Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Mada i Awe


Rekomendowane odpowiedzi

- Ojcze, co to właściwie jest zło?

Nazajutrz

Obudziłam się. Zobaczyłam coś, co zasłoniło mi pole widzenia. Inni mówią, że to jasne, białe światło. Nie wiem czy wierzyć, bo myślałam, że światło nie boli. Wyprostowałam nogi, żeby mieć oczy na poziomie znaków. Jeszcze nie umiem ich rozszyfrować.
Powierzchnia, na której znajdowały się moje stopy była szorstka i pełna małych rozsypanych kawałków kaleczących mnie aż do krwi. Droga była wąska. Przez środek ktoś namalował w niedużych odstępach białe linie. Może jakiś artysta.
Usłyszałam dźwięk dochodzący z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam jednego z innych. Zbliżał się dosyć szybko, machał rękami i krzyczał coś o samochodzie i wypadku. Potem wyciągnął telefon i z kimś rozmawiał.. Więcej nie pamiętam. Upadłam i zamknęłam oczy.
Gdy znów zdołałam je otworzyć leżałam w zimnej sali otoczona innymi w białych maskach.
- Wyniki nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Wygląda na to, że jest zdrowa.
To nieprawdopodobne, żeby ze zderzenia czołowego Golfa czwórki z tirem ktoś wyszedł bez zadrapania.
- Policja jeszcze ustala, czy kobieta była sama w samochodzie. Kierowca tira nie miał tyle szczęścia, zginął na miejscu. Jego zwłoki są u nas na dole.
- Przynajmniej wiemy, kim jest. Przy kobiecie nie było żadnych dokumentów. Dopóki się nie obudzi, nie możemy nawet zawiadomić rodziny.
W tym momencie jeden z nich – z dużym nosem i tatuażem na ręce zobaczył, że już nie śpię. Podszedł do mnie i spytał jak się nazywam. Oznajmiłam, że Awe. Że nie jestem stąd. I że naprawdę nie wiem, jak się znalazłam w tej zimnej sali. Obaj zaczęli mi zadawać wiele pytań, po których stwierdzili, że mam amnezję. Nie wiem, o co chodzi. Jeszcze nie wszystko rozumiem w ich języku.
Zostawili mnie samą. Nie byłam zmęczona, więc wstałam z łóżka, założyłam buty, które leżały obok śmiesznie niedorobionej półki i wyszłam. Buty mają tu niezwykłe znaczenie – jakby to właśnie one wyznaczały drogę. Zostawiały wyraźne ślady na mentalnych ścieżkach wydeptywanych przez napotkanych w życiu osobników.
Miejsce, w którym się znalazłam nazywają szpitalem. Korytarz jest bardzo przestronny. Łososiowo – niebieskie barwy ścian chyba specjalnie dobrano na zasadzie kontrastu ciepła i zimna. Bólu i dochodzenia do zdrowia. Wiedziałam co to ból. Ale inni znosili go wyjątkowo źle. Ich ciała wyglądały podobnie do mojego, ale warunki, na jakie byli skazani wywoływały zagrożenie. Tutaj nawet powietrze nie pachnie tak jak powinno.
Inni nie lubią tego słowa – powinność.
Zeszłam piętro niżej. Wszystkie drzwi były otwarte, oprócz jednych na końcu korytarza. Były czarne i widniał na nich napis ‘izolatka’. Co dziwne nikt tam nie zaglądał. W środku była mała dziewczynka. Miała ciemne blond włosy, mokre od potu. Zapłakane oczy. Ubrana była w zielony dres z nadrukowanym żółtym misiem. Spojrzała na mnie taka bezwładna i przerażona i spytała:
- Czy pani wie, dlaczego jestem chora?


* * * *

Uciekłam ze szpitala.
Dookoła było mnóstwo betonu. Niesymetryczne budynki pełne dzikich świateł.
Miejsca, w których rozlewano alkohol, ludzie mijający się bez wzroku.
Inni za wszystkie produkty byli zobowiązani oddawać pieniądze. Pomalowany papier, który był w zależności od aktualnej potrzeby równowartością wody, czekolady lub nawet zwykłych owoców, które rosną w sadach. Inni nie lubią się nawzajem.

Korzeniem wszelkich szkodliwych rzeczy jest umiłowanie pieniędzy

Gdy było już ciemno pewien mężczyzna ominął mnie szybkim krokiem na małym osiedlu niedaleko centrum. Wracał do domu w ten wesoły zimowy wieczór. Z klatki jednego z pomalowanych na pomarańczowo bloków wybiegła mu na spotkanie żona. Wyglądali na szczęśliwych. Przyglądałam się chwilę ich radości. Ściskali się, gdy zza rogu wybiegło 2 młodych mężczyzn. Rzucili się na nibyzwycięzców. Jeden z nich przyłożył nóż do szyi kobiety i powiedział, że poderżnie jej gardło, jeśli nie dostanie pieniędzy.
Do tej pory poderżnięcie gardła kojarzyło mi się wyłącznie ze zwierzętami, których mięso można zjeść.
Chwilę później kobieta leżała w kałuży krwi…


W pobliżu stał budynek z krzyżem na dachu. Zabiły dzwony. Przez megafon dochodził dźwięk. Mężczyzna tytułujący się jako ksiądz czytał książkę od Boga: „Przestańcie gromadzić sobie skarby na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną”(Mateusza 6:19). „I kto to mówi” – padło z oddali…
Było ciemno i zimno. Kierunek mojej drogi określało sztuczne światło. Nie było tu nigdzie mojego miejsca. Zauważyłam jednak, że to nie tylko mój problem.
Położyłam się spać na ulicy. Między pasami.

****

Obudził mnie hałaśliwy pisk. Pamiętam tylko tyle, że jakaś kobieta z nie umytymi włosami ścisnęła moją rękę i przeprowadziła mnie obok samochodu na trawnik. Krzyczała. Szybko się zorientowałam, że wszystkie sprawy inni załatwiają agresją, a ci, którym się to nie podoba lądują na ulicy żebrząc o chleb albo są zamykani. W oddziałach zamkniętych albo we własnych domach. Pozbawieni zdania i swojej osobowości. Inni mówią, że to ci słabsi. Słabsi?
Minęło kilka dni. Spałam już w wielu miejscach. Obok starej pijaczki. Obok dziecka, które uciekło z domu, bo rodzice je bili. Obok dziecka, które uciekło z domu, bo rodzice nie chcieli mu kupić nowej gry komputerowej. Dziś zaprosiła mnie do domu pewna kobieta. Abi
Wzięłam ciepłą kąpiel, zjadłam obiad. Dobry.
Abi jest samotna. Tego słowa też jeszcze nie rozumiem, ale ona powiedziała mi,
że wielu ludzi na to cierpi. Ludzie. Więc to ich planeta. Innych. Moje dzieci mówią tak na małe zabawki – ludziki.
Wieczorem Abi zabrała mnie do teatru, w którym pracuje. Przez całą podróż dręczyły mnie światła w mojej głowie. Spytałam ją, jakie według niej znaczenie ma drzewo. Powiedziała, że to symbol szczęścia.
Wysiadłyśmy tuż przy wejściu do budynku. Lubię teatr. Abi zaprowadziła mnie do pokoju znajdującego się za sceną. Przygotowywała się do spektaklu. Jest dobrą aktorką. Jak wszyscy ludzie.
Wyszłam zaczerpnąć świeżego powietrza, gdy nagle jakaś kobieta rzuciła się na mnie i reklamówką z pobliskiego sklepu chciała nakryć mi głowę. Związała mi ręce paskiem od spodni. Nie znam tutejszych zwyczajów ale u nas inaczej wita się gości. Mówiła coś, że pieniądze zawsze się przydadzą. Wypłacają tu ich trochę za odnalezienie osoby zaginionej, którą podobno od 6 dni byłam.

Nawet w śmiechu może boleć serce

Przyjechał duży samochód. Policjant wydał mi się znajomy. Chyba widziałam go w szpitalu. Ma ładny uśmiech. Teraz wygląda tylko na bardziej przemęczonego. Wysoki brunet. Wymarzony kochanek…zawód tylko mało romantyczny. Chociaż tutejsze kobiety mają chyba inne zdanie.
- No, musimy w końcu znaleźć jakiś sposób, żeby przywrócić pani pamięć – powiedział, kiedy szliśmy w kierunku auta. – Lekarz powiedział, że objawy pani choroby są dosyć nietypowe. Zanik pamięci, owszem, ale częściowy. Zna pani przecież nazwy przedmiotów, potrafi pani wykonywać wiele czynności, których przy bardziej zaawansowanym stadium nie potrafiłaby wykonać, poza tym…
- Mówmy sobie po imieniu – przerwałam mu. I tak nie wiedziałam dokładnie, o czym mówi. Stadia choroby…wolałabym żeby mi opowiedział coś o sobie i jego świecie. Bo każdy tutaj ma swój. – Jestem Awe.
- Adam, miło mi.
Dotarliśmy do samochodu ze śmiesznym kręciołem na dachu. Światło raziło w oczy. Ale nie spotkałam tu jeszcze takiego człowieka. Ze światłem. Ludzie je zastępują przedmiotami. Własne wnętrze zamieniają na coś, co da się kupić lub sprzedać.
- Zapraszam do radiowozu – otworzył tylne drzwi i wskazał ręką, że to miejsce dla mnie. Sam siadł obok kierowcy.
- Dokąd jedziemy?
- Musi pani…ee musisz wrócić do szpitala na tomografie. Ale najpierw stawimy się na posterunku. Trzeba odwołać poszukiwania.
Adam był pierwszym innym, który zrobił na mnie wrażenie. Dużo się uśmiechał. Mówił, że uśmiech skraca dystans między ludźmi. To prawda.
Dotarliśmy na miejsce. Usiadłam na krześle obok drzwi do biura prokuratora. To chyba kolega Adama. Ale zdecydowanie mniej sympatyczny.
- Zrób wszystko tak jak należy. Tylko bez zbędnego rozgłosu. Dziennikarze już na nas siedzą, cholerne nieroby. Dobra, idź już. Pilnuj dobrze tej przybłędy. Masz czterdzieści osiem godzin, żeby dowiedzieć się gdzie mieszka, kim jest, z kim jest i jaki ma kolor zasranego dywanu w łazience. Masz wiedzieć wszystko.
Adam zamknął za sobą drzwi prokuratorskiego biura, zabrał z ogromnego regału jedną z teczek i powiedział, że musimy jechać i że musi mnie chronić. Zrozumiałam, że jedną z cech zła jest potrzeba ochrony.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy…



Kilka dni wcześniej

Mada, pozwól na chwilę – krzyknęła Awe do swojego męża. – Ojciec opowiedział mi ciekawą historię.

****

Słyszałeś o tym wcześniej? Zawsze wiedziałam, że drzewo ma wielką moc, ale teraz wiem, że miało związek z naszym życiem. Ojciec powiedział, że jest druga Ziemia. Ale na tamtej pierwsi ludzie zerwali owoc. Nazywali się Adam i Ewa. Przez ich nieposłuszeństwo i niewdzięczność stracili ogród, podobny do tego, który my otrzymaliśmy. Ojciec wysłał ich potomkom długi list, żeby dać im drugą szansę. Tak bym chciała ich poznać, zobaczyć…Ale podobno tam wszyscy narażeni są na zło...
- Ojcze, co to właściwie jest zło?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niezły początek jak na serię eksperymentalną. Trochę mnie zaskoczyłaś tematem ale pomysł wydaje mi się ciekawy, proporcje poszczególnych części są w porządku, język bez zarzutu. Dziś jest już trochę późno ale jutro przeczytam uważnie jeszcze raz i wtedy napiszę bardziej konkretnie i konstruktywnie - bo po pierwszym przeczytaniu mam niejasne wrażenie, że w tekście jest trochę niekonsekwencji (np. długi czas są "inni" potem nagle pojawiają się "ludzie", pewne rzeczy wywołują zdziwienie a inne, które też mogłyby dziwić są znane).
Zafrapowało mnie jedno zdanie na początku "Powierzchnia, pod którą znajdowały się moje stopy była szorstka i pełna małych rozsypanych kawałków kaleczących mnie aż do krwi." Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić; czy nie chodziło Ci raczej o "powierzchnię pod moimi stopami"?
Pozdrawiam - ciesze się, że znów coś Twojego się pojawiło - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, to oczywiście mój błąd, zawsze coś takiego palne;p już zmieniam, dzięki. Czekam na "bardziej konkretną i konstruktywną" ocenę;) miło, że przeczytałaś i że sie cieszysz;) mam nadzieje że zaskoczenie tematem nie negatywne;> uściski

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UFO, jak obiecałam, dzisiaj wgryzłam się w Twój tekst dokładniej - rezultat (bardzo subiektywny), w postaci korekty mniej więcej jednej trzeciej objętości, masz niżej. Jeśli tego typu zmiany Ci podejdą i akceptujesz taki tryb zgłaszania uwag - daj znać, to uzupełnię do końca. Jeśli nie - nie ma sprawy. Bez tych poprawek opowiadanie też jest bardzo OK.
Pozdrawiam - Ania



- Ojcze, co to właściwie jest zło?

Nazajutrz

Obudziłam się. Coś zasłaniało mi pole widzenia. Od innych usłyszałam, że to jasne, białe światło. Nie wiem, czy wierzyć; myślałam, że światło nie boli. Wyprostowałam nogi, żeby mieć oczy na poziomie znaków. Jeszcze nie umiem ich rozszyfrować.
Powierzchnia, na której znajdowały się moje stopy była szorstka i pełna małych rozsypanych kawałków kaleczących mnie aż do krwi. Droga była wąska. Przez środek ktoś namalował w niedużych odstępach białe linie. Może jakiś artysta.
Usłyszałam dźwięk dochodzący z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam jednego z innych. Zbliżał się dosyć szybko, machał rękami i krzyczał coś o samochodzie i wypadku. Potem wyciągnął telefon i z kimś rozmawiał. Więcej nie pamiętam. Upadłam i zamknęłam oczy.
Gdy znów zdołałam je otworzyć, leżałam w zimnej sali otoczona innymi w białych maskach.
- Wyniki nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Wygląda na to, że zupełnie nic jej się nie stało. To aż nieprawdopodobne, żeby ze zderzenia czołowego Golfa czwórki z tirem ktoś wyszedł bez zadrapania.
- Policja jeszcze ustala, czy ta kobieta była sama w samochodzie. Kierowca tira nie miał tyle szczęścia - jego zwłoki są u nas na dole.
- Przynajmniej wiemy, kim jest. Przy niej nie było żadnych dokumentów. Dopóki się nie obudzi, nie możemy nawet zawiadomić rodziny.
W tym momencie jeden z innych – z dużym nosem i tatuażem na ręce zauważył, że już nie śpię. Podszedł i spytał jak się nazywam. – Awe- odpowiedziałam i dodałam, że nie jestem stąd. I że naprawdę nie wiem, jak się znalazłam w tej zimnej sali. Zaczęli mi zadawać wiele pytań a potem powiedzieli, że mam amnezję. Nie wiem, o co chodzi. Jeszcze nie wszystko rozumiem w ich języku.
Zostawili mnie samą. Nie byłam zmęczona, więc wstałam z łóżka, założyłam buty, które leżały obok śmiesznie niedorobionej półki i wyszłam. Buty mają tu niezwykłe znaczenie – jakby to właśnie one wyznaczały drogę. Zostawiały wyraźne ślady na mentalnych ścieżkach wydeptywanych przez napotkanych w życiu osobników.
Miejsce, w którym się znalazłam nazywają szpitalem. Korytarz jest bardzo przestronny. Łososiowo – niebieskie barwy ścian chyba specjalnie dobrano na zasadzie kontrastu ciepła i zimna. Bólu i dochodzenia do zdrowia. Wiedziałam co to ból. Ale inni znosili go wyjątkowo źle. Ich ciała wyglądały jak moje ale były bardziej zagrożone; to przez warunki, w których żyli inni. Tutaj nawet powietrze nie pachnie tak jak powinno.
Inni nie lubią tego słowa – powinność.
Zeszłam piętro niżej. Wszystkie drzwi były otwarte, oprócz jednych na końcu korytarza. Były czarne i widniał na nich napis ‘izolatka’. Co dziwne, nikt tam nie zaglądał. W środku była mała dziewczynka. Miała ciemne blond włosy, mokre od potu i zapłakane oczy. Ubrana była w zielony dres z nadrukowanym żółtym misiem. Spojrzała na mnie taka bezradna i przerażona i spytała:
- Czy pani wie, dlaczego jestem chora?


* * * *

Uciekłam ze szpitala.
Dookoła było mnóstwo betonu. Widziałam niesymetryczne budynki pełne dzikich świateł,
miejsca, gdzie rozlewano alkohol, ludzi mijających się bez jednego spojrzenia.
Inni za wszystkie produkty byli zobowiązani oddawać pieniądze. Pomalowany papier, który, w zależności od aktualnej potrzeby, był wart tyle co woda, czekolada lub nawet zwykłe owoce, rosnące w sadach. Inni nie lubią się nawzajem.

Korzeniem wszelkich szkodliwych rzeczy jest umiłowanie pieniędzy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznam Aniu, że niektóre Twoje zmiany są naprawde ok, zastosuje kilka z nich, bo mają lepsze brzmienie. Resztę zostawie. Wielkie dzięki za tak wnikliwą ocene i analize:) co do dalszej części fragmentu, jeśli tylko znajdziesz czas i ochote, oczywiście z uwagą przeczytam, w końcu jak mówiłam wcześniej, tekst miał trafić na warsztat, więc wszelkie wskazówki mile widziane. Serdeczności

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zatem proszę bardzo - Ania

Gdy było już ciemno, pewien mężczyzna minął mnie szybkim krokiem na małym osiedlu, niedaleko centrum. Wracał do domu w ten wesoły, zimowy wieczór. Z klatki jednego z pomalowanych na pomarańczowo bloków, wybiegła mu na spotkanie żona. Wyglądali na szczęśliwych. Przyglądałam się chwilę ich radości. Ściskali się, gdy zza rogu wybiegło dwóch innych. Byli jeszcze młodzi. Rzucili się na nibyzwycięzców. Jeden z nich przyłożył nóż do szyi kobiety i powiedział, że poderżnie jej gardło, jeśli nie dostanie pieniędzy.
Do tej pory poderżnięcie gardła kojarzyło mi się wyłącznie ze zwierzętami, których mięso można zjeść.
Chwilę później kobieta leżała w kałuży krwi…


W pobliżu stał budynek z krzyżem na dachu. Rozległo się bicie dzwonów. Przez megafon dochodził głos. Mężczyzna, który nazywał siebie księdzem, czytał książkę od Boga: „Przestańcie gromadzić sobie skarby na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną”(Mateusza 6:19). „I kto to mówi” – dobiegło z oddali…
Było ciemno i zimno. Kierunek mojej drogi określało sztuczne światło. Nigdzie nie było miejsca dla mnie. Zauważyłam jednak, że to nie tylko mój problem.
Położyłam się spać na ulicy. Między pasami.

****

Obudził mnie hałaśliwy pisk. Pamiętam tylko tyle, że jakaś kobieta z nie umytymi włosami ścisnęła moją rękę i przeprowadziła mnie obok samochodu na trawnik. Krzyczała. Szybko się zorientowałam, że wszystkie sprawy inni załatwiają agresją, a ci, którym się to nie podoba, lądują na ulicy żebrząc o chleb albo są zamykani. W oddziałach zamkniętych albo we własnych domach. Pozbawieni zdania i własnej osobowości. Inni mówią, że to ci słabsi. Słabsi?
Minęło kilka dni. Spałam już w wielu miejscach. Obok starej pijaczki. Obok dziecka, które uciekło z domu, bo rodzice je bili. Obok dziecka, które uciekło z domu, bo rodzice nie chcieli mu kupić nowej gry komputerowej. Dziś zaprosiła mnie do domu pewna kobieta. Abi
Wzięłam ciepłą kąpiel, zjadłam obiad. Dobry.
Abi jest samotna. Tego słowa też jeszcze nie rozumiem, ale ona powiedziała mi,
że wielu ludzi na to cierpi. Ludzie. Więc to ich planeta. Innych. Moje dzieci mówią tak na małe zabawki – ludziki.
Wieczorem Abi zabrała mnie do teatru, w którym pracuje. Przez całą podróż dręczyły mnie światła w mojej głowie. Spytałam ją, jakie według niej znaczenie ma drzewo. Powiedziała, że to symbol szczęścia.
Wysiadłyśmy tuż przy wejściu do budynku. Lubię teatr. Abi zaprowadziła mnie do pokoju znajdującego się za sceną. Przygotowywała się do spektaklu. Jest dobrą aktorką. Jak wszyscy ludzie.
Wyszłam zaczerpnąć świeżego powietrza, gdy nagle jakaś kobieta rzuciła się na mnie i reklamówką z pobliskiego sklepu chciała nakryć mi głowę. Związała mi ręce paskiem od spodni. Nie znam tutejszych zwyczajów ale u nas inaczej wita się gości. Mówiła coś, że pieniądze zawsze się przydadzą. Trochę dostanie za odnalezienie osoby zaginionej, którą podobno od 6 dni byłam.

Nawet w śmiechu może boleć serce.

Przyjechał duży samochód. Policjant wydał mi się znajomy. Chyba widziałam go w szpitalu. Ma ładny uśmiech. Teraz wygląda tylko na bardziej przemęczonego. Wysoki brunet. Wymarzony kochanek… zawód tylko mało romantyczny. Chociaż tutejsze kobiety mają chyba inne zdanie. (Tu mi zgrzyta – moim zdaniem ten fragment jest cały do przerobienia, bo: Skoro Ave relacjonuje napotkane objawy zła jako czegoś, z czym styka się po raz pierwszy, to nie powinna wiedzieć, kto to policjant i dlaczego jego zawód jest nieromantyczny. Ksiądz był dla niej obcy a policjant nie?)
- No, musimy w końcu znaleźć jakiś sposób, żeby przywrócić pani pamięć – powiedział, kiedy szliśmy w kierunku wyjścia. (Tu jest luka- jakiego wyjścia? Poprzednia scena była przed teatrem) – Lekarz powiedział, że objawy pani choroby są dosyć nietypowe. Zanik pamięci, owszem, ale częściowy. Zna pani przecież nazwy przedmiotów, potrafi pani wykonywać wiele czynności, których przy bardziej zaawansowanym stadium nie potrafiłaby wykonać, poza tym…
- Mówmy sobie po imieniu – przerwałam mu. I tak nie wiedziałam dokładnie, o czym mówi. Stadia choroby…wolałabym żeby mi opowiedział coś o sobie i jego świecie. Bo każdy tutaj ma swój. – Jestem Awe.
- Adam, miło mi.
Dotarliśmy do samochodu ze śmiesznym kręciołem na dachu. Światło raziło w oczy. Ale nie spotkałam tu jeszcze takiego człowieka. Ze światłem. Ludzie (Nie mogę się połapać czy to, że od pewnego miejsca w opowiadaniu, zastępujesz „innych” „ludźmi” jest celowe i czy /jaką to odgrywa rolę w „edukacji” Awe) je zastępują przedmiotami. Własne wnętrze zamieniają na coś, co da się kupić lub sprzedać.
- Zapraszam do radiowozu – otworzył tylne drzwi i wskazał ręką, że to miejsce dla mnie. Sam siadł obok kierowcy. Sebastiana. (Usunęłabym to imię bo rozprasza czytelnika sugerując, że skoro tej, jedynej oprócz Adama, postaci nadajesz imię, to znaczy ze dla tej opowieści jest ona ważna. A tak nie jest.)
- Dokąd jedziemy?
- Musi pani…ee musisz wrócić do szpitala na tomografię. Ale najpierw stawimy się na posterunku. Trzeba odwołać poszukiwania.
Adam był pierwszym innym, który zrobił na mnie wrażenie. Dużo się uśmiechał. Mówił, że uśmiech skraca dystans między ludźmi. To prawda.
Dotarliśmy na miejsce. Usiadłam na krześle obok drzwi do biura prokuratora (Ta sama uwaga co wcześnie: prokurator też powinien być obcy) . To chyba kolega Adama. Ale zdecydowanie mniej sympatyczny.
- Zrób wszystko jak należy. Tylko bez zbędnego rozgłosu. Dziennikarze już na nas siedzą, cholerne nieroby. Dobra, idź już. Pilnuj dobrze tej przybłędy. Masz czterdzieści osiem godzin, żeby dowiedzieć się gdzie mieszka, kim jest, z kim jest i jaki ma kolor zasranego dywanu w łazience. Masz wiedzieć wszystko.
Adam zamknął za sobą drzwi prokuratorskiego biura, zabrał z ogromnego regału jedną z teczek i powiedział, że musimy jechać i że musi mnie chronić. Zrozumiałam, że jedną z cech zła jest potrzeba ochrony.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy…



Kilka dni wcześniej

Mada, pozwól na chwilę – krzyknęła Awe do swojego męża. – Ojciec opowiedział mi ciekawą historię.

****

Słyszałeś o tym wcześniej? Zawsze wiedziałam, że drzewo ma wielką moc, ale teraz wiem, że miało związek z naszym życiem. Ojciec powiedział, że jest druga Ziemia. Ale na tamtej pierwsi ludzie zerwali owoc. Nazywali się Adam i Ewa. Przez ich nieposłuszeństwo i niewdzięczność stracili ogród, podobny do tego, który my otrzymaliśmy. Ojciec wysłał ich potomkom długi list, żeby dać im drugą szansę. Tak bym chciała ich poznać, zobaczyć…Ale podobno tam wszyscy narażeni są na zło...
- Ojcze, co to właściwie jest zło?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nad fragmentem z policjantem rzeczywiście miałam wątpliwości i chciałam całkiem usunąć, ale doszłam do wniosku, że Awe może po prostu przez ten czas już nauczyła sie pewnych nazw i poznała pewne zawody, tym bardziej, że we fragmencie jest zawarta informacja, że spotkała go już wcześniej w szpitalu, więc tam mogła poznać czym on sie zajmuje. Co do prokuratora, mogła przeczytać napis na drzwiach z tym tytułem, oczywiście nie napisałam tego, ale myśle że czytelnik może sie domyślić, bo nie chce wszystkiego wykładać łopatologicznie, jednak widze że zwracasz na to uwagę, więc może za bardzo sie rozpędziłam w omijaniu niektórych faktów, tym bardziej w tego typu opowiadaniu.
Co do fragmentu z wyjściem, masz rację, moja nieuwaga.
Jeśli zaś chodzi o ludzi, to był taki zamysł, że najpierw byli to inni, potem Awe potrafi już ich nazwać i uczłowieczyć, była też taka rozmawa z Abi, gdzie Awe dowiaduje sie że to planeta ludzi.

Serdeczne dzięki za uwagi, nigdy nikt nie poświęcił tyle uwagi mojemu tekstowi, jestem w małym szoku;) doceniam i ciesze sie bardzo, bo to pomaga mi go dopracować. Wesołych snów, pozdrawiam Aniu

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Oj znaczy, bardzo wiele:) dzięki za uwagę i zapraszam do innych moich tworów. Cieszę się, że sie nie wynudziłeś/aś, bo troche sie bałam puścić ten tekst. Rzeczywiście, pierwotny plan był taki, żeby to opowiadanie było dłuższe, ale lenistwo przeze mnie przemówiło, chciałam jak najszybciej skończyć, bo ten tekst zalegał mi od 2 lat niedokończony i nie miałam siły kontynuować, bo teraz mam chęć na nowe;) Pisze już jakiś czas...kilka lat, ale nieustannie czuję, że mnóstwo musze sie jeszcze nauczyć;) Serdecznie pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...