Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zapytaj mnie proszę, co wtedy myślałem...


Rekomendowane odpowiedzi

W każdy piątek chodziłam po zaczyn na żurek do pani Anieli, mieszkającej w pobliskiej wiosce. W drodze powrotnej kupowałam w piekarni pyszny chleb graham, w małym sklepiku spożywczym trochę nabiału, jakieś owoce i tak zaopatrzona wracałam do domu. W zasadzie mogłabym jeździć do Zdziszowa autobusem - droga w jedną stronę zajmowała mi około czterdziestu minut - ja jednak wolałam poddać się niepowtarzalnej magii wczesnego poranka. To był mój cotygodniowy rytuał. Wychodziłam punkt szósta, wracałam przed wpół do ósmą. W osiedlowym kiosku kupowałam gazetę "Pięć dni tygodnia", wysłuchując w międzyczasie biadolenia pana Grodzkiego, jaki ten świat jest podły, a wokoło czają się sami złodzieje. Nie chcąc zasilić grona podejrzanych, ulatniałam się błyskawicznie, rzucając grzeczne:
- Do widzenia panie Wacławie
- A do widzenia, do widzenia - odpowiadał niezadowolony - taaa... teraz to już nawet nie ma z kim porozmawiać, cholerka, wszyscy gdzieś pędzą, lecą na oślep, jakby...
Przejeżdżające samochody zagłuszyły irytujący monolog Grodzkiego. Byłam już na swoim podwórku. Weszłam do bloku i przywołałam windę.
Pies przywitał mnie w drzwiach mieszkania, merdając radośnie ogonem, mając nadzieję na rychły spacerek. Zajrzałam do pokoju dzieci. Jeszcze śpią? Coś podobnego. Uśmiechnęłam się do psa.
- Masz szczęście Maks, idziemy na spacerek.
Pies wyskoczył jak z katapulty i kręcił się wokół własnej osi w pogoni za ogonem. Zawsze tak robił, kiedy się cieszył. Poszliśmy w kierunku małej łączki, która znajdowała się w pobliżu naszego bloku. Maks tarzał się w mokrej trawie a ja oddawałam się błogiej kontemplacji. Pogrążona we własnym wewnętrznym świecie nie zauważyłam mężczyzny stojącego w pobliżu. Obserwował mnie z zaciekawieniem. Już miałam go ofuknąć i kazać mu iść do diabła - wtargnął przecież w mój cotygodniowy rytuał - spojrzałam na niego spode łba i zamarłam. A niech to... Misiek! Skąd on się tu wziął - pomyślałam, spoglądając jednocześnie w niebo, jakby tam właśnie można było uzyskać właściwą odpowiedź.
- Kopę lat Madziu... - zaczął nieśmiało.
- Dwa lata, trzy miesiące i 5 dni - odparowałam.
Podszedł bliżej i usiadł na ławce obok mnie. Przesunęłam się zwiększając dzielący nas dystans. Zmieszał się i opuścił głowę.
- Trochę głupio wyszło... - wymamrotał posyłając mi blady uśmiech.
Pomyślałam, że los stworzył mi świetną okazję. Mogłam się teraz odegrać za wszelkie upokorzenia, jakich doznałam swego czasu.
- Właściwie to chciałem cię już zaczepić kilka dni temu, ale...
- Co ty, śledzisz mnie? - weszłam mu w słowo
- Nie, to nie tak. Mieszkam w pobliżu i często Cię widuję, ale jesteś taka zabiegana, więc czekałem na właściwy moment. Piątki masz chyba luźniejsze? - pytanie zawisło w powietrzu niczym pajęczyna na suficie i niewątpliwie trzeba było coś z tym zrobić.
Mieszka w pobliżu. To znaczy gdzie? Miałam wrażenie, że los ze mnie zakpił. "To jakiś absurd, albo zły sen" - myślałam gorączkowo - "facet, który wystawił mnie na pośmiewisko teraz poprostu mieszka sobie w pobliżu i próbuje posklejać naderwaną niegdyś więź. Nie. To nie może być prawda. Zaraz się obudzę".
- No, faktycznie, piątki mam wolne - przytaknęłam - i co z tego? - warknęłam zadziornie.
- Wiesz, myślałem, że może umówimy się któregoś dnia, obgadamy parę spraw.
- Obgadamy parę spraw - powtórzyłam za nim, jak echo.
- Co u ciebie, co u mnie i tak dalej...
Nie wytrzymałam rosnącego napięcia. Odwróciłam się w stronę Miśka, spojrzałam mu w oczy i uśmiechając się słodziutko, wycedziłam:
- Misiaczku, spójrz na moje czoło - powędrował wzrokiem w górę.
- Świetnie. I co tam widzisz?
- Czoło - odpowiedział zdezorientowany
- No właśnie. Czoło. WY-SO-KIE CZO-ŁO.
Podniosłam się z ławki i strzepując ze spodni niewidzialne pyłki dodałam:
- Misiek, przykro mi, że muszę to powiedzieć, ale nie mam ochoty rozmawiać z Tobą na jakikolwiek temat. Miałeś swoją szansę, powiedziałabym nawet, że kilka szans. Byłeś dla mnie kimś naprawdę wyjątkowym i tak Cię traktowałam. Twoim problemem jest to, że nie potrafiłeś tego docenić i bawiłeś się moimi uczuciami. Nie wiem, czego teraz oczekujesz. Wybaczenia? Nie ma sprawy, wybaczam, ale nie licz na to, że dam się złapać na maślane oczy i słodką gadkę.
- Ale...
- Koniec pieśni. A teraz żegnam, śpieszę się - oznajmiłam chłodnym tonem - Maks do nogi!
Pies posłusznie podreptał za mną. Przyspieszyłam kroku, bojąc się że Misiek nie da jednak za wygraną i dogoni mnie chcąc kontynuować rozmowę. Skręcając w stronę mojego osiedla kątem oka zauważyłam, że dalej siedzi na ławce. "Ma za swoje" - pomyślałam z satysfakcją.
Weszłam do mieszkania i od razu skierowałam się w stronę kuchni. Nastawiłam czajnik i zaczęłam przygotowywać śniadanie. W pokoju obok słychać było włączony na cały regulator telewizor. Przemierzając przedpokój krzyknęłam tylko:
- Dziewczyny, śniadanie!
Zza zamkniętych drzwi dobiegał tupot nóg, zaraz potem w drzwiach pojawiła się czupryna młodszej z córek.
- Czesik, co dobrego dzisiaj? - rzeczowo zapytała Maja, przeczesując palcami rozczochrane włosy.
- Chlebek, pomidorki, serek i może być jeszcze zupa mleczna, jak chcesz - oznajmiłam.
- Może być.
- A gdzie Ola? - zapytałam
- Myje głowę. Siedzi tam już 15 minut. Zamknęła się na klucz.
Podeszłam do łazienki i głośno zapukałam.
- Ola, pospiesz się, zaraz śniadanie!
- Chwila, przecież się kąpię - dobiegł stłumiony głos.
Wróciłam do kuchni. Zdjęłam z półki mój ulubiony kubek i zaparzyłam sobie kawę. Rozłożyłam gazetę z zamiarem wyszukania ogłoszeń o dodatkowej pracy. Czasem można było coś znaleźć, choć najczęściej były to już oferty nieaktualne, albo błędnie podany telefon.
Dziewczyny rozsiadły się przy kuchennym stole. Musiałam się ewakuować, bo nie starczyło dla mnie miejsca. Wreszcie z kubkiem w dłoniach i gazetą wciśniętą pod pachę wylądowałam na balkonie. Miałam tam taki mały "kącik przyjaciół". Usadowiłam się wygodnie na krześle ogrodowym i popijając lekko wystygłą kawę wznowiłam przerwaną lekturę. Dziewczyny głośno się przekomarzały. Lubiłam te piątkowe poranki, bez pośpiechu i natłoku spraw do załatwienia.
Moje latorośle wychodziły do szkoły dopiero o dziesiątej.
Parę ogłoszeń zwróciło moją uwagę. Zaznaczyłam je flamastrem.
Wykonałam kilka telefonów. Przebieg rozmów mniej więcej podobny. Już nieaktualne, oddzwonimy albo abonent czasowo niedostępny.
Wróciłam do kuchni. Chciałam jeszcze zamienić parę słów z dziećmi, zanim wyjdą do szkoły.
- Mamo, podpisz informację o zebraniu - Olka podsunęła mi zeszyt korespondencyjny pod nos. Skrobnęłam parafkę.
- Dzięki. Ja już lecę, bo jeszcze muszę iść do Agaty - zarzuciła plecak na ramię - robimy plakat z WOS-u.
- Tylko pamiętaj, zjedz śniadanie i koniecznie wypij kubusia. Soki są bardzo pożywne i mają dużo witamin - wręczyłam córce pakunek.
- Mamuniu - zaświergotała Olka - ja na brak apetytu nie narzekam, czego nie można powiedzieć o mojej szanownej siostrze.
- Odczep się, dobra? - warknęła Majka.
- Bo co?
- Bo pstro!
- Spokój dziewczyny, bo stracę cierpliwość - przywołałam je do prządku.
- Ale ja mówię prawdę - Olka nie dawała za wygraną - Majka żre same słodycze.
- Nie wyrażaj się, głupia
- Sama jesteś głupia
- No nie, przestaniecie wreszcie? Olka, bo się spóźnisz.
- Dobra, i tak mnie nikt nie słucha. Idę już - rzuciła przemierzając przedpokój z naburmuszoną miną.
- Bez takich dąsów, całusa proszę - nadstawiłam policzek - miłego dnia.
- Miłego, pa pa.
Maja pakowała rzeczy do szkoły i prowadziła tajemniczą rozmowę z psem. Maks siedział nieruchomo, jak zahipnotyzowany. Obok leżała jego osobista szczotka, przy pomocy której był poddawany codziennym zabiegom upiększającym.
Sprzątnęłam w kuchni i spakowałam drugie śniadanie dla Majki.
Wyszłam na balkon, a wzdłuż trawnika paradował sobie znany mi osobnik płci męskiej, wlokąc za sobą psa rasy labrador.
"Ja to mam szczęście do facetów" - pomyślałam i demonstracyjnie zatrzasnęłam balkonowe drzwi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba będzie jakiś ciąg dalszy, co? Mam nadzieje, ze tak bo historia zaciekawia. Jak dla mnie to bardzo ładnie, sprawnie i lekko napisane. Postaci wyrażnie zarysowane. Jednym słowem dobrze sie czyta :)
Tylko jedna wskazówka. Techniczna. Dialogi owszem od myślnika i z dużej litery. Jakos tak lepiej wtedy wyglądają ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kasiu - masz całkowitą rację. Zdecydowanie lepiej pisać dialogi z dużej litery. Teraz to widzę ;-). Poprawiłam, dzięki za ciepłe słówko i ważną wskazówkę. Pozdróweczka/B. (będzie ciąg dalszy - obiecuję :-))

Piotrze - bardzo dziękuję za tak ciepły komentarz ( nie wiem, czy zasłużyłam?;-)). Skupiam się w tej chwili głównie na warsztacie, chciałabym dostarczyć czytelnikowi pozytywnych wrażeń. To się oczywiście przedkłada na pozytywne komentarze, a kto tego nie lubi? ;-))). Jeszcze raz serdecznie dziękuję i pozdrawiam/B.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 miesiące temu...
  • 13 lat później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...