Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Retrospekcja


Henryk_Jakowiec

Rekomendowane odpowiedzi

Kto na wierzbie szukał gruszek

kogo w nocy bolał brzuszek

kto z owoców pestki łykał

kto w mrowisko kijek wtykał

 

był niesforny i pyskaty

był niegrzeczny wobec taty

był psotnikiem wobec mamy

był... i dziś do przedstawiamy

 

otóż to ja, osobiście

z mej młodości oczywiście

a ten wachlarz wad młodzieńczych

po dziś dzień ten obraz wieńczy.

 

wady nadal pozostały

a ich bagaż okazały

dziś przemilczę, bo się wstydzę

kiedy w lustrze sam się widzę

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

 

Zmieniają się trendy, zmienia wychowanie

pamiętam, że nieraz dostawałem lanie

i wtedy stwierdzałem zanosząc się płaczem

że kiedy dorosnę to im nie przebaczę

 

za pręgi od paska na lustrze widziane

siniaki przeze mnie tak skrzętnie skrywane

lecz dzisiaj, gdy pamięć przywoła te czyny

uważam, że słusznie, bo nikt bez przyczyny

 

nie karci nikogo a dziecka szczególnie,

które od kołyski nie chciało potulnie

trzymając się fałdy u spódnicy mamy

zostać maminsynkiem - tak ich nazywamy

 

ja byłem jak iskra a w podświadomości

wiedziałem, że trzeba nim do dorosłości

dopełznę czy dojdę świat poznawać muszę

przez co brałem baty za niesforną duszę.

 

 

Pozdrawiam :)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mgiełka

Przyznać to się mogę, lecz nie do wszystkiego

oczywiście mogę, lecz do najlżejszego

te cięższe zostawię na czarną godzinę

i na łożu śmierci obdarzę rodzinę

 

będzie wtedy, o czym pogadać na stypie

że był taki święty a grzeszkami sypie

a zresztą, co mi tam, co będzie po śmierci

jak zdążę to powiem im, arrivederci.

 

Pozdrawiam :)))

  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lach Pustelnik

To chyba jedyne, co wyszło na plusie

bo mama mówiła urwisie, mikrusie

ucz się dziecko pisać a nie płatać figle

więc piszę, rymuję, lecz czy niedościgle?

 

Pozdrawiam :)))

@fregamo

To chyba jedyne, co wyszło na plusie

bo mama mówiła urwisie, mikrusie

ucz się dziecko pisać a nie płatać figle

więc piszę, rymuję, lecz czy niedościgle?

 

Pozdrawiam :)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mgiełka

Dobrze być tak postrzeganym

bo to bodziec jest do tego

by zaistnieć w tej materii

żeby stworzyć coś nowego

 

skoro nie brak mi pomysłów

pióro kreśli nowe słowa

a tym wszystkim zawiaduje

jak dotychczas moja głowa

 

więc nie muszę już główkować

i wytężać mózgu zwoje

bo mi wena podpowiada

co napiszesz będzie twoje

 

skoro tak to ja ochoczo

tak jak gdybym siedział w biurze

humoru i dla rozrywki

klikam po mej klawiaturze

 

jako dowód ten to oto

wierszyk w formie komentarza

ja tam tylko sobie piszę

bo mi wena aurę stwarza.

 

Pozdrawiam ;)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • stoję  wpatrzony w lustro  a świat  świat przechodzi obok  chciałbym  mu coś powiedzieć    może...  nawet wykrzyczeć    brak odwagi   4.2024 andrew  
    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  schizoidalnego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. Iw ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…    (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...