Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Delfinarium


Rekomendowane odpowiedzi

 

Są wieże z kości czarnych panter, balustrady z wyobraźni i łajby o kształcie kołyski, gdzie nie tracę równowagi.
Gdy śpię, szukam czasem owłosionej męskiej piersi, żeby się przytulić i upewnić, że prawdopodobnie wszyscy ludzie mają serce.

Lubię, żeby taki mężczyzna był naturalnie opalony i miał tatuaże z imionami wszystkich kobiet, jakie kiedykolwiek znał i żadnego - z imionami tych, które poznał jedynie drogą genitalną.
Na te, które kochał nie przewiduję miejsca na jego ciele.
W końcu ma kochać tylko mnie!

 

Zatem ... nic dziwnego, że co noc leżę sama obok siebie.
Ale mam zajęcie: szukam adresów miejskich krawców, albo oglądam jakiś ciekawy teledysk.
Zdarza się, że śpię tak mocno, że nie mam pewności, czy nie umarłam! Nie budzą mnie wiertła pracowników budowy, ani burze z gradem. W pewnym sensie nie żyję. Około 3÷ mojego życia skumulowało się w tym stanie.

Błagam siebie o niepisanie bzdur w środku nocy.

Mam już w końcu swoje lata! A w kufrze marzannę reanimowaną kostkami lodu i wazeliną. Pielęgnuję się troskliwie i niezwykle ... kosmetycznie. Byle z dala od lekarzy i wyroków śmierci. Połowa moich narządów nie nadaje się do transplantacji dla żywych osób po mojej śmierci. Jem bardzo dużo rozpuszczalnej gumy i ostatni raz u ginekologa byłam chyba jakieś dwadzieścia lat temu.

 

Obserwuję ćmy na ścianie. Jest widno. Szaleństwo! Nie odbieram telefonów od windykatora z banku. Przechodzę obok katedry, ale wypieram spowiedź. Z pamięci i z plam po spermie. Czy mam się spowiadać ze słowa ''orgazm''? 

No tak. Nie służyło to ''poczęciu potomstwa.'' I nie było ''przypieczętowane związkiem małżeńskim.'' Ani jedno, ani drugie nie jest mi potrzebne.
Dzieci byłyby brudne i porzucone na rzecz moich obsesji. Nie chciałabym ich obarczać moim ciągłym pobytem w centrum siebie. Mąż - musiałby być poważnie zaburzony (modny eufemizm) z kimś, kto kocha jeść zupy, ale ich nie gotuje. Po co się angażować?

Ech, ten gorący kubek... Ciepło bijące od rodzin przechadzających się z dziecięcymi wózkami po przestrzeniach miejskich...
Jestem bardzo szczęśliwa, że dożyłam wieku, kiedy te presje są już w bezpiecznej odległości za mną. Ale wózek mam! Dzięki niemu, mój sędziwy dalmatyńczyk jest na swój sposób zmotoryzowany!


Akurat medytowałam, kiedy przywieźli pizzę. Wrzucam kwiat lotosu do wazonu, a mój apetyt chciwie spogląda na małą piranię w akwarium przy łóżku. Przyjazna rybka i sporo nas łączy, ale chyba będę musiała ją zabić.

Nie mam dziś chęci na pizzę - to raz, a dwa - że to w końcu ona dokładnie wie, ile powinien mieć tych tatuaży ...

 
 
 
 
Edytowane przez Lidia Maria Concertina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Rozpalona w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozpalonej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  rozgorączkowanego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. Iw ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
    • @Starzec wierzyłam kiedyś w ludzi i w nich pokładałam nadzieję, ale to minęło, bezpowrotnie, przestałam być naiwna:P nie tęsknię, za tym stanem
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...