Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Milewo Rączki - kłębem kurzu nuż.


Messalin_Nagietka

Rekomendowane odpowiedzi

pokrętna droga jakby kto ją dłonią
zrysował w polu i utwardził nieco,
rowy i krzewy brzegi takoż chronią
jak przestrzeń dycha, pomyślisz, bóg wie co,
że wszystko z wszystkim cali w jedne pnącze,
gdyś wjechał, wij się w kłąb Milewo-Rączek,

a póki asfalt przez wieś ciurkiem z kurka
nawija połać na nie w czas i porę,
może i ujrzysz kogo tam z podwórka,
co ma cię takoż jak roboty swoje
i wije cieniem by obrobić w słońce,
a ty, co tchu rwij w kłąb Milewo-Rączek,

a gdy opuścisz wieś dłonią znoszoną
i z kłębu prosta powróci, miej obraz
graby, co takoż drogą i obroną,
gdyby kto z drogi jakie miejsce obrał
i chciał co wziąć stąd, acz, opowieść kończę
i kłębem kurzu, nuż z Milewo-Rączek.

------------------------------------------------
od autora:
Milewo-Rączki – wieś w powiecie przasnyskim.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tak, Messalinie, ty zawsze na poziomie i w formie tylko tobie osobliwej...
Zwrócę uwagę tylko na literówkę, boć to przecie takowa się wdała, coby Bóg dużą bardzo literą napisać, mała bowiem co jak co, ale nie godzi się, jeśli o Boga chodzi.
Pozdrawiam, jak zwykle pełen uznania Piast

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mesalinie - to jeszcze nie wszystko:

Gdy chciałbyś za wsią sobie czas umilić,
Ze swą kumpelą na łące pohasać,
Spokoju nie zaznasz, bo w upojnej chwili
Krzyk chłopa słyszysz – „trawy nie wygniatać”.
Myśląc, że jeszcze ktoś się tu przyplącze,
już chyłkiem umykasz z Milewa-Rączek.

Pozdrawiam serdecznie Jacek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U ciebie, kumie Nagietko, to zawsze można odetchnąć,
a teraz wieczór upragniony się zbliża i miło do jednej z Twoich
wiosek przed nocką trafić. A tak na stronie zapytam: dużo tam
jeszcze tych przysiółków macie do opisania? Tak z ciekawości tylko... :)

ps. zgadzam się z Piastem całkowicie - jakaś plaga małych "bogów"
ostatnio...

Kłaniam się!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • stoję  wpatrzony w lustro  a świat  świat przechodzi obok  chciałbym  mu coś powiedzieć    może...  nawet wykrzyczeć    brak odwagi   4.2024 andrew  
    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  schizoidalnego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. I w ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…    (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...