Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Wiersz, który napisał się sam między 18 a 20


Tomasz Pietrzak

Rekomendowane odpowiedzi

Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień*, rozrywa ziemię i
zmusza liście do słońca. Chmury uciekają na północ
tak szybko, że nie można ich policzyć. Koty,
są bardziej leniwe i wszędzie czuć zapach rodzącej;
pączkuje koriander, szałwia i cytryna jak pięć kontynentów
w ogrodzie. Powtarza się początek, te same formy natury
pod płotem i na skwerze. W tym roku, w kwietniu
coś ruszyło
; wylaliśmy fundamenty, posadziliśmy drzewa;
grab, jesion, olchę jak żołnierzy pilnujących podjazdu,
zrezygnowaliśmy z sekwoi w obawie przez ogromem
jaki może uderzyć w nas za sto lat. Hania zawiesiła karmniki
na ptasie przeloty i odloty jak w moralitecie pani Sz.
A wszystko jak nagły atak dobroci, zrzucanie śniegowych
żakietów i rękawiczek, podpowierzchniowych szeptów traw.




*T.S. Eliot, Ziemia Jałowa
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

odbiegasz od teraźniejszości, Tomaszu :-) co zapisuję na plus, wiersz ma swój klimat. imo to są błędy :
zmusza liście do słońca. Chmury uciekają na północ
tak szybko, że nie można ich policzyć. Koty, pełne dzieci,
są bardziej leniwe - wszędzie czuć zapach rodzącej;

mimo to bardzo pozytywnie odebrany

pozdrawiam
kalina

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Utwór Eliota, o ilę się orientuje, ciągle nazywa się "Ziemia jałowa", zgodnie z przekładem, zamiast "Waste land". Na drzewie wiesza się karmniki, natomiast uderza raczej grom niż ogrom, choć może i bywa odwrotnie. Tyle z poprawek. Pytanie brzmi: po co kursywa? rozumiem ją przy cytacie (chyba że wszystkie pochylenia to gra z Eliotem? nie mam pod ręką książki, więc proszę o odpowiedź), ma jakieś uzasadnienie, choć w polskiej praktyce edytorskiej wyróżnia się kursywą raczej cytaty obcojęzyczne. Ale po co kursywa potem? wydaje się kompletnie pozbawiona funkcjonalności, a skoro ma być samym ozdobnikiem bądź podpowiedzią dla czytelnika - temat uważam za otwarty. Niemniej chciałbym usłyszeć niesmiertelne co autor miał w tym względzie na myśli. Jest jakieś małe potknięcie w interpunkcji. Zastanawia też zasadność nawiązania gry z Eliotem.

Poza tym wiersz rzeczywiście niezły, nie odstręcza toną odsmażanych emocji ani płaczliwym tonem, co nie jest paradoksalnie zjawiskiem częstym. Czytałem z przyjemnoscią, zastanawiałem się też nie bez frajdy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



1. Czy The Waste land czy Ziemia Jałowa, nie ma chyba większego znaczenia, oczywiście z szacunku dla prof. Borowego, mógłbym dać polski tytuł, co chyba zrobię :)
2. Motyw uderzania ogromu, czyli nagłego wyrastania drzewa pod domem jak i kursywa z kolei są odwołaniami do Jane Hirshfield, a fragm. w kwietniu coś ruszyło - jest cytatem.
3. Gra z Eliotem - odnosi się do I części poematu Grzebanie zmarłych i ma na celu pokazać z jednej strony okrucieństwo tego miesiąca, a z drugiej jakiś nowy początek, najprościej mówiąc odwołuje się do zwykłego opisu wiosny z początku poematu.


SAO - czy sto czy tysiąc, nie ma znaczenia, czy uderzy on w peeli chyba też nie, choć wiersz w dużej mierze oparty jest na filozofii buddyjskiej, więc wszystko jest względne, a koniec to początek:)


dziękuję wszystkim za komentarze,
pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • stoję  wpatrzony w lustro  a świat  świat przechodzi obok  chciałbym  mu coś powiedzieć    może...  nawet wykrzyczeć    brak odwagi   4.2024 andrew  
    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  schizoidalnego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. Iw ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…    (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...