Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wysiadłam z życia


UFO

Rekomendowane odpowiedzi

Wysiadłam z pociągu. Powinnam była jechać nim do następnej stacji, ale postanowiłam przejść kilka kilometrów na piechotę. Odpocząć od tych rozwydrzonych bachorów, śliniących się psów i kontrolerów sprawdzających co pięć minut czy mam bilet. Dworzec był nieduży. Ściany stacji pomalowane sprayem. Graffiti przedstawiało raj. Kasjerka, jak to z kasjerkami bywa, dbała wyłącznie o swój tyłek wygodnie usadowiony na obrotowym krześle, czasami tylko klikając coś na klawiaturze. Czyżby pasjans?
Obok filaru skręciłam w prawo i tam czekała na mnie taksówka. Niebieska. Pomyślałam, że najpierw podjadę do centrum, a stamtąd będzie już z górki.
- Nigdy wcześniej nie widziałam taksówki marki ford focus – powiedziałam do kierowcy. – Nie żeby to w czymś przeszkadzało, chciałam zagadać po prostu – dodałam w myślach.
- Pierwszy raz widzę na oczy kobietę, znającą się na markach samochodów – rzucił z szyderczym uśmiechem, odwracając się w moją stronę.
- Dobrze, jeśli to poprawi pana męskie wyobrażenie o kobietach służących jedynie jako posługaczki, albo znawczynie garów, to proszę bardzo – ma pan świetny niebieski samochód - zaakcentowałam słowo niebieski. - Lepiej?
- Spokojnie kobieto. Wyraziłem tylko zdumienie.
- Ale przecież do cholery nie byłby pan zdumiony, gdyby bardziej doceniał umiejętności płci żeńskiej. Na każdym kroku podkreślacie, jacy to nie jesteście silni, sprawni i fantastyczni. Jak to się nie znacie na motoryzacji i jakości wiertarek. I wcale nie jest pan zdumiony tym, że znam markę pana samochodu, tylko świadomością, że równie dobrze jak pan, potrafiłabym naprawić auto, albo zrobić remont mieszkania bez pomocy jakiegokolwiek mężczyzny. A to burzy pana chory porządek świata – westchnęłam. Chyba zaszkodziła mi jazda tym pociągiem. Zero spokoju, to potem człowiek jakiś dziwny chodzi. To, że miałam ochotę kogoś mentalnie opluć, to inna sprawa.
- Pani ma trudne dni?
- Ja miewam proszę pana raz w miesiącu trudne dni, które po sześciu dniach się kończą, a pan ma zaburzony system myślenia. – Wysiadłam i trzasnęłam drzwiami.
Wzięłam swoją cholerną torbę i przeszłam cztery kilometry w tym upale.
Doszłam alejką do centrum. Przed sklepem stała gruba kobieta z dzieckiem. Krzyczała na sprzedawcę i tak palnęła drzwiami, że szyby wypadły. Wtedy zaczęła uciekać.
- Ciekawy widok, co? – powiedział jakiś przechodzień.
- Dość oryginalny
- Okoliczni mieszkańcy zdążyli się przyzwyczaić. Ta kobieta, Jowita, codziennie robi tu awantury a potem biega przez pół miasta. W monopolowym już trzy razy wstawiali nowe szyby.
- Normalna sielanka.
- A pani to chyba nie stąd?
- Nie. Przyjechałam tu na szkolenie – nigdy nie rozmawiałam z obcymi. Ale czasem lubię zrobić coś, czego nie lubię.
Zapytałam tego przechodnia, jak mogę dotrzeć pod adres, który podała mi szefowa. Miałam tutaj zamieszkać kilka dni. Dali mi nawet mieszkanie służbowe.
Przed blokiem, w którym miałam się zatrzymać biegał wesoły ekshibicjonista. Co sobie będzie żałował…
Wygrzebałam z torby klucze i weszłam do środka. Dziwne, telewizor był włączony. Widocznie poprzedni lokator wyniósł się stąd całkiem niedawno. Wzięłam prysznic, potem trochę posprzątałam i poszłam spać. I choć to obrzydliwie brzmi, od następnego dnia miało odmienić się całe moje życie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kiedy wszedłem na stronę najbardziej rzucił mi się w oczy ten tytuł, naprawdę pomysłowy. natrafiłem na jeden błąd: do centrum, a z stamtąd będzie już z górki. - wytnij z i będzie ok. fragment jest krótki, ale dobrze napisany, na razie za wcześnie by oceniać, tak mi się wydaje.
ostatnie zdanie naprawdę obrzydliwie brzmi:), ale dzięki temu, że to napisałaś wyszło całkiem zabawnie i nie razi. czekam na kolejne części. pozdr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny fragment, a przede wszystkim dobrze się go czyta. Zwłaszcza, że jest to część większej całości. Technicznie też super. W zasadzie jedno powtórzenie - "tylko" w zdaniu o kasjerce na stacji kolejowej. Ale nie razi tak bardzo. Ciekawi reszta, bo ten fragment mi się podobał :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 lata później...

Ciekawy, choć chyba, a może na pewno, nie do końca przeze mnie odczytany tekst. Zastanawiam się, czy i ile jest w nim Ciebie samej. Interesujący... Może najmniej rozumiem ostatnie zdanie...
Dlaczego obrzydliwie?
Dziękuję za komentarz do haiku i pozdrawiam.
Sukcesów w zmaganiach ze słowem...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Ryszardzie, obrzydliwie dlatego że sformułowanie "od jutra miało zmienić sie całe moje życie" jest troche wyświechtane i banalne, dlatego dodałam że to obrzydliwie brzmi, ale na pewno nie jest obrzydliwe to, że to życie ma sie zmienić, jeśli na przykład są to pozytywne zmiany. Ile jest mnie w tekście? hehe dobre pytanie. Sama do końca nie wiem;) pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • stoję  wpatrzony w lustro  a świat  świat przechodzi obok  chciałbym  mu coś powiedzieć    może...  nawet wykrzyczeć    brak odwagi   4.2024 andrew  
    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  schizoidalnego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. Iw ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…    (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...