Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

zielono czarna chwila


marekg

Rekomendowane odpowiedzi

 

przyjechałaś fokusem w kolorze straży pożarnej

ktoś się śmieje że znasz tylko połowę liter

nie masz snów i nie liczysz swoich lat

w drodze zapinasz pasy tylko pasażerom

 

Twoje cierpkie wizje zna tylko proboszcz

on jedyny w ciebie wierzy

nie stracił wiary gdy mówiłaś mu o Bogu

wtedy na chwilę zgasło światło

 

za zakrętem zawsze czeka anioł

to taki podróżnik jak mówisz na gapę

wieczny tułacz opiekun

bierny w swojej miłości do kobiet

 

za ostatnią chmurą będzie mała wieś

czerwcowe łąki domek i zielony płot

czarny kot przebiegnie drogę

pierwszy i ostatni raz w Twoim życiu

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piękny wiersz, bardzo mi się podoba. Nie wiem czy dobrze go czytam, ale spróbuje:

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Kolor straży pożarnej. Strażacy jadą pomagać innym w niebezpieczeństwie. Kobieta która jeździ takim samochodem ma dobre serce i jednocześnie za chwilę będzie w niebezpieczeństwie.

 

Jest osobą prostą. 

 

Nie patrzy w przyszłość, czy przeszłość, żyje chwilą.

 

 

Kocha innych ludzi, troszczy się o nich, jednocześnie sama wygląda na osobę beztroską (nie martwi się, że mogą pojawić się jakieś problemy). 

 

O tym że czasem boi się przyszłości, zwierza się tylko proboszczowi na spowiedzi.

 

 

On jeden wierzy, że ta niewykształcona, czasami działająca bezmyślnie (niezapinanie pasów) osoba, może wyjść na ludzi.

 

 

Wie, że w jej sercu są wyższe wartości, takie jak dobro.

 

 

Podczas tamtej spowiedzi pokazało się to, co zazwyczaj jest ukryte, czego nie widzimy na co dzień.

 

 

Człowiek nie zna dnia ani godziny, nie wie kiedy Bóg poprosi go do siebie. Jej zawsze towarzyszy anioł, ale jest on bierny, nie ustrzeże jej przed śmiertelnym niebezpieczeństwem na ziemi. Jego misją jest, w razie czego odprowadzić duszę bezpiecznie do nieba.

 

 

I kiedy niebo będzie już czyste niebieskie, tak by droga była do niego otwarta...

 

 

Pośród przepięknej zieleni - zieleń symbolizuje nadzieję...

 

 

Pojawi się kolor czarny - nieszczęście...

 

 

:(.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Elewacje kamienic w słońcu padającym z ukosa. Puste ulice jakiegoś tkliwego lata. W jakiejś zatajonej otchłani czasu.   Przechodziłem tędy wiele razy. Przechodząc, przechodzę raz jeszcze…   I wciąż jeszcze…   W powiewie nostalgii lekkiej jak piórko przelatującego ptaka.   Przemieszczam się w tej iluminacji powolnym krokiem, w tej pustce zagubienia.   Idąc śladem kogoś dawnego. Kogoś, kto szedł tędy na starej, pozrywanej celuloidowej taśmie.   Tak oto tkwiąc jeszcze połową ciała w przeszłości, drugą wnikam w przyszłość. Przenikając teraźniejszość w nagłym błysku pamięci.   Jakie to lata? 50. XX wieku.   Coś koło tego.   Stojące na poboczach auta połyskują grubymi wargami chromowych zderzaków.   Ich spocone czoła szyb, masywnych karoserii.   Czuć od nich benzyną i nadtopioną gumą.   Stoją samotne. Nagrzane słońcem…   Parkowe ścieżki z chrzęszczącym pod stopami żwirem…   Most ze spiralą schodów po obu brzegach rzeki, w której ryby opadają z pluskiem srebrzystą płetwą.   Postukują cicho świetliste w wietrze okna. Poruszane niczyją ręką.   Ceglany mur… Siatka ogrodzenia…   Za siatką żywopłot w gąszczu trawy.   Korzenie… bez woni.     Kwiaty w betonowych donicach.   I furtka do ogrodu, co się otwiera z cichym skrzypieniem…   .(Włodzimierz Zastawniak, 2024-0424)      
    • Jakby feniksy, słowiańskie rarogi, Wzbiły się w niebo ze zgliszcz i popiołów, Kiedy krzyż upadł, bo cięższy niż ołów - Tak ze snu się budzą rodzime bogi.   Niebo dziś płonie w pożodze obłoków, Za wysokie są te niebiańskie progi, Ciałem bogaty, acz duchem ubogi Człowiek, który sięga poza zmysł wzroku.   Tyle krwi Słowian wciąż i dzisiaj płynie, Czerwień jej płomień przypomina z lekka, Jak ten ognisty płyn, który to w czynie -   Z ciał poranionych przez oręż wytryska. Mówię obcym bóstwom dzisiaj - głośne nie! Powstaje z martwych chramu żywa... mekka.
    • pomalowani  światłem lampionów i cieniem rabat rozwiązujemy kolorowe chusty tęczy   na wpół materialni w świętej niepamięci   drwimy z próżni      
    • O ile świat w międzyczasie nie rozpadnie się w pierwociny, marne zalążki całkiem nowych kalendarzy i zegarów mierzących zupełnie inaczej.   Wszystkie słowa zostaną unieważnione, zapisane karty posłużą jako konfetii, tylko nie będzie komu wznosić toastów, kieliszki zamarzną w opróżnionej przestrzeni.   Oczywiście to mało prawdopodobne, więc będę musiał usiąść nad kartką, cholernie pustą i ją wypełnić strasznie nierównym pismem.   Ech, przekleństwo nawiedzonych.
    • Zdecydowanie piekło, zresztą tam mam wielu znajomych...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...