Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ostatnie zlecenie II


Rekomendowane odpowiedzi

*

Przestało padać. Księżyc pysznił łysą pałę, jak skini ze slumsów. Nie miałem pojęcia ile czasu spędziłem w trumnie zakładu pogrzebowego Star Dust. Po stopniu odrętwienia mięśni i bólu w kościach domyślałem się, że dosyć długo.
Zapaliłem papierosa. Smakował inaczej, jak gdybym ćmił dym z tlącej się opony. Cisnąłem go na mokry chodnik i poszedłem do auta.
- Bingo! – mruknąłem, widząc opartego o mój wóz Wreda Williamsa.
Nie był zaskoczony. Wyraźnie mnie oczekiwał.
- Wiesz co, Polański? Spotykamy się niebezpiecznie często i to w miejscach, gdzie toczy się śledztwo.
- Jak to? – uśmiechnąłem się krzywo.
- Nie rżnij głupa! Dobrze wiesz, że denat tu dorabiał. Byłeś w środku?
Odruchowo pokręciłem głową. Powinienem mu wszystko opowiedzieć, ale bałem się, że zamiast rozruszać śledztwo, wykorzysta to przeciwko mnie.
- Na nielegalne wtargnięcie mamy odpowiedni paragraf - powiedzial.
A nie mówiłem! Fiut nigdy nie będzie kiełbasą.
- Wred, czego ty ode mnie chcesz?
Zaśmiał się chropowato.
- Jesteś szpetny. Poza tym nie lubię łapsów.
Miałem opinię człowieka, któremu ciągle coś nie pasuje, kłótliwego mruka, stale wkładającego palce między drzwi. Wred jednak bił mnie w tym na głowę.
Westchnąłem teatralnie.
- Babcia zawsze powtarzała: nie warto rozwodzić się nad ślubem. Sprawy są proste i łatwe, jeśli bierzesz je po Bożemu. Po latach dodałem własną interpretację, że brane od tyłu, bywają kłopotliwe.
Wred spojrzał na mnie z miną wywołanego do tablicy analfabety.
- Co ty pierdolisz?
- Wred, powiedz mi, którą ręką trzymasz fiuta?
- Co???
- Którą ręką trzymasz, kiedy szczasz?
- Nie wiem.
Pokiwałem głową. Tacy byli najgorsi. Nie kontrolowali naturalnych odruchów. Działali instynktownie, bez udziału świadomości. Poczułem wzbierającą we mnie złość. Przysunąłem twarz do jego gęby i wycedziłem:
- Spotkajmy się kiedyś po służbie. Bez broni. Bez odznak. Jak mężczyźni. Tylko my i gołe pięści.
Wred zrobił minę rozmarzonego dziecka.
- Jutro wieczór. Pod wiaduktem obok slamsów.
- Dobra jest.
Tym sposobem wykpiłem się od dalszej rozmowy z tym kretynem.
Kiedy usiadłem za kierownicą, poczułem nagły zawrót głowy i dziwne torsje. Przez chwile wydawało mi sie, że puszczę pawia. Otworzyłem drzwi i wychyliłem głowę, ale dolegliwość ustąpiła tak łatwo, jak przyszła. Rana po strzykawce swędziała jak diabli.
Przez Wreda nie zdążyłem się nawet zastanowić co mi się przydarzyło w Star Dust i rozważyć ewentualnych konsekwencji tamtych zajść.
Zadzwonił telefon. Usłyszałem drżący głos pani Rose.
- Jack! Przyjeżdżaj natychmiast. Podaję adres...
Nie chciała mi wytłumaczyć co się stało, tylko błagała bym jak najszybciej przyjechał. Była tak przerażona, że nie zważając na ograniczenia prędkości, pognałem w stronę bogatych przedmieść.
Premium Village, w którym mieszkała, leżała na zalesionych wzgórzach, gdzie ceny zameczków i wielkich hacjend startowały od miliona. Cały teren był ogrodzony murem i naszpikowany kamerami. Jedyną drogę dostępu tarasowała ogromna brama, której strzegli uzbrojeni ochroniarze z licencją na zabijanie.
Podjechałem ostrożnie i podszedłem do domofonu.
- Jack Polański do pani Rose.
Spodziewałem się ostrej przeprawy, tłumaczeń i błagań, ale widocznie moja klientka uprzedziła mięśniaków, że przybędę, bo bez zbednych ceregieli otworzono mi bramę.
- Druga w prawo i potem do końca – usłyszałem suchą instrukcję i tyle mnie widzieli.
Pałac państwa Rose był żywcem przeniesiony z najlepszych katalogów dla bogatych snobów.
Moja klientka czekała u szczytu marmurowych schodów dyskretnie oświetlanych przez małe, pozłacane latarenki.
Rzuciła się w moją stronę, piszcząc niczym nastlolatka na widok ulubionego gwiazdora. Różnica była taka, że w jej oczach nie było radości, tylko strach i łzy.
Długo ją obejmowałem i uspokajałem, zanim wydusiła z siebie cokolwiek.
- Tego się nie da opisać. Musisz to zobaczyć. Ale idź sam. Ja nie wracam do tego domu.
- Pani Rose...
- Gloria.
Skoro przeszliśmy na ty, sprawa musiała być naprawdę poważna.
- Gloria. Dokąd mam iść?
- Do salonu. Na sofie siedzi mój ojciec. Ale to nie jest mój ojciec!
Miałem mętlik w głowie. Nic nie rozumiejąc z jej pokrętnych wywodów, postanowiłem przekonać się na własne oczy. Onieśmielony przepychem holu, przystanąłem na progu salonu. Wszystko wyglądalo normalnie, jak w pieknie urządzonym pokoju wypoczynkowym obrzydliwie bogatych ludzi, z jedną różnicą – na skórzanej sofie siedział w dziwnej pozycji mężczyzna w czarnym garniturze.
Zbliżyłem się ostrożnie. Miał błoto na butach i mnóstwo ziemi pod paznokciami. Rzadkie włosy zlepiało mu coś kisielowatego. Twarzy nie widziałem, bo głowę trzymał nisko
Z wahaniem dotknąłem jego ramienia. On nie zareagował, za to ja odskoczyłem w panice. Zimny dreszcz przebiegł mi po karku, jak po dotknięciu kostką lodu. Ze zjeżonym włosem na głowie, starałem się myśleć racjonalnie. Wiedziałem, że szturchnięcia tego faceta nie zapomnę do końca swoich dni. To było jak pomacanie wyjętego z lodówki mięsa. Byłem pewien, że życia w tym ciele nie było...
Uprzejmie zagadnąłem czy mu wygodnie i wtedy chrząknął coś niewyraźnie. Roześmiałem się nerwowo. Facet autentycznie nie żył, ale jego mózg jakiś cudem ciągle pracował. Tego było za wiele nawet dla mnie.
Wycofałem się cicho, a potem rzucilem biegiem do drzwi.
- Mógłbyś go... skremować? – zapytała grobowym głosem Gloria.
- Żywego? – baknąłem głupio.
- Jakiego żywego?! To już nie jest mój ojciec. Pochowałam go dwa dni temu. Nie wspominałam o tym, bo sądziłam, że to nie ma związku ze sprawą. Teraz jestem pewna, że Wiktor mi to zrobił. Zapłacę ile chcesz.
- Nie ma mowy. Trup to trup, a że żywy...
Panikowałem jak nigdy w życiu. To nie mieściło się w głowie, to nie mieściło się w niczym.
- Muszę mieć pewność. Gdzie go pochowałaś?
- Na naszym cmentarzyku. To niedaleko.
- Jedźmy!
Maleńki cmentarz składał się małej kapliczki i kilkunastu, dość skromnych jak na tę okolicę, moglił.
Gdy Gloria zauważyła rozkopany grób, cofnęła się, szlochając gwałtownie. Ja podszedłem bliżej. Gość musiał nieźle szarpać, bo trumnę połamał w drobny mak. Dziura w ziemi też była niczego sobie.
Poczułem, że muszę wiać. Ale najpierw zadzwonię do Ashera.
- Inspektorze, nie uwierzy pan.
- W tę noc uwierzę we wszystko, Jack.
- Nawet w łażące trupy?
- Co proszę? Gdzie jesteś?
- U mojej klientki, żony faceta od Star Dust.
Zapadła chwila nerwowej ciszy. Prawie słyszałem, jak zaskakują tryby w mózgu Ashera. W mig pojąłem, że coś wie, że ta sprawa ma znacznie szerszy zasięg, a więc jest również po stokroć groźniejsza.
- Lubię cię, Jack. Coś ci doradzę. Zmiataj stamtąd. Dzieje się coś bardzo dziwnego i wątpię byśmy mogli nad tym zapanować. Zaszyj się gdzieś na końcu normalnego świata i przeczekaj.
- Inspektorze, zagrajmy w otwarte karty. Ja wiem, że to wyszło ze Star Dust. Chciałem ostrzec Williamsa, ale marny wysiłek. Byłem tam. Zakład Pogrzebowy to przykrywka dla jakiegoś zakręconego laboratorium. Wiktor Rose bawi się w pieprzonego doktora Frankensteina. Chyba czymś mnie zainfekował. Czuję się dziwnie. Z godziny na godzinę dziwniej. Niech pan rozpirzy Star Dust, póki jeszcze można.
Asher chrząknął wymownie.
- Powiem ci tyle. Manfred ożył. Z szytą raną szyi. Siedzi teraz na kozetce i bawi się własnym butem. Federalni mnie wyśmiali. Zanim zrozumieją ten błąd, może być za późno dla nas wszystkich.
- Dla mnie już jest za późno – mruknąłem głucho.
- Zatem Bóg z tobą, Polański.
- Boga dawno tu nie ma, inspektorze. Powodzenia.
- Jack?
- Tak?
- Spróbuję tam posłać federalnych. Kiedy odkryją prawdę, zajmą się tym na serio. Państwo Rose są na liście osób chronionych przez 55 poprawkę. A ty znikaj.
Zaśmiałem się głupkowato. Mnie na tej liście nie było. Figurowali na niej politycy, bogacze, gwiazdy popkultury, sportowcy, wojskowi. Pogłębiała jeszcze bardziej brutalny podział świata. Rose miała ten unikatowy immunitet społeczny, choć nie chronił jej przed własnym mężem-szaleńcem. Nie mogłem jej tak zostawić.
- Jedź ze mną – poprosiłem.
- Jasne, że jadę. Nigdy nie wrócę do tego domu. Dokąd pojedziemy? Wiktor znajdzie nas wszędzie.
Pogłaskałem ją po drżącej dłoni.
- Coś wymyślę. A inspektor Asher zajmie się Wiktorem. Moim autem czy twoim?
- Taksówką...


Trzy kwadranse później siedzieliśmy już w obskórnym pokoju na godziny, w należącym do włoskiej mafii hoteliku nieopodal slumsów. Stwierdziłem, że pod latarnią będzie najciemniej i nie myliłem się. Siedzący w recepcji kędzierzawy chłystek o imieniu Rico, nie wiedział kim jestem, a napiwek od Glorii zapewnił nam dyskrecję. Wyglądaliśmy na parę kochanków próbujących ukryć się przed światem i spędzić parę godzin sam na sam. Widywał to codziennie.
Barek pełen był trunków. Niczego więcej nie potrzebowałem.
- Jack, Boję się – jęknęła Gloria, łyknąwszy spora dawkę ginu z tonikiem.
- Ja też - odparłem lakonicznie i po chwili namysłu dodałem: To zbyt irracjonalne. Nie mogąc czegoś objąć rozumem, bronimy się poprzez strach.
- Mądry z ciebie facet – uśmiechnęła się lekko i powiało lepszym życiem.
Wtedy poczułem nagły zawrót głowy i dziwne zwiotczenie mięśni, tak jakby poluzowały się ich wiązki. Zrobiło mi się zimno.
- Czuję, że mam mało czasu. Pomóż mi zrozumieć.Znałaś Manfreda?
Gloria pokiwała głową. Na jej twarzy pojawił się wyraz przyjemnego rozmarzenia.
- Bardzo się lubiliśmy. Był wrażliwym człowiekiem, umiał słuchać, wpółczuć, rozumiał. W przeciwieństwie do mojego męża głośno mówił co myśli. Dlatego władze zabroniły mu urządzać instalacje. Dorabial jako wizażysta zwłok, bo to była jedyna forma artystycznej wypowiedzi, jaką mógł uprawiać. Robił nieboszczykom zdjęcia. Chciał kiedyś zrobić wystawę, by zaprotestować przeciwko zdziczeniu świata. Jak wiesz, zwłoki mają dla rządu wartość szczególną.
- Nie wiem. Jestem prostym łapsem.
- Świat zszedł na psy. Zwykli zmarli są tym, czym były zwierzęta w wiekach ubiegłych. – materiałem do przetworzenia. Służą transplantologii, kosmetologii, medycynie eksperymentalnej, podobno nawet jako nawóz. Nie znam szczegółów.
Byłem tak wstrząśniety, że nie powiedziałem ani słowa. W tym świecie, gdzie dawno temu zapomniano o godności ludzkiej, nędzna śmierć nie była niczym istotnym. Nic nie wnosiła, nie znaczyła więcej niż chluśnięcie szczynami z nocnika na bruk. Za to zwłoki, jak widać, miały dużą wartość.
- Uprzywilejowane zwłoki trafiają do miejsc jak Star Dust. Są tam upiększane, a potem chowane z honorami – dodała Gloria.
- Czy mąż mógł podejrzewać, że macie romans? – z powodu mdłości delikatnie zmieniłem temat .
- Chyba tak. Ostatnio niewiele rozmawialiśmy. Ale to nieprawda. Manfred był moim najlepszym przyjacielem, nie kochankiem.
Wiktor lubił w wyrafinowany sposób gnębić swoich wrogów. Za jednym zamachem pozbył się Manfreda i napuścił na mnie Ashera z Williamsem. Manfred był do odstrzału, ja dostałem jedynie ostrzeżenie. Pierwsza hipoteza była taka, że zginął z powodu domniemanego romansu. Miałem też drugą. Mafred coś odkrył, odkrył to, co ja albo jeszcze więcej. A skoro był idealistą i chciał walczyć o lepszy świat, stwarzał ogromne niebezpieczeństwo dla procederu, uprawianego przez Wiktora Rose.
- A twój ojciec? – zapytałem.
- Tata zmarł parę dni temu. Przyczyna zgonu nieznana. To ostatnio częsty przypadek.
- Nie łapię.
- Brak wyraźnej przyczyny. Ustanie akcji serca, śmierć mózgu. Tyle. Żadnych śladów ingerencji z zewnątrz.
- To możliwe?
- Sama się zastanawiam. Tata nie chciał dłużej finansować badań Wiktora, którego zawsze uważał za przybłędę. Mój mąż to świetnie wykształcony i utalentowany człowiek, ale zawsze bez pieniędzy. Rząd odmówił mu dotacji, więc brał od taty. Nie chciał jednak zdawać sprawozdań z postępu prac. Kłócili się coraz częściej, aż to się stało...
- Podejrzewasz Wiktora?
- Jak diabli! Dziedziczy tak jak ja.
- Podali mu coś doustanie albo... drogą czopka. Prawdopodobnie sekcja wykazała ślady jakiejś substancji.
- Nic mi o tym nie wiadomo.
Nalałem sobie podwójnego drinka Powoli to wszystko nabierało sensu. Wiktor Rose. Psychopata, może nawet terrorysta, władał najpotężniejszą bronią – czymś co zabija bez śladu i czymś co budzi zmarłych. Poczułem nagły chłód. Każdy, kto wchodził temu draniowi w drogę ginął i...wstawał z martwych.
Zadzwoniłem do Ashera i powiedziałem wszystko.
- Dobra robota – pochwalił – Federalni już zajęli Star Dust. Sprawy toczą się bardzo szybko. Prawdopodobnie ta strona miasta zostanie objeta kwarantanną. Nikt nie wie, co ten wirus potrafi. Nikt nie wie ilu mamy zakażonych. Gdzie jesteś?
- W bezpiecznym miejscu.
- Ok. Zostań tam do końca.
Usłyszałem jakiś rumor i niezrozumiałe słowa. Asher coś krzyczał. Potem padł strzał.
- Inspektorze!!! Halo?!
Zatrzeszczało.
- Kim jesteś? – zapytał chrapliwy głos kogoś zdyszanego.
- Aty? GdzieAsher?
- Znajdziemy cię. Jesteś trup!
Rozłączył się. A ja wybuchnąłem śmiechem. Zbyt mało miałem argumentów, by chcieć dalej żyć, a co dopiero przejmować się, że ktoś mi grozi śmiercią. To się zrobiło upiornie zabawne.
Była jeszcze Gloria. Ona z pewnością miała więcej do stracenia.
- Ktoś zastrzelił inspektora. Namierzą nas i wkrótce tu będą. Musimy uciekać.
Popatrzyła na mnie dziwnie i pokręciła głową.
- Nie chcę. Wolę zostać z tobą – przysunęła się bliżej, przytulając twarz do mojego ramienia. – Już się nie boję. Zawsze wyobrażałam sobie moją chwilę ostateczną, w niebezpieczeństwie lub w obliczu śmierci. Wiedziałam, że nie będę się bać, jeśli będzie przy mnie silny mężczyzna. Dziękuję ci i przepraszam, że cię w to wciągnełam.
- W porządku – burknąłem.
Niespodziewanie zaczęła głaskać moje włosy. W pierwszej chwili zapragnąłem uciec. Mój ostatni raz z kobietą nastąpił tak dawno, że zapomniałem jak należy się zachować. To było z Grace. Poszliśmy pod prysznic i gest po geście wywiązał się z tego seks. Ona krzyczała, choć zawsze wcześniej robiliśmy to w ciszy. Uznałem, że tego potrzebuje i też krzyczałem. Dla mnie był to świetny seks, dla niej pożegnanie – ze mną, ze światem, ze wszystkim.
Myśl o Grace podochociła mnie nieco. Zdjąłem z Glorii ubranie, delikatnie całując odkrywane miejsca. Było bardzo miło, lecz moje zmysły milczały. Nie chciał mi stanąć. Zamieniliśmy się i Gloria dwoiła się i troiła, by coś w tej sprawie zrobić. Bez skutku.
- Przepraszam – jęknąłem – To pierwszy raz...
- To nic, to nic.
Wtulała się we mnie z taką mocą, że omal mnie nie udusiła. Miałem absurdalne wrażenie, że z każdą minutą ubywa mnie po trochę. Cierpłem, tężałem, traciłem temperaturę. Moje ciało stawało się obce. Spojrzałem ukradkiem po sobie. Skóra mi posiniała. Nie poznawałem jej. Zacząłem dygotać z zimna.
Gloria, widząc co się dzieje, okryła nas kocem i wtuliła się mocniej. Wkrótce potem zasnąłem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pysznił łysą pałę jak skini ze slumsów > pysznił łysą pałę, jak skini ze slumsów
Smakował inaczej, jak gdybym ćmił dym z tlącej się opony > ćmienie oznacza palenie, tlenie (lub słaby ból) więc dym mogłeś jedynie wciągać, a poza tym dałbym „tak, jak”
i to w miejscach, gdzie toczy się śledztwo. > ZAWSZE, ZAZWYCZAJ, PRZEWAŻNIE, NA OGÓŁ
powiedzial.> ł
slamsów.> wolno ci tak pisać, ale dlaczego spolszczyłeś?
poczułem nagły zawrót głowy i dziwne torsje > poczułeś torsje? Chyba raczej nudności? Torsje, to już paw.
wydawało mi sie, > się
ale dolegliwość ustąpiła > tych przykrych doznań nie nazwałbym dolegliwością
Rana po strzykawce swędziała jak diabli. > ranka raczej i nie po strzykawce, lecz po igle (można napisać po zastrzyku, injekcji)
Zadzwonił telefon. Usłyszałem drżący głos pani Rose. > jaki telefon? Ponadto - zanim usłyszałeś głos powinieneś odebrać rozmowę. To zdanie do przeróbki ina końcu dwukropek.
- Jack! Przyjeżdżaj natychmiast. Podaję adres... > dlaczego jednak nie podała?
Spodziewałem się ostrej przeprawy, tłumaczeń i błagań, ale widocznie moja klientka uprzedziła mięśniaków, że przybędę, bo bez zbednych ceregieli otworzono mi bramę.> skoro zameldowałeś się przez domofon, to skąd wiedziałeś, że otwierać ją będzie jakiś mięśniak. Tak więc otworzyłeś gębę do strzegących jej mięśniaków, albo ktoś otworzył ją zdalnie (mogła to być super laska). Zmień e na ę.
nastlolatka > nastolatka
wyglądalo normalnie, jak w pieknie > wyglądało... pięknie
z jedną różnicą > a może poza jednym wyjątkiem?
Uprzejmie zagadnąłem czy mu wygodnie i wtedy chrząknął coś niewyraźnie. > czegoś tu nie rozumiem. Skoro Stwierdziłeś, że jest zimny, to z jakiego powodu usiłowałeś nawiązać konwersację?
Rzucilem, baknąłem, moglił. > literówki
Obskórnym > obskurnym (z łaciny obscura) porównaj: obskurantyzm
obskórnym hoteliku na godziny, w należącym do włoskiej mafii hoteliku > powtórzony „hoteliku”
powiało lepszym życiem. > ?
dziwne zwiotczenie mięśni, tak jakby poluzowały się ich wiązki > jakoś tak... może odpuść sobie poluzowane wiązki i zostaw samo zwiotczenie
zrozumieć.Znałaś Manfreda? > odstęp
wpółczuć > współczuć
Dlatego władze zabroniły mu urządzać instalacje. > urządzać? Może jakoś inaczej?
Dorabial > ł
Wstrząśniety > ę
W tym świecie, gdzie dawno temu > nie umiem określić, dlaczego mi się nie podoba zestawienie „w tym – gdzie”, intuicja podpowiada mi „w tym – w którym”
miejsc jak Star Dust > takich, jak?
- Czy mąż mógł podejrzewać, że macie romans? – z powodu mdłości delikatnie zmieniłem temat . > delikatnie? Przypomina mi się jak kapral otrzymał polecenie, by delikatnie poinformować szeregowego Kowalskiego, że zmarła jego matka. Kapral ogłosil zbiórkę w szeregu i wydał rozkaz: wszyscy, którzy mają matkę, wystąp! A wy, Kowalski, gdzie się pchacie?
Mafred coś odkrył, odkrył to, co ja albo > Manfred i chyba coś nie tak z interpunkcją...
Ustanie akcji serca, śmierć mózgu > jakby pewna niekonsekwencja. Polański wcześniej stwierdził, że ma do czynienia z trupem, którego mózg wykazywał oznaki życia.
- Podali mu coś doustanie albo... drogą czopka > drogą czopka, to znaczy „dodupnie” (?!) Nie poznałby się na tym? No chyba, że należał do tych, których tak kocha Wielki Roman.
Objeta > objęta
Nikt nie wie, co ten wirus potrafi > skąd nagle wirus? Powinieneś wcześniej jakoś na to naprowadzić
- Wbezpiecznym miejscu. > - W bezpiecznym miejscu.
- Ok. Zostań tam do końca. > do końca czego?
- Kim jesteś? – zapytał chrapliwy głos kogoś zdyszanego. > usłyszałem w słuchawce chrapliwy, zdyszany głos (czy jakoś tak)
-Aty?GdzieAsher? > odstępy

- Kim jesteś? – zapytał chrapliwy głos kogoś zdyszanego.
-Aty?GdzieAsher?
- Znajdziemy cię. Jesteś trup! > ten dialog trochę drętwy, brak w nim emocji i groźby.
Wychnąłem > ?
traciłem temperaturę > traciłeś ciepło (temperatura spadała, obniżała się)
Spojrzałem ukradkiem po sobie. > że niby jak?


Generalnie rzecz biorąc, nieco mnie rozczarowałeś, Jacku. Nawet jeśli pominiemy sporą ilość błędów technicznych, to odnoszę wrażenie, że trochę się pogubiłeś. Wypada zrobić poważny remont.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak się dorobię już na dobre, wezmę sobie na etat redaktora. Ciężko pisać po nocach, po pracy, ech... Sam jestem w szoku, że tyle baboli narobiłem. Po raz kolejny widzę, że ślepy jestem na własne wypoty. Dzięki za poniesiony trud. Nie pójdzie na marne :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...