Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Fosforowodór na Wenus


Tomasz Kucina

Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

                    graphics CC0

 

studiując kieliszek vermouth'u

pomyślałem o chmurach siarkowych na Wenus

i nagle moja eksploatacja tej planety

przybrała formę liryczną

czas się cofa

Elon Musk znów ma randkę z Grimes

i planuje umrzeć na Marsie

a czas biegnie dalej do tyłu

przesuwa się i wciska poza mój embrion

Zygmunt Konieczny uderza w klawisz pianina

a „Czarne Anioły” wcielają się w Ewę Demarczyk

liryczny surrealizm

w tym dziwnym entourage'u

vermouth przybiera w liczne pąki i rozkwita

Da Vinci ze ściany nie chce iść do szkoły

ani nawet zostać człowiekiem renesansu

teraz Wenus jest już całkiem blisko

a bukiet smaków ucieka na tysiąc sześćset jej wulkanów

zaczynam rozumieć że życie tam

płynie na opak i „siarczy”

słońce wschodzi na zachodzie

a zachodzi od wschodu

i przy kieliszku wina wewnątrz orbity ziemi

dotyka naszej czułej gwiazdy

eureka! w radio krzyczą o biednych

dwudziestu cząsteczkach fosforowodoru na miliard

nad którymi będą się znęcać i obwiniać

za życie całego układu słonecznego

odkryto je

pięćdziesiąt kilometrów nad powierzchnią

tej porannej planetki

a efekt cieplarniany kiedyś tam uniósł mikroby

do atmosfery i uchlał moim winem

w końcu zrobiło się gorąco i głupio od kalder

wino jak popęd uderza do głów

czas cofa się dalej...

były *pan prezydent przewidział ufoludki

*zasłyszana informacja medialna, tutaj raptem w formie żartobliwej i niezłośliwej, bez podtekstów w krytyce personalnej.

*15.09.2020 r./ informacja źródło –  Massachusetts; Institute of Technology – odkryto fosforowodór na planecie Wenus

 

fabuła tekstu w charakterze fikcyjnym  z elementami realnego naukowego odkrycia.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tak? Elon Musk jest uwielbiany przez poetów? Nie spotykam wierszy o nim (trzeba nadrobić), ale należy mu się i to, jest sztandarowym filantropem i uwielbiam go. W maju nawet oglądałem na żywo transmisję z lotu Falcona 9. Wiesz, że z Grimes mają już syna. Syn ma na imię: X Æ A – Xii, a w pierwotnej wersji miał mieć na imię X Æ A-12, ale na Florydzie nie zgodna z prawem była ta arabska cyferka, więc rodzice zastąpili ją rzymską. To już według mnie klasyczna fantastyka i gruba hiperbola ;)), , stąd i ten wiersz też jest trochę abstrakcyjny. Ale pana Muska szanuję, i doceniam jego eksperymenty naukowe. Pozdrawiam Ciebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Skoro się podoba to mnie cieszy, to najważniejsze. Pod gwiazdką są fakty a w didaskaliach wyrażam prawdziwe własne odczucie w zastosowaniu, bo taki był mój cel, okraszenie tekstu nieco humorystycznym tonem. Pan prezydent o którym mowa, miał zawsze poczucie humoru, to jego wielki atut. I gniewał się  a pewno nie będzie. Jest dobrym człowiekiem ;) Pozdrawiam ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@[email protected]  Grzegorzu? Ale w jakim że sensie zahuczało na forach? Przeważnie nie wczytuję się dokładnie w Wasze dyskusje, skupiam się na szczegółowszej analizie komentarzy pod moimi tekstami. W jakim sensie dopytujesz, co jest powodem ;))))  

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Valerio, tekst powstał wczoraj w nocy, tutaj udostępniłem go 9 godzin temu. Więc i od tego czasu jadłem posiłki już kilka razy ;) A winko jest fikcyjne, to tylko środek lirycznego oddziaływania, alkohol ostatni raz piłem chyba w lipcu poprzedniego roku, od tego czasu nie miałem go w ustach. Nie czuje po prostu takiej potrzeby by po niego sięgać, uznałem że jest mi zbędny i szkodliwy, w międzyczasie były różne święta, urodziny i imieniny, a ja ciągle bezwzględny i uparty ;) Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Grześ, fosforowodór może być pochodzenia mikroorganicznego beztlenowego, chociaż głównie w laboratoriach go produkują. W takim czy innym razie, wiadomo, że chodzi o możliwość istnienia życia poza ziemią i to odkrycie na Wenus tego nieorganicznego związku czyli fosforowodoru może dawać szanse na istnienie życia na tej planecie. Didaskalia wskazują na ten kierunek w wierszu, a treści dotyczące alternatywnego życia do naszego ziemskiego są zawarte dokładnie w 28 wersie mojego tekstu. Grzegorzu celowo uczyniłem utwór w wieloznaczności i Wenus tutaj może być równie dobrze dla czytelnika  kobietą-partnerką, a cała treść nacechowana jest klimatem miejsca zamieszkania - szczegółowiej pokoju, wskazuje na to muzyka która dociera do uszu peela, wskazuje plakat czy obraz Leonarda na ścianie, głosem radia informacyjnego -  etc. etc. etc., ale tak na serio wiersz importuje się znaczeniowo ku planecie Wenus - to odwołanie do naszej siostry w układzie słonecznym, i tego odkrycia, które dokonali naukowcy z  Massachusetts z Instytutu Technologicznego. Reasumując wielowymiarowość tego tekstu jest zaplanowana i dlatego czyni go charakterystycznym. Ale pewnie to doskonale odczytujesz. Pozdrawiam.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Stwórca mógł życie wdrożyć w dowolnych miejscach wszechświata. Tak. To prawda misja załogowa na Wenus jest bezcelowa, w drugą stronę na Marsa już lepiej, bo tam warunki przyjazne człowiekowi można zaaranżować, z jakim skutkiem? Trudno przewidzieć do końca. Pozdrawiam Grzegorzu również. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Valerio, nie wiem o co pytasz, nie potrafię się odnieść merytorycznie do treści tego twojego komentarza?

 

Może jakbyś była łaskawa doprecyzować to chętnie dopowiem. Bo wiersz opowiada dosłownie o przedwczorajszym odkryciu przez naukowców na planecie Wenus związku nieorganicznego (fosforowodoru) – który to związek nieorganiczny notabene może ale oczywiście nie musi odpowiadać za istnienie funkcji życiowych. Użyłem pewnego zabiegu, metafory, gdzie dokonałem porównania tej planety siostrzanej do kobiety, troszkę i kierunkowałem w treści – ku mitologii, ale tekst dotyczy drugiej planetki naszego układu słonecznego. Utwór jest specyficzny – ja zdaję sobie sprawę z tego faktu, szerzej odniosłem się do tej kwestii w odpowiedzi na jeden z komentarzy u Grzegorza, możesz tam zajrzeć. Ten skromny wierszyk nie odnosi się do Boga, Wiary czy teologii?, określiłbym go jako kosmologiczno-obyczajowo-fantastyczny.

 

Chyba, że odnosisz się nie do samego tekstu (do wiersza) – ale do mojej odpowiedzi na ostatni komentarz Grzegorza – gdzie piszę o Stwórcy i Jego wolnej woli co do miejsca, czasu i rodzaju zainicjowania życia w makrokosmosie. Tutaj podtrzymuje zdanie – uważam wola Boga jest nieograniczona. Natomiast zgadzam się z tobą, że (w naszym przekonaniu ludzi wierzących) Bóg chce mieć nas przy sobie, to niejako potwierdza, że Stwórca jest we wszystkim co istnieje we wszechświecie w każdym człowieku, stworzeniu, roślinie, zwierzęciu, w naturze żywej i nieożywionej, w każdym układzie odniesienia i świadomości, identyfikuje się więc Bóg z całym makrokosmosem, i w Jego (ewentualną) wolę stworzenia życia poza naszym wymiarem czasoprzestrzeni nie śmiem powątpiewać, może na jakimś wyższym poziome naszego ludzkiego cywilizacyjnego rozwoju Bóg pozwoli nam skonfrontować się z innymi rodzajami Jego woli stworzenia (jeżeli tego dokonał oczywiście – wtedy w kosmosie istnieje jakieś życie) a może nie będzie miał takiej woli – nie wiem, Jego decyzja? Nie zabiegam o to, i nie zastanawiam się nad tym, to za wysokie progi pysznej nadświadomości.

 

Ten mój tekst jest tylko mini wykładem o charakterystyce opisu odkrycia fosforowodoru w atmosferze planety Wenus w entourage'u lekko obyczajowym. Przez naukowców z Uniwersytetu Technologicznego w Massachusetts. Tylko tyle.

 

Ewentualnie sprecyzuj dokładnie o co pytasz – i nad czym mam „pomyśleć logicznie” to się odniosę precyzyjniej. To że Bóg jest blisko nas – jako katolik rozumiem doskonale droga i szanowna Valerio ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

odniosłam się do tego fragmentu Twojej odpowiedzi :) też dowiedziałam się, życie jakieś tam może istnieć powyżej ziemi Wenus, bo tam topi się wszystko. normalnie, że coś może istnieć, ale nie ludzie. nie chcę ciągnąć tego tematu o Bogu, bo Bóg nie jest tak blisko nas jak myślisz. oczywiście ma na nas oko, ale to od nas zależy czy chcemy, żeby był blisko nas.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Acha, czyli dobrze wykoncypowałem, że odniosłaś się do fragmentu mojej odpowiedzi do Grzegorza, tak właśnie przeczuwałem i w punkt. Wybacz mi proszę, czasem trudno mi umiejscowić komentarz, bo przeważnie większość komentarzy odnosi się do samej treści utworu, oczywiście bardzo fajnie i cieszę się, że odniosłaś się do mojej dyskusji z Grzesiem, bo wtedy dyskusja ma szerokie pole widzenia.

 

Tak. Z tym twoim obecnym komentarzem w całości się zgadzam. Na Wenus nie ma na pewno ludzi, zresztą ten związek o którym mowa – ten fosforowodór – powstaje w warunkach beztlenowych, ale na ziemi istnieją bakterie beztlenowe i są jakąś tam prymitywną formą życia – wpisuje się to doświadczalnie i naukowo w sam fosforowodór. Ale pewnie nawet takiej choćby i prymitywnej formy życia ludzie poszukują w kosmosie. Nie mamy zasięgu, albo inaczej – taki zasięg nie został nam udzielony przez Stwórcę. Lub Bóg stworzył tylko nas – na ziemi. W kwestii powyższego komentarza - Masz racje Bóg jest blisko albo dalej nas - to mniej ważne  i nie musimy go poszukiwać daleko daleko w kosmosie, natomiast Bóg powiedział też - abyśmy jako Rodzaj ludzki rozwijali się i czynili sobie świat poddanym, to moja religia i pewnie twoja o tym uczy. Tu trzeba byłoby dopytać jakiegoś teologa albo duchownego o te perspektywy o których tu dyskutujemy – nie mamy wykształcenia w tym kierunku i trudno cokolwiek przesądzać. Osobiście nie potrafię być tu precyzyjnym w temacie. Notabene wyobrażam sobie, że zasięg i wola Boga jest nieograniczona. Ludzie bez wiary, tłumaczą stworzenie wszechświata - nauką, mają do tego prawo. Ten utwór jest bardziej dla takich właśnie rozważań, bardziej fizycznych, matematycznych, astronomicznych, a teologiczne rozważania które teraz prowadzimy – stoją niejako poza treścią merytoryczną tegoż tekstu. I to chciałbym abyś zrozumiała. W kwestiach wiary mam zupełnie zbliżone do Ciebie zdanie. Może rozszerzone o tą wielozasięgowość Stwórcy.

 

Zgodzisz się ze mną?, i czy przynajmniej przyjmiesz ten komentarz za podsumowujący i konsolidujący nasze punkty widzenia?

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

trudno mi się z Tobą rozstać :) nie patrzę pod takim kątem, że mam się rozwijać, a jak się nie rozwinę to co? nie umrę z tego powodu. to jest era Mojżesza, ona nie jest "akceptowalna" przez Jezusa już :) aczkolwiek rozwijać się warto. lubię bardzo gwiazdy, codziennie budzą mnie nad ranem, zawsze na nie spoglądam za firanki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Mam spokój, spokój na który zarobiłem tymi miesiącami z Tobą, cudownymi, pięknymi, najgorszymi, brudnymi. Nie muszę kłamać, uciekać ani ranić, nic nie muszę. Głowa żyje, ciało umarło, nie potrzebuję go już. Było tylko dla ciebie, ona też już go nie ma, jestem tylko swój, niczyj, każdej, żadnej? Nieważne! Pracuję, oddycham, nudzę się i nawet nie wspominam tej intensywności pachnącej potem, krwią i strachem przed samym sobą uszczęśliwiającym cię tak łatwo, za łatwo. Czy faktycznie łatwo? Na pewno łatwiej. Nie było kwiatów, idiotycznych randek, trzymania się za ręce i kłódek zapinanych na mostach. Nie było zazdrości, nie było obawy, że odejdziesz. Tak nie było łatwiej, było bardzo łatwo.   Władza jest łatwa. Szczególnie dana a nie zdobyta. Jeśli ktoś daje ci władzę nad sobą to wiesz, że jest słaby i bezbronny – wyrafinowany może. Cokolwiek zrobisz i tak wróci i poprosi o więcej. Ty nie wracałaś bo nie uciekałaś. Byłaś i prosiłaś o więcej, co raz więcej wszystkiego co złe, gorszące, brudne – uszczęśliwiające, wywołujące twój uśmiech i radość, chorą radość. Ja uciekłem, nieważne.   Tak, czasem myślę o tobie, często nawet ale bardziej z ciekawości co u ciebie, gdzie pracujesz teraz, czy masz kogoś? Normalna ciekawość nic więcej. Czyste powietrze jest wspaniałe. Nie okleja nie otumania, nie wdziera się swoim jadem w nozdrza a delikatnie napełnia płuca i pozwala myśleć o zwykłych rzeczach. Co w telewizji, jaki był wynik meczu. Kebab czy chińczyk a może bar mleczny? Nieważne. A może właśnie ważne? Płynę. Wracam z lunchu, jeszcze kilka godzin wśród tych ludzi i do domu. Jest piątek a potem dwa dni przed telewizorem, może rower, może? Zobaczymy. Wchodzę do windy, jadę na górę... jakoś wolniej niż zwykle, może mi się zdaje. Nie zdaje mi się, na pewno wolniej i jakoś duszno, nie miło, lepko... czuje niepokój, strach... Skąd taka zmiana? Podświadoma reakcja na coś co mnie czeka... zapomniałem o jakimś terminie? Chyba nie, dziś nic nie mam, na pewno nic nie mam. Nieważne.   Drzwi się rozsuwają, powoli wszystko jest jeszcze wolniej. Wychodzę, dwa kroki, trzy, pięć, dziesięć. Skręcam w korytarz... ramię i tułów skręcają, obrót bioder, krok nadaje kierunek w lewo, ale głowa nadal jest wyprostowana. Wzrok powoli podażą po ścianie aby razem z głową dogonić resztę ciała. Dogonił. Świat staje w miejscu... Na końcu korytarza stoisz Ty. Dlaczego mi to robisz, po co tu przyszłaś? Odwracasz głowę w moją stronę, uśmiechasz się do mnie. Uśmiechasz, ale inaczej, zwyczajnie, ludzko, przyjacielsko. Dziwne, bardzo dziwne. Mam dwie sekundy, żeby udać, że o czymś zapomniałem i odwrócić się, odejść. Dwie sekundy to dużo, bardzo dużo – mało, za mało! Trafiam wzrokiem na twój wzrok. Wszystko wokoło rusza w normalnym tempie, wraca do normy.   Ale nie we mnie, płonę, widzę wszystko co było między nami. Czuję twój smak, zapach, dotyk. Mam w ustach twoją ślinę, twoją krew twój oddech i pot. Wszystko wraca. Nie chcę tego, to nie może powrócić, tego nie ma, to jest już nie moje... Moje, tylko moje, nasze, cudowne złe i wspaniałe! Chcę tego pragnę. Rzuć się na mnie tu przy wszystkich. Zgwałć mnie całą sobą, wyryj mi na twarzy krwawe bruzdy, miej mnie całego. Pozwól mi się uderzyć, raz drugi pozwól mi być Bogiem raz jeszcze!   Nałóg, jesteś jak nałóg, samo-wytwarzający się narkotyk w moich żyłach. To wszystko co się właśnie stało, zwolniony czas, brak oddechu i lęk... teraz już wiem, że to reakcja na twoja bliskość. Wróciłaś w mój krwiobieg, płyniesz we mnie, ożywiasz moje martwe ciało. Ja żyję, umieram ze strachu ale żyję. Widzę cie co raz bliżej i bliżej. Pamiętasz ten moment, prawda?   -Cześć, przyszłam po resztę moich dokumentów. Miło cie widzieć, co słychać? -Wszystko dobrze, a co u ciebie? - Pytam ledwo nad sobą panując.   Rozmawiamy o czymś, nie pamiętam o czym, nie zapisywałem w głowie tej rozmowy. Chyba była taka zwykła, normalna jak u zwykłych ludzi. Chyba, bo nic nie pamiętam. Było dziwnie, ty byłaś dziwna, inna. Sportowa bluza, buty, zwykłe spodnie, dziwne. Nie znałem cię takiej. Wyglądałaś inaczej, nadal piękna, niewyobrażalnie piękna. Już nie, bardzo szczupła, a po prostu szczupła, zgrabna idealnie zawsze. Coś się zmieniło, nowy partner, normalna relacja, szczęście rodzinne? Ale ty? No może, raczej nie, ale może? Nieważne.   Uspokoiłem się, zacząłem słyszeć co mówisz i zapamiętywać naszą konwersację.   -O której kończysz? - zapytałaś   -Jak zwykle około piętnastej, jest piątek.   -Super, ja muszę jeszcze tu coś załatwić. Podrzucisz mnie do do domu? Mieszkam tam gdzie mieszkałam.   -Tak nie ma sprawy, jasne.   -Super to lecę do kadr.   Pocałowałaś mnie w policzek i poszłaś w stronę biur jakby nigdy nic. To było takie zwykłe, takie ludzkie, normalne. Nudne w chuj! Nie nasze, nie twoje. Nie ma już nas, wiem. Ale taka zmiana w twoim zachowaniu, podejściu do świata, co to ma być?   Do końca dnia miałem jeszcze 2 godziny ale były to najgorsze godziny. Godziny kombinowania, wyobrażania sobie różnych scenariuszy. No ok, możemy być kolegami, znajomymi, przyjaciółmi chyba dam radę. Nie no jak dam radę? Czuje już te boską władzę, uśpioną - nie pewną nowej sytuacji, ale dawka ciebie już jest we mnie. Ja już czuje twoje białe uda zaciśnięte na mnie tak jak kiedyś, smak twoich stóp w moich ustach, ślizgam się po twoich mokrych ostrych piersiach, władam każdym twoim gestem, jesteś moja jak kiedyś. Ja wróciłem, wróciłem kurwa!!!   Przez całą drogę, gdy odwoziłem cię do domu, wiedziałaś już co zrobiłaś pojawiając się po tych 7 miesiącach. Wiedziałaś i z każdą minutą byłaś bardziej dumna i triumfowałaś jak kiedyś. Nie zamieniliśmy ani słowa. Po co, nie trzeba, nie warto. Niech zwykli ludzie marnują usta na rozmowę, to nie dla nas to dla nich, tych maluczkich, gorszych. Lepszych może? Nieważne. Pół godziny w samochodzie i cisza, nic tylko twoje uśmiechy, skrywane zagryzanie ust i ten słodki sposób w jaki przebierałaś stopami. Prawie niezauważalnie, dyskretnie - godnie. Zawsze tak robiłaś gdy czekałaś na coś co miało się stać i oboje wiedzieliśmy, że się stanie. Miałaś gotowy scenariusz w głowie. Wiedziałem to, czułem, bałem się i cieszyłem. Wiedziałem, że jakbym się na ciebie rzucił poddałabyś się i zrezygnowała ze swojej gry, ze swojego opracowanego wcześniej scenariusza i zrobiłabyś wszystko czego chcę.   Znowu weszliśmy na nasz dziwny poziom porozumiewania się bez słów, nie wiem do dziś jak to robiliśmy? To była mieszanka zapachów, spojrzeń, gestów, niezauważalnych ruchów... Poczułem to, że wiesz, że nie zepsuję ci zabawy.   Wysiadłaś, mówiąc tylko.   – O dziesiątej będę gotowa, wpadnij.   To już byłaś ty. Układ mięśni twojej twarzy zmienił się, gest dłoni dotykającej mojej ręki spoczywającej na kierownicy – to już byłaś dawna Ty. Emanowałaś słodkim, oblepiającym złem, złem dobra i usprawiedliwieniem grzechu. Moja wiara to znowu Ty. Chód, mimo sportowych butów, spodni i bluzy był już twoim chodem. To były kroki za którymi znowu pójdę w zło i ból, może śmierć. Nie to za dużo, a może nie za dużo...? Nieważne.   Ważne, że świat się znowu ułożył jak kiedyś. Dysonans poznawczy zniknął, mózg znalazł skrót aby się dłużej nie męczyć w tym rozwarstwieniu między moim powracającym uzależnieniem Tobą, a jakąś nową tobą, która nagle się zjawiła. Niby to przypadkiem? Niema nowej ciebie, nie ma przypadków. Niema nowej ciebie, nie ma nowej ciebie! Jest moja wyuzdana Ty, perfidna ale uczciwa, zła, słodka, gorzka, dobra, każda, tamta ale nie nowa.   I znowu jestem ja, wypełzłem, wspiąłem się znowu kilka stopni wyżej, a może spadam, może. Nieważne. Jest ta którą kocham, ale wole władzę dlatego nie umiem jej tego powiedzieć. Ona to wie i kocha mnie jeszcze bardziej na zawsze, aż do końca. Wybacza wszystko, nawet to, że nie umiałem skorzystać z pełni władzy jaką mi dała. Jest mądra wiedziała, że muszę dojrzeć, zrozumieć, ze takiego daru się nie odrzuca i przyszła po mnie gdy uznała, że to teraz, już. Teraz się nie cofnę przed żadną z jej prób bycia najszczęśliwszą na świecie. To się na pewno źle skończy. A może nie? Może wszystko będzie dobrze? Wątpię. Nieważne!   Dziesiąta, jestem punktualnie. Lubię punktualność, ład i porządek, czyste buty i zdrowe zęby, chaos i bród, krew i czystą ładnie złożoną i pachnącą szmatkę do okularów, bez żadnego pyłku, najmniejszego.   Pamiętam, jak wiedząc, że masz być gdzieś punktualnie specjalnie się spóźniałaś aby mnie zirytować i dać mi powód aby cie ukarać. Karą lekką, reprymendą nie słowną, przywołująca do porządku nieposłuszną Ciebie. Klaps, mocniejsze zaciśniecie mych palców na twoim nadgarstku, piękne i chore. Uwielbiałem. Oczywiście musiałaś mnie tego nauczyć, nie wiedziałem od razu, że to gra i nie przywiązywałam do tego uwagi. Pamiętasz?   -Spóźniłam się , nie jesteś zły? -Nie. I tu twoja smutna mina.   -Znów się spóźniłam, nie jesteś zły? -Nie, jest ok. Smutna mina.   -Spóźniłam się 10 min, przepraszam, nie jesteś zły? -Może trochę. Lekki uśmiech satysfakcji.   -A może bardzo? -Tak bardzo. -A jak bardzo, tak?   Twoja lewa dłoń chwyta moją i palce zaciska na twoim nadgarstku, dość mocno, bardzo mocno. Odpuszczam, cofam dłoń. Ponawiasz cała operację. Teraz już sam trzymam cię bardzo mocno, za mocno. Za mocno dla mnie, ale ty się uśmiechasz, drżysz, promieniejesz. Nauczyłem się, byłem dobrym uczniem. Cieszysz się? Na pewno tak, dziękuję!   Dziesiątą, otwierasz drzwi jesteś naga, umalowana lekko ale pięknie. Włosy, usta, szyja, mlecznobiała mapa twego ciała. Ostre małe piersi, nie. Okrągłe jakby bardziej nabrzmiałe, większe, nadal piękne. Jesteś w ciąży, wyraźny brzuszek, nie duży jeszcze ale ewidentny. Piękny, cudowny, artystyczny, idealny... Zły, burzący wszystko, złowieszczy, niesprawiedliwy. Dysonans poznawczy powraca. Mózg szuka w panice wyjaśnień, usprawiedliwień, ośmieszenia sytuacji... nie znajduje. Biało przed oczami, nie wiem co powiedzieć. Wciągasz mnie do środka.     -Widzieliśmy się ponad 7 miesięcy. A to trochę ponad piąty.   Mój mózg wraca do pozornej stabilności, dysonans poznawczy chowa się na chwilę. Pojawiają się pytania ale nie dajesz mi na nie czasu. Prowadzisz do pokoju, sadzasz mnie na fotelu. Pamiętam ten fotel, on mnie na pewno też. Nie tylko mnie, ale nigdy nie byłem zły. Brzydzę się hipokryzją. Stoisz przede mną, jesteś piękna jeszcze bardziej chora, przesadzona, przerysowana, namalowana moim marzeniem. Najskrytszym, niewypowiedzianym nawet tobie, ale ty je poznałaś, wyczytałaś w moich oczach, gestach i zapachu. Za chwile złożę ci hołd za to, że tylko ty mnie znasz, że jesteś w mojej chorej głowie i wiesz, i wiesz, i wiesz wszystko.   Klękasz przede mną, odgarniasz włosy, spinasz gumką. Rozumiem, dziś tylko tak, dobrze, rozumiem, rozumiem, ulegam. Wstaje z fotela, nie odrywając oczu od twoich oczu. Patrzysz z wdzięcznością ale i z oczekiwaniem na coś, nie łapiąc oddechu czekasz na coś, ewidentnie czekasz. Na co, co mam jeszcze zrobić, odwrócić się? Dobrze odwracam się ale widzę cie w odbiciu w oknie. Jest tak uchylone, że kąt nachylenia szyby pozwala mi widzieć fragment pokoju gdzie właśnie klęczysz. - nie zdajesz sobie sprawy z tego.   Widzę jak wyślizguję się z twoich ust. Wstajesz, jesteś w lekkim rozkroku. Co ty chcesz zrobić? Przecież zawsze... bez problemu... Czuję, że chcesz abym się odwrócił, odwracam się. Rozkładasz ręce. Cudowny mistyczny krzyż ciała twego... cudowny, oddany tylko mnie. Przybijcie mnie do niego na zawsze, na zawsze, nie zdejmujcie nigdy, nigdy! Stoisz tak chwilę. Co tu się dzieję? Nie wiem co zrobić kolejny raz przy tobie to samo... ile w tobie jest rzeczy nieodgadnionych, dziwnych, porąbanych i kochanych, miękkich i słodkich, kurwa ile?   Twoja ręka zbiera resztki mnie z twojej szyi, brody piersi. Mam podejść? Nie, lekkim ruchem głowy dajesz mi do zrozumienia, że nie, mimo że tylko pomyślałem to pytanie ty wszystko wiesz. Zaczynasz nacierać swój brzuch, cały, krągły, biały i piękny. Niżej, krocze, wkładasz palce do środka. Resztkę ocierasz o udo. Otwierasz usta a ja w zwolnionym tempie jakby ktoś zmienił obroty adapteru na winyle, słyszę twoje słowa...   -Teraz on jest twój! Niespłodzony, a tylko namaszczony tobą. Będzie ci łatwiej z niego zrezygnować jeśli... jeśli znowu cie zawiodę. Wtedy jego ojcem pozostanie człowiek...   -Jaki człowiek?   -Człowiek, po prostu człowiek.   -A ja kim jestem?   Uśmiechasz się tak jak kiedyś, tak jak wtedy gdy wszystko było moje, cudowne, gorące zimne, mokre, przeraźliwie suche, wieczne. Gdy była przestrzeń i ciasnota, ostra i łagodna, gdzie świata nie było bo nie zasłużył aby być. Niebo i piekło w jednym miejscu, w nas na nas, wszędzie.   Wskrzesiłaś Boga, potężnego Boga, który nie ma granic ni moralnych zahamowań! Który upaja się własną władzą i korzysta z niej każdego dnia, giganta realizującego swoje chore pragnienia. Przywołałaś go i wrócił do ciebie, i nauki twe jak świętość będzie realizował z tobą, najważniejsza. Nadal boi się powiedzieć swojej nauczycielce, swojej Bogini, że ją kocha. Ale jest mu z tym dobrze, bo wie, że ona tego nie oczekuje. A władza dana mu przez Ciebie sprawi, że teraz jest z tą, która go stworzył i pozwoliła żyć wśród zwykłych ludzi. Dziękuje ci Aniu! Nie będę musiał odwiedzać Twojego grobu. To będzie nasz wspólny grób, Dziękuję.    
    • @poezja.tanczy "Trzeba iść dokądkolwiek.Trzeba ufać drodze. Gnuśnieję, kiedy nigdzie z domu nie wychodzę." - Sztaudynger
    • @Stary_Kredens "Dobrze mieć obok siebie pomylonego", a w domyśle - bardziej wrażliwego. Pozdro.
    • @ja_wochen "ochłodzi nas słońce"- świetne.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...