Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Na gigancie


Rekomendowane odpowiedzi

A jednak - myślę sobie idąc Głogowską - a jednak jest tu jakieś życie. Gdy tak myślę jest poniedziałek, samo południe, a ja jeszcze mam na sobie garnitur; w garniturze tym jest kieszeń, w kieszeni zaś indeks i piątka, świeża wciąż i nabrzmiała od dumy. Jest już po telefonach i wszystko zostało już pochwalone do szczętu, wieść zaś - żyłka słoneczna na ścianie - rozchodzi się dalej; tak rozgałęzia się Drzewko Dobrej Nowiny. Do tego pojawia się jeszcze Donald, najsłodszy z wszystkich drani, i wiadomość od niego, że on to wszystko szybciej, w dni dziesięć, z większą lekkością, bardziej udanie i mniejszym nakładem sił. Ma się jednak świadomość, że tak lepiej: to tu jest jakaś sytość, jakieś urocze, rozleniwiające przepełnienie. Skończyć swoją pracę i usłyszeć, że jest dobra - to budujące na jakiś pierwotny, rustykalny sposób.

Potem czas na Łódź. Łódź, powiem Kasi w Warszawie, jest wielką eksplozją fioletu. Tam można się rozbujać, rozruszać, wyśpiewać; tam wreszcie się można roztrąbić. To w Łodzi, pomyślę sobie potem, przełażę trochę na swoją drugą stronę. Tam można grać w łapki z Niną, tam idzie się Piotrkowską, tam maltretuje się rzeźby i to tam właśnie, w tym legendarnie brzydkim mieście, jest taki moment, że chce się by ta Piotrkowska nie kończyła się nigdy. Ale jest inaczej rzecz jasna, bo wszystko co dobre jest dobre także dlatego, że tak okropnie szybko się kończy i tak niezapowiedzianie się zaczyna.

W Warszawie - dokąd wiezie mnie mąż koryfeusza polskiego spinningu - czeka już na mnie Donald. Donald wraca właśnie z północy i w tym całym wracaniu tylko na chwilę, tylko na jedno popołudnie wplecie się w naszą narrację. Zagra wyjątkowo rolę drugoplanową: zdąży zjeść z nami pizzę z ananasem, obudzi nas rano i ruszy do Rzeszowa. Ale to nic, nie martwmy się tym razem tą jego absencją: tak naprawdę przecież Warszawa to dla nas miasto Kasi, Grzesia i Marcela, najmłodszego z wesołych i najweselszego z niemowląt. Przyjemnie jest patrzeć, jak Kasia, niegdyś hippis pełną parą, zajmuje się Małym: jest coś uspokajającego w tej codziennej rutynie, w tym myciu, karmieniu i przewijaniu, w tym objaśnianiu świata w całych jego zawiłościach. Marcelowi - który rozumie więcej niż moglibyście przypuszczać - podoba się taka nauka i cieszy się nią permanentnie; cieszy się też, gdy zabieramy go do parku, ale nim tam dotrzemy śpi już beztrosko. On ma jeszcze czas na park i plac zabaw; my się śpieszymy z tą naszą młodością, szukamy kredy i kamyka, gramy w klasy. Jedno z nas zawsze kołysze Marcela; gdy przychodzi moja kolej obserwuję Kasię i to jest chyba najpełniejszy moment tej opowieści. Dobrze jest wiedzieć, że nic się naprawdę nie skończyło, przynajmniej jeszcze nie teraz: Kasia, z przygryzioną wargą i kamykiem w dłoni, ma w sobie uroczą niefrasobliwość. To trochę jak odnaleźć zdjęcie z dzieciństwa i zobaczyć, że jest się do niego nadal podobnym: wiemy, że nie jesteśmy już tacy mali, ale to nie znaczy, że przestaliśmy być dziećmi.

Nie wolno oczywiście zapomnieć o niepokoju. Przez cały czas mam poczucie jakieś niewytłumaczalnego zagrożenia, podskórnej tragedii. Najsilniej czuję to chyba, gdy jadę do Lublina; kierowca milczy przez cały czas, także jest spięty wyraźnie nie cieszy się, że ma towarzystwo. Możliwe, że oboje mamy podobną świadomość: metal jest giętki, ściany cienkie, szyby kruche. Coś może się zmienić w każdej chwili i ta forma nie jest nam dana na zawsze; stąd nasza niepewność. Ale i ten strach niesie za sobą coś pozytywnego: gdyby nie on moglibyśmy się stać za bierni i leniwi. Trzeba się ciągle popędzać, ciągle za wiele zostało do zobaczenia.

Ja po raz pierwszy widzę Lublin. Zwiedzam go dokładnie: Julka pokazuje mi dużą część miasta, sama też odkrywa nowe jego elementy. To pociesza i motywuje; widać zawsze trzeba być czujnym i uważnym. W Lublinie poznaję na nowo radość filistra: zajadam się naleśnikiem i cieszy mnie bycie oprowadzanym. Jestem już trochę zmęczony włóczęgą i nieco za mało się udzielam, nadal jednak chciałbym możliwie jak najwięcej zapamiętać; to rozkoszne nastawienie polskiego turysty. Nie da się przecież zobaczyć wszystkiego i nie warto tak bardzo próbować - lepiej uzmysłowić sobie prawdopodobieństwo powrotu. Ta myśl towarzyszy mi też w nocnym pociągu i to element większej całości, puzzel w układance: zawsze można wrócić, żaden rozdział nie jest jeszcze zamknięty. To uspokaja, uspokaja tak bardzo, że niepomny ostrzeżeń i kibiców w pociągu spokojnie zasypiam. Rano okazuje się, że moja ufność została nagrodzona, bo nawet cola postawiona na stoliku pozostała nietknięta; wysiadając w Poznaniu zostawiam ją w pociągu. Ja już dość miałem radości; innym też się coś należy od życia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jesli pozwolisz...

po pierwsze nie rozumiem zwiazku tresci z tytułem, za moich czasów i chyba nic sie w tej kwestii nie zmieniło, gigant to ucieczka nastolatków z domu, a tu, jesli dobrze zaczaiłem, to refleksje studencika tuz po egzaminie jeszcze w spoconym gajerze...bleeee a potem nagle szybka wycinka z kilku miast,łódź lublin z metą w poznaniu, równie dobrze, można by pojechać do ciechocinka, w bieszczady i na mazury....

mimo to, podoba mi sie styl, gdybys napisał książkę, a jakiejs fascynującej podróży, o bohaterach w drodze, którzy podróżują w jakims konkretnym celu, napewno bym ją przeczytał bo uwielbiam motyw drogi i twoja malowniczość, bardzo ciekawe zdania, jest do przebrnięcia, nie przeszkadzają mi nawet powtórzenia typu a jednak, a jednak, jest juz jest juz, ale tak jak mówię, jakbyś napisał o czymś to było by coś, bo styl masz fajny, i kleisz wyrazy w niezłej kolejności, tylko narazie jest o niczym...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za komentarze :) Póki co to rzeczywiście - tak jak pisze Piotr - jest takie bardzo blogowe, takie pisanie trochę pamiętnikarskie. Na szczęście jestem młody gówniarz jeszcze i mam czas na znalezienie jakiejś wartej do opisania historii. A na razie niech ten styl się wyrabia, zobaczymy jak będzie kiedyś wyglądał :)

Póki co raz jeszcze - dziękuję za przeczytanie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...