Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

PODRÓŻ W ZAŚWIATY


Henryk_Jakowiec

Rekomendowane odpowiedzi

Pewnie już nadchodzi pora

do lamusa wstawić pióro

lub przekazać nieodpłatnie

lecz czy znajdę takie biuro

 

gdzie je przyjmą, bo nie mają

lub złamała się stalówka

bo choć lata nim pisałem

dla mnie to jest prawie nówka.

 

Kiedyś byłem zapatrzony

na piłkarskie ideały

i dlatego z braku korków

wieszam oba me sandały.

 

Legnę sobie na tapczanie

w przedpokoju stres zostawię

będę czekał na wezwanie

przyjdzie to się zaraz stawię

 

przed obliczem jedynego

który władzę ma nade mną

bez różnicy czy dniem jasnym

czy też może nocą ciemną.

 

Dla mnie pora nie gra roli,

zimne śniegi, letnie kwiaty

nim wystygnie moje ciało

dusza uda się w zaświaty.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Andrzej_Wojnowski

Nie myślałem o tym, ale

wiem, że brak mi jest kompasu

więc biegusiem gnam do sklepu

aby nie marnować czasu

 

kupię dwa by mieć w zapasie

bo jak jeden się zepsuje

w czasie mej ostatniej drogi

nikt mi go nie zreperuje.

 

Nie chcę żeby moja dusza

gdzieś w kosmosie pobłądziła

lub co gorsza całkowicie

się ze strachu zatraciła.

 

Pozdrawiam

;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Henryk_Jakowiec @Henryk_Jakowiec

 

Poruszyłeś w wierszu temat

- niejednego on nurtuje - 

szuka z Tobą duch kontaktu;

widać czegoś potrzebuje. 

 

W odpowiedzi dam słów kilka, 

- znaczą tyle, co kluczowe - 

więcej w temat tu nie wnikam;

po to masz na karku głowę. 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Marianna-

Z duchem grywam w chowanego

i w bambuko robię ducha

rano idzie do wymiany

prześcieradło i poducha.

 

Szybko dążę z wyjaśnieniem,

że to ducha niecna sprawka

bo to on mi na pościeli

nie zostawił nawet skrawka

 

miejsca gdzie należy sypiać

lub swawolić z kobietami

bo to taka kolej losu

ale chyba nie z duchami.

 

W kącie tym, co to za szafą

przeleżałem aż do rana

i choć było niewygodnie

jednak moja jest wygrana.

 

Duch rozryczał się z niemocy

stąd też owe mokre plamy

ale cóż tam noc nadejdzie

w chowanego znów zagramy.

 

Pozdrawiam

;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • stoję  wpatrzony w lustro  a świat  świat przechodzi obok  chciałbym  mu coś powiedzieć    może...  nawet wykrzyczeć    brak odwagi   4.2024 andrew  
    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  schizoidalnego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. I w ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…    (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...