo mała. Mama wyszła za Kretyna z 8 lat temu. Był nauczycielem chemii mojego brata, który także nienawidził go od początku. Jak ja go nienawidzę! Jakbym mogła to bym go zabiła. Mój brat tak samo. To on mógł umrzeć, a nie moja mama.
- Przestań. – Powiedział nagle Oskar.
Daria i Robert spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Co?
- Nie można tak mówić. Skąd możesz wiedzieć, jaki był tego wszystkiego cel?
Daria prychnęła.
- CEL? Widzisz w tym jakiś cel? Pogięło cię?
Oskar przymknął powieki.
- Nieważne, co widzę. Mów dalej.
- Już skończyłam.
Daria patrzyła na niego z irytacją.
- Teraz ty.
Oskar kiwnął głową.
- Przywieziono mnie tutaj, jak miałem dwa latka. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. To wszystko.
Daria prychnęła po raz drugi.
- Wszystko? Nic o nich nie wiesz?
- Nie.
- Nawet, jak się nazywali?
- Poborscy.
- A imiona? I w ogóle, wszystko?
- Nic. Pamiętam chyba tylko kołysankę mojej mamy, ale jej wam nie będę śpiewał, co?
Robert zachichotał.
- Dawaj, Oskar!
Daria zmarszczyła czoło.
- Nie chciałabym być na twoim miejscu.
- Ja też nie. – Powiedział Oskar.
- I ja! – Dodał Robert z uśmiechem.
- Na twoim miejscu też nie chciałabym być. – Odparła Daria, uśmiechając się do niego z cynizmem.
- Ani ja na twoim! Ha, i co teraz powiesz?
- Jak ja ci zaraz coś powiem, to stąd wylecisz z wrzaskiem! – Daria zaczęła go dusić, a Robert zaczął się śmiać i wołać, że ma łaskotki.
Oskar uśmiechnął się mimowolnie.
***

Oskar nigdy nie pytał Darii, czy planuje ucieczkę. Czuł, że w jej głowie taki pomysł się zrodził, owszem, ale nie miał pojęcia, czy dziewczyna jest na tyle zdeterminowana, by się na tyle odważyć.
Minął rok od przyjazdu Darii.
I Oskar, i Robert wiedzieli, że dziewczyna nie czuje się tu dobrze. Nie chodziło o żadną chorobę, lecz o jej ducha.
Daria była jak dziki ptak – nie mogła wytrzymać w zamknięciu. I gdy jej czas pobytu w DD się przedłużał, była coraz bardziej przygnębiona.
Pewnego dnia dyrektorka ogłosiła, że dziś mają się położyć spać już o 18, ponieważ ma być u nich zmieniany cały system alarmowy i monitorowany.
Oskar widział w tym szansę.
O 16, zaraz po lekcjach kazał przyjaciołom czekać na niego na murku.
Gdy Oskar przyszedł, Daria i Robert byli już na miejscu.
- O co chodzi? – Zapytała dziewczyna, krzyżując ręce na piersiach. – Jeśli znowu mamy karę u tej baby to ją normalnie...
- Nie chodzi o dyrektorkę. Tylko o dzisiejsze popołudnie. Macie jakieś plany?
- Co? – Zdziwił się Robert.
- O co chodzi, Oskar? – Zapytała Daria, wyczuwając podstęp.
Oskar nabrał powietrza.
- Zmieniają dziś system. Kamery będą wyłączone przez około dziesięć minut, wszystkie alarmy też. Przez 10 minut można się stąd wymknąć i nigdy nie wrócić.
Zapadła cisza.
Daria szybko zamrugała.
- Chcesz, żebyśmy uciekli?
- Tak.
Dziewczyna wydała radosny okrzyk i zeskoczyła na trawę, rzucając mu się na szyję.
- We trójkę! Boże, jak cudownie!
- Ale ej, ludzie! – Robert zmarszczył czoło. – Niby jak to nam się uda? Tak sobie nagle wyjdziemy z bagażami? Naprawdę myślicie, że to się uda?
Oskar uniósł dłoń do góry.
- Na końcu korytarza są drzwi do piwnicy. Tam, na dole są drzwi do ogródka. Byłem tam tylko raz, gdy miałem 7 lat. Gdy woźna mnie tam znalazła, dostałem kozę na tydzień. Ale wtedy w płocie była dziura. Zawsze wchodziły przez nią koty. Za płotem są jakieś garaże, stamtąd tylko kawałek do miasta.
I co wy na to...?
- A skąd masz pewność, że ta dziura dalej tam jest? – Zapytał wojowniczo Robert. - A jeśli ją załatali i wszystko pójdzie na marne?
- Ja... myślę, że ona tam jest. – Powiedział cicho Oskar. - Inaczej nic nie miałoby sensu.
- Bo nic nie ma sensu! – Zawołał Robert. – To w życiu się nie uda, będziemy tu tkwili do 18 lat, potem nas stąd wypuszczą i dadzą mieszkanie pod Warszawą i pracę w supermarkecie polegającą na pakowaniu ludziom zakupów. 2 złote za godzinę.
Daria podeszła do niego i spojrzała mu prosto w twarz, tak, że dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Robert lekko się zarumienił.
- Posłuchaj, głupku! Skoro Oskar wierzy, że się uda, to się uda! A jeśli nie, to będziemy wiedzieli, że próbowaliśmy, a nie siedzieliśmy sobie wygodnie na tyłkach i myśleliśmy o pracy za dwa złote za godzinę! Albo jesteś z nami, albo dołącz do tych debili, którzy wierzą, że ktoś ich zaadoptuje i spędzają każdy dzień na czekaniu. Ja tak nie chcę. A ty?
Robert zrobił krok do tyłu i spojrzał w błękitne niebo, które współgrało idealnie z kolorem jego tęczówki.
Westchnął, przeczesał ręką po łysej czaszce i spojrzał na Oskara, a potem na Darię.
- Ok. Zróbmy to.

***

Było im ciasno. Schowek na miotły nie jest najlepszym miejscem na kryjówkę, przynajmniej pod względem komfortu.
W ciemności rozległo się kichnięcie.
- Sory – Powiedział Robert. – Mam uczulenie na kurz.
- Daria, masz swój plecak? – Zapytał cicho Oskar.
- Tak. Wzięłam tylko szczoteczkę, gacie i trochę kasy.
- Aha. To chyba dobrze. A ty Robert, masz plecak?
- Tak. Mam swoje rzeczy i ty włożyłeś tu swoje.
- To dobrze. Słuchajcie, jest po 18. Niedługo dyrektorka sprawdzi pokoje i zorientuje się, że nas nie ma. Musimy działać szybko. Będziecie iść za mną, bardzo cicho. I bardzo wolno, albo bardzo szybko. Tak jak powiem. Jasne?
Oskar poczuł, że oboje kiwnęli głowami, mimo, że nic nie widział.
Powoli, bardzo powoli uchylił drzwi schowka.
Wyszli z niego po kolei i spojrzeli na siebie. Oskar skinął na nich głową i powolutku ruszyli korytarzem, nie wydając żadnego dźwięku.
Na przedzie szedł Oskar. Stąpał ostrożnie po starej podłodze, którą znał już dobrze i wiedział, gdzie należy stawać, aby nie trzeszczała. Miał uruchomione wszystkie zmysły na najwyższych obrotach.
Za nim szła Daria. Uśmiechała się lekko, podniecona zaistniałą sytuacją. Cieszyła się, że ma szansę wreszcie się stąd wyrwać i to z dwoma facetami, których naprawdę polubiła.
Robert rozglądał się cały czas niespokojnie i oglądał za siebie. Bał się, że zza rogu wynurzy się nagle dyrektorka i zapyta z niekłamaną satysfakcją „A gdzie to się wybieracie?”. Ściskał mocno ramiączka plecaka i był pełen obaw.
Mijali schody, gdy nagle usłyszeli kroki na górze. Ktoś schodził na parter.
Oskar odwrócił się do towarzyszy, nie wiedząc co robić. Robert zrobił się blady jak ściana, a Daria przygryzła wargi.
Spojrzała na schody i nagle położyła się na podłodze. Oskar patrzył, jak wczołguje się pod schody, w miejsce, gdzie ukrywał się jako pięciolatek.
Zanurkował za nią, ciągnąc za sobą Roberta.
Może nie było tu tak wygodnie jak w dzieciństwie, ale Oskar nie narzekał. Gdy tak leżąc, obserwowali stopy dyrektorki, przechodzące obok nich, czuli niewyobrażalną ulgę.
Gdy kroki umilkły, wyczołgali się spod schodów.
- Tędy – Szepnął Oskar i ruszyli dalej długim korytarzem. Zaczęli biec, czując radość, wierząc, że naprawdę im się uda.
- Prawie jesteśmy! – Oskar uśmiechnął się, gdy nagle usłyszeli głosy. Zbliżały się w ich kierunku.
Daria złapała Roberta za ramię, a Oskar zasłonił usta ręką. Schowali się za ścianą, w cieniu.
- Już po nas. – Wyszeptał Robert.
Gdyby się teraz wychylili, zobaczyliby nadchodzących mężczyzn.
- Wiesz co, Artur? Tutaj dajmy następną. Daj drabinę.
- Ile jeszcze kamer zostało?
- E, pięć. Już dziesięć zrobiliśmy.
- Dobra, dawaj, instalujemy.
Oskar zacisnął powieki. Jeśli będą cały czas tu stali, zaraz ktoś nadejdzie i ich zobaczy. Trzeba coś zrobić, trzeba minąć tych facetów...
Nagle Robert kichnął.
- Słyszałeś to? – Zapytał jeden z mężczyzn.
- Co?
- Nie wiem. Coś dziwnego...
- Może to dzieciaki.
Oskar wstrzymał oddech. Robert zrobił przestraszoną minę i wskazał na zalegający wszędzie kurz.
- Kowalska mówiła, że bachory dziś mają ciszę nocną od 18. Mówiła, że jak jakieś spotkamy, mamy ich przyprowadzić, to dostaniemy premię superekstra.
- Serio? Ty, fajnie by było, gdyby jakieś się tu kręciły. Choćby przypadkiem.
- No. Kasa na browary... Hehe.
Robert znowu kichnął. Tym razem głośniej. Spojrzał przepraszająco na Oskara i Darię, stojących naprzeciwko.
- Słyszałeś?
- No! Ktoś tu jest! Weź zobacz!
Robert spojrzał na Darię. Ta dostrzegła w jego oczach to samo, co Oskar i pokręciła głową.
- Uda wam się. – Szepnął Robert. – Na razie!
Wybiegł zza ściany.
- Ty, patrz! Jakiś dzieciak, łap go!
Słychać było tylko dwie pary biegnących butów. Daria oparła głowę o ramię Oskara. Ten wiedział już, co robić.
- Jeden został. – Szepnął Oskar, widząc cień drugiego faceta na podłodze przed nimi. – Dobra, słuchaj... Za następnym zakrętem będą drzwi, otworzysz je i wyjdziesz do ogrodu. Tam za grządkami będzie wysoki płot i powinna być w nim dziura. Przeciśniesz się.
- Oskar...
- Ja i Robert nie przeszlibyśmy przez nią. Dasz sobie radę. Trzymaj się, Dario.
Dziewczyna poczuła nagle, że jej oczy robią się wilgotne.
Przytuliła się do Oskara.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że kiedyś się zobaczymy. Pozdrów ode mnie Roberta.
- Jasne. To... do zobaczenia.
Oskar wybiegł z ukrycia.
Niewysoki, korpulentny mężczyzna stał przy metalowej drabinie i gdy zobaczył Oskara, wytrzeszczył oczy.
- Ej, ty, dzieciaku! Choć no tu!
Oskar rzucił się do ucieczki. Słyszał, jak facet zaczął go gonić.
Odwrócił się i zobaczył, jak Daria wybiega z kryjówki i znika za zakrętem.
Mężczyzna biegł z trudem, a jego brzuch trząsł się w biegu.


***

Oskar i Robert dostali tygodniową karę za nieposłuszeństwo.
Dwaj mężczyźni od monitoringu dostali ekstrapremię za złapanie dwójki dzieciaków.
Dyrektorka dostała naganę za niedopilnowanie jednej z podopiecznych.
Daria dostała wolność.

*********

- Oskar...
Oderwał się od bardzo interesującego dla niego zadania z chemii i spojrzał pytająco na Roberta.
Nie widział go od rana. Robert miał jakieś tam sprawy, Oskar był w tym czasie w szkole.
- No hej, kolego! Mów, gdzie byłeś? Musiałem siedzieć sam, ty dupku!
- Oskar... – Robert uśmiechnął się nieśmiało i zmarszczył przy tym brwi. – Ja...
- Co „ty”? O co chodzi?
- Chcą mnie adoptować.
Zadanie z chemii ulotniło się z umysłu Oskara w sekundę.
- Słucham...?
- Jedna rodzina... Mają córkę, taką malutką i chcą adoptować jeszcze jedno dziecko... Wybrali mnie... To ci, co byli tutaj, gdy graliście w piłkę, a ja siedziałem na ławce. Ci, co ze mną gadali, pamiętasz...?
Oskar kiwnął głową. Nie uśmiechał się.
- Oskar, wybacz, że...
- Wybaczyć? Niby co? – Oskar roześmiał się ponuro. – Adoptują cię, to się ciesz. Mi nic do tego.
- Wyobrażam sobie, co czujesz. Ja bym się czuł tak samo na twoim miejscu. Wiem, że obiecywaliśmy, że jak nas wypuszczą to założymy własną firmę i będziemy chodzić razem na imprezy i tak dalej, ale...
- Nie masz pojęcia, co czuję. Ale nie zawracaj sobie mną głowy, to bez sensu. Mam nadzieję, że będzie ci tam dobrze.
I gratuluję.
Oskar wstał i zostawił Roberta samego. Choć tak naprawdę było odwrotnie.

***

- Do widzenia, Robercie!
- Do widzenia, pani dyrektor.
- Robert, chodź już, tata czeka! Możesz potrzymać Anię? Och, jak ona się cieszy, gdy cię widzi!
Oskar obserwował to wszystko zza szyby. Tej samej, przez którą widział odjeżdżające małżeństwo, które miało go adoptować.
Teraz widział po raz ostatni Roberta.
- Robert, przypiąłeś małą?
- Tak, mamo.
- To wsiadaj do samochodu!
- Zaraz!
Robert zaczął przyglądać się oknom budynku, aż znalazł w jednym Oskara. Uśmiechnął się i lekko mu pomachał.
Oskar również się uśmiechnął.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj po długiej nieobecności:) jak dla mnie - to ciekawa historia. Widać błędy warsztatowe i to, że jest to opowiadanie początkującego, jak pisałaś. Postaram sie wrócić i wypisać usterki i nakierować Cie co jest nie halo. Ogólnie opowiadanie w porządku. Fajnie, że pojawiłaś sie znów. Pozdrawiam, Edyta

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przeczytałem na razie pierwszą część - muszę przyznać zapowiada się całkiem ciekawie;

jak wspomniała UFO widać błędy warsztatowe - niestety są momentami dość rażące [przynajmniej dla mnie];

póki co przyczepię się tylko do jednej kwestii: Oskar wypowiada słowa: "Czekałem na was od rana!", a potem: "Dobze!" i "A mamo... Ja juz jade z wami?" --> mam wrażenie, że jest tu z Twojej strony, Anno, pewna niespójność: albo Oskar mówi jak czterolatek i się myli, albo mówi tak jak powiedziałby dorosły człowiek [oczywiście to moje wrażenie]

pozdrawiam serdecznie
i zapraszam do mnie

postaram się jeszcze zajrzeć i skończyć czytanie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapamiętałam Cię z Twojego poprzedniego opowiadania "Straż", które mi się bardzo podobało. Obecne również, choć koniecznie proponowałabym poprawić fragment w pierwszej części dotyczący rozmowy Dyrektorki z Oskarem. Ta rozmowa brzmi sztucznie, bo Dyrektorka zwraca się do czteroletniego dziecka językiem jak do dorosłego. Sama zobacz jak to brzmi:
"Jak wiesz dyrektorzy mają dużo obowiązków. W ogóle to co cię do mnie sprowadza?" i dalej: "Po pierwsze, to nie są twoi rodzice. Po drugie, musisz przywyknąć do tego, że ktoś może zrezygnować z adoptowania ciebie. Takie sytuacje zdarzają się cały czas." Rozumiesz, o co mi chodzi?
Zmień ten fragment i może jeszcze parę detali np. zdania "Minął miesiąc od przybycia Darii. Wtenczas ona, Robert i Oskar bardzo się do siebie zbliżyli." zamieniłabym na: "Minął miesiąc. Daria, Robert i Oskar bardzo się do siebie zbliżyli." jak również drażniące są dla mnie skróty "DD", "w-fu" (i jeszcze kilka innych usterek tego typu).

Zaskakująco, jak na jedno z pierwszych opowiadań, utrafiłaś w proporcje sentymentalizmu, np. scena w schowku na miotły wzrusza, ale nie jest przesłodzona. Napisałaś, że najbardziej zależy Ci na przedstawieniu bohaterów. To, moim zdaniem udało Ci się pierwszorzędnie. Pozdrawiam serdecznie - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił? W czemem zasmucił, albo w czem zawinił? Jam cię obdarzał potęgą i chwałą, Tyś Mi odpłacił obrazą niemałą   Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił? W czemem zasmucił, albo w czem zawinił? Jam ciebie bronił przed Szwedów potopem, Tyś w me świątynie raczył rzucić błotem   Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił? W czemem zasmucił, albo w czem zawinił? Jam tobie karty historii malował, Tyś Mnie z pogaństwem ohydnie szkalował   Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił? W czemem zasmucił, albo w czem zawinił? Jam przecież bronił jasnej Częstochowy, Tyś się odwrócił do swych bożków nowych   Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił? W czemem zasmucił, albo w czem zawinił? Jam ci dał łaskę ogromnej odwagi, Tyś się dopuścił wobec Mnie zniewagi   Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił? W czemem zasmucił, albo w czem zawinił? Jam ciebie bronił i przed poganami, A ty chcesz bratać się z heretykami   Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił? W czemem zasmucił, albo w czem zawinił? Jam cię wspomagał w czasie okupacji, Tyś się dopuścił niechlubnej narracji    Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił? W czemem zasmucił, albo w czem zawinił? Jam ci po wojnie zesłał uwolnienie, Tyś Moje imię dał na zniesławienie    Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił? W czemem zasmucił, albo w czem zawinił? Jam cię uwolnił od rąk komunizmu, A ty ulegasz wpływom modernizmu      Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił? W czemem zasmucił, albo w czem zawinił? Jam cię otoczył blaskiem swej światłości, Ty się dopuszczasz wstrętnej rozwiązłości    Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił? W czemem zasmucił, albo w czem zawinił? Jam chciał uczynić z ciebie swą winnicę, A tyś szatańską wybrał błyskawicę 
    • @Corleone 11 Istotnie! Ciekawy temat. Widocznie w tej przestrzeni człowiek po prostu musiał zaistnieć. Pozdrawiam Cię.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @viola arvensisMiło mi! Dziękuję!

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @orenzUrok i czar starych kościołów przyciąga wielu ludzi, ja również lubię odwiedzać takie zabytki. Odnośnie do powyższego cytatu, który daje do myślenia i porusza zmysły, myślę, że groby istotnie są puste. Krążą wokół nich wspomnienia, a ciało powoli zamienia się w proch, chyba, że po śmierci już zostało poddane kremacji. Puste groby, bo zgodnie z wiarą chrześcijańską i nie tylko, dusze wracają w wymiary niebiańskie. Wiersz na piątkę. Pozdrawiam.
    • @agfka   Nie da się ukryć. Dziękuję i pozdrawiam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...