Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

OPOWIADANIE -" KRUCZA KLĄTWA SNU". Wprowadzenie.


Rekomendowane odpowiedzi

OPOWIADANIE -" KRUCZA KLĄTWA SNU".


Wprowadzenie


Siedziałem niemal sparaliżowany, jak przed egzekucją skazany na karę śmierci. Kruki, tylko pierdolone kruki nawiedzają mnie we snach, jakbym był grabarzem w podrzędnej mieścinie albo mścicielem z filmu o nazwie tegoż ptaka. Nie było mi do śmiechu, cierpiałem na nieokreśloną bliżej chorobę, zasypiałem, sen okazywał się tak realny, że początkowo nie wiedziałem, czy śnię, czy też nie. Najgorsze jednak było to, że nie mogłem się obudzić. Była to swoista pułapka, a czas grał na niekorzyść, jego odczucie było dużo mocniej spowolnione niż w rzeczywistości.  Osiem godzin trwało cały dzień. Zamknięty we własnej głowie, jak w więzieniu, musiałem trwać w scenariuszu mojej chorej podświadomości. Nikt nie mógł mi pomóc. Kawa była ratunkiem, ale nie mogłem nie spać wcale. Wytrzymywałem długo, czasem nawet 3 dni, ale wycieńczenie bywało zbyt miażdżące. Najgorsze, że sen potem był nieco dłuższy niż normalnie. Kurwa! Wolę tę godzinę, zamieniającą się w kilka przesiedzieć dłużej, ale rzadziej niż codziennie odbywać niekontrolowane podróże, w których znajduję się w przeróżnych miejscach, a wydarzenia zwykle są naprawdę przerażające. Jedną rzeczą wspólną dla każdego snu, jest obecność ośmiu Kruków, którzy pilnują, bym nie uciekł zbyt szybko i nie zginął w boleściach przewyższających te naturalne. Byli sanitariuszami i katami. Dualizm często bywał widoczny w moich snach. Jeden z lekarzy, u którego próbowałem się leczyć, powiedział mi, że podświadomość to jest mechanizm responsywny, pamiętliwy i sprawiedliwy. Nie byłem pewny, czy dobrze go zrozumiałem. Wydawało mi się, że jeśli poznam lepiej zasadę działania mojej choroby, tym szybciej naprawię błąd, z którym się urodziłem.
Dzisiejszej nocy rzeczywistość mojego snu przeniosła mnie na szczyt wieżowca, gdzieś w Hongkongu, z którego podczas ucieczki przed śmiercią musiałem skoczyć i się zabić. Nie wiem, czy ktokolwiek zrozumie, ale każdy sen rządził się innymi zasadami. Jednak cechą wspólną każdego była zagadka logiczna, którą musiałem rozwiązać. Jeśli nie udało mi się rozwiązać lub zrobiłem coś źle, wracałem do miejsca startu. Kruki dziobały mnie wtedy po oczach i sercu, aż ból doprowadził do resetu podświadomości. Podczas okresu dojrzewania, dużo przecierpiałem. Wtedy to zaczęły się te Krucze sesje. Początkowo nie wiedziałem nic. Stopniowo z mijaniem lat uczyłem się żyć z tym problemem. Początki były miotaniem się i szukaniem drogi wyjścia. Kilkakrotnie ginąłem podczas jednego snu, jednak z czasem zacząłem więcej główkować, tak samo w środku snu, jak po przebudzeniu. Zacząłem pisać dziennik snów, cała choroba stała się jedną wielką obsesją. Czuję się naznaczony przez Kruczą klątwę. Na całym świecie, gdy pierwszy raz opowiedziałem lekarzowi o swoim problemie, nie było jeszcze zdiagnozowanej takiej choroby. Lekarze załamywali ręce, czułem się popapranym pionierem. Jednak częściej czułem, że samobójstwo może rozwiązać mój problem. Pewnego razu w wieku 24 lat nawet byłem jego blisko. Już stałem na krawędzi dachu wieżowca, jak w jednym ze snów, miałem skoczyć, ale tyle myśli miałem w głowie, że nie mogłem. Głównie moja rodzina, matka i ojciec oraz rodzeństwo, które zawsze patrzyło na mnie, jak na kogoś, bez kogo żyć nie będą umieli, trzymało mnie przy życiu. Według badań lekarze określili, że mam silną psychikę, ale nie mogą się doszukać czułego punktu w moim życiu, który mógłby być momentem, który wzbudził skomplikowany mechanizm. Nawet podejrzewano, że hipnoza jest przyczyną schorzenia. Jednak nie udało się mnie zahipnotyzować pięciu hipnotyzerom. Jeden z nich, najstarszy i najbardziej doświadczony, powiedział, że mam konkretne drzwi antywłamaniowe zamontowane w psychice. I biorąc pod uwagę problemy, to naprawić podświadomość i sobie pomóc mogę tylko ja sam. Nie wiedzieli, czy ktoś tego dokonał, czy ja sam zbudowałem sobie gehennę, ale jeśli to ktoś obcy, to mógł to zrobić tylko ktoś bardzo zaawansowany w socjotechnice i hipnozie oraz naprawdę mądry człowiek. Zaraz po 30 -ce przypomniał mi się dziadek, był podobno wróżbitą i astrologiem, nigdy go nie lubiłem i nie wspominam go dobrze, ale kiedyś poczułem jakby jego obecność we śnie, mimo że nie żyje już od prawie dwudziestu lat. Poczułem zapach jego perfum, był bardzo specyficzny, nigdy nie czułem takiego u innej osoby, skojarzenie dziadka mnie zastanowiło. Zawsze gdy przychodził do mojego domu rodzinnego w Carolinie Północnej, z oddalonego o dwie przecznice małego domku, miał w rękach karty tarota. Zwykle patrzył komuś głęboko w oczy i wyciągał jedną kartę. Patrzył na nią, po czym chował w pliku talli i tasował ją kilkukrotnie. Zawsze po cichu rozmawiał w kuchni z moim ojcem, a gdy wchodziłem do pomieszczenia, to nagle wszyscy milkli. Było tak zawsze. Dziadek nigdy nic do mnie nie mówił, zwykle omijał mnie, jak tylko pojawiałem się w pobliżu. Pewnie przez ten dystans i jego ekscentryzm nigdy za nim nie przepadałem. On był pierwszym podejrzanym o wprowadzenie jakiegoś czaru – programu do mojej jaźni, a z niej do podświadomości, ale nasz kontakt prawie nie istniał, więc to nie mógł być on.
Już minęło pięćdziesiąt jeden godzin od ostatniego snu. Byłem świadomy, ale zmęczenie upośledzało reakcję na bodźce z otoczenia. Kawa już tylko wpływała na zwiększenie poczucia zmęczenia. Jeszcze trzy godziny i seans z krukami się znów rozpocznie. Miałem leki wyciszające, które pozwalały mi redukować negatywne myślenie. Świadomość bólu, który mnie miał czekać,, doprowadzała mnie na skraj depresji. Pracować nie mogłem. Utrzymywałem się z renty inwalidzkiej i z majątku rodziny, którego część przypadła mi po śmierci dziadka. Nie był to majątek, który zagwarantował mi spokojne życie, ale nie była też to mała kwota. Trzymałem ją na specjalne okazje, kiedy już nie mogłem uczynić inaczej. Ostatnio postanowiłem sprawić sobie samochód i wyjechać gdzieś, gdzie jest nadzieja, że otoczenie wpłynie na złagodzenie drastyczności snów. Wjazd miał się odbyć na Karaiby. Miałem   tam przyjaciela i przyjaciółkę. Było to małżeństwo jeszcze z czasów liceum. Byli developerami na rynku nieruchomości. Dużo czasu spędzali w podróży. Gdy widziałem się z nimi podczas zlotu absolwentów, na który udało im się po latach przyjechać, to zaproponowali mi pracę, jako house keeper, czyli dozorca domostwa podczas nieobecności właścicieli. Była to miła alternatywa, zważywszy, że potrzebowałem zmienić otoczenie. To był dobry moment, na próbę wyłączenia czynników stałych z mojego życia i zastąpienie ich innymi. Myślałem, że to może być dobry sposób na stymulowanie się innym otoczeniem, innymi ludźmi, innym zajęciem, przez co może zajść reset podświadomości. Oczywiście była to tylko moja teoria, nic pewnego, ale nadzieja budowała mnie już od kilku miesięcy i w końcu postanowiłem spróbować.
Tomas I Sara mieli jechać w dłuższą trasę po wybrzeżu zachodnim. Według ich planów mieli spędzić około pół roku na poszukiwaniu lokalizacji, firm budowlanych, projektów na budowę nowych domów. Była to ważna inwestycja. Wierzyli, że jeśli się ich plan powiedzie, to będą bogatsi o kilkadziesiąt milionów dolarów. Dla mnie to była kosmiczna kwota, a dla nich zysk roczny, który w podobnej kwocie każdego roku trafiał na ich konta.
Miałem więc wolną rękę w kwestii organizacji swojego u nich pobytu. Pół roku – pomyślałem – to odpowiedni czas na próbę resetu. 
Miałem wyjechać tuż po przebudzeniu, po tym horrorze, który miał mnie spotkać już za dwie godziny. Byłem dość obojętny. Leki wygłuszały mnie za dnia, jednak nie działały w ogóle na sny. Nie odczuwałem żadnej zmiany w snach, odkąd je zażywam. Przynajmniej myśli samobójcze przestały mnie dręczyć, tak intensywnie, jak to było dużo wcześniej. 
Gdy dzwonek w telefonie się uruchomi, a ustawiłem go na półtora godziny przed snem, zaczynam swój rytuał przygotowania się do niezłej jazdy. Zawsze się zastanawiałem podczas wieku dorastania, gdzie tym razem mnie rzuci wyobraźnia, dzisiaj już mnie to nie obchodzi. Stałem się niemal robotem. Biorę na klatę to, co będzie. Wiem, że to się nie dzieje naprawdę, mimo że realizm snu był perfekcyjnie dopracowany. Biorę kąpiel, przygotowuje zioła na uspokojenie, czasem piję setę wódy i układam się wygodnie w łóżku. Podobno wcale się nie poruszam podczas snu. Leżę jak kamień przez około 8 godzin, a gdy budzę się, to przez 5 minut dochodzę do siebie, sam nie wiem, czy śnię nadal, czy już nie.  Na szczęście nigdy nie śnił mi się mój pokój. To jedyny pozytywny aspekt snów na krawędzi.
Od dziesięciu lat ćwiczę różne sztuki walki, niestety we śnie nie mogę, jak Neo w Matrixie wgrać sobie tej umiejętności. Ćwiczyłem też parkur, ale po 25 latach, odkąd sny się uaktywniły, wiem jedno, nigdy nie można być przygotowanym wystarczająco dobrze na to, co ma miejsce w mojej głowie. Nigdy nie czułem się tam bezpieczny, ani spokojny.
CDN...
Autor: Dawid Rzeszutek (c)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...