Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Czarny Opłatek


Rekomendowane odpowiedzi

Kawałek migotliwej ciemności szybuje przez las. Nisko przy ziemi, szukając nieustannie. Podniecenie narasta z każdą przebytą chwilą. Szuka obiektu prawie czystego, z którym mogłaby się podzielić tym, co w niej najlepsze: nienawiść.

 

 

W tym samym czasie, mały chłopczyk zbiera grzyby. Urodzaj dopisał tak bardzo, że aż musi odpocząć, od ciągłego schylania. Siada na trawie i zaczyna jeść bułkę z pomidorem.

 

Skrawek ciemności, przyczajony za krzakiem, obserwuje człowieka. Widzi, że to prawie dziecko. I dobrze. Biała kartka do pobrudzenia. Po prostu wymarzona sytuacja. Plama niepostrzeżenie zbliża się do chłopca. Przybiera kształt jego cienia. Tak będzie bezpieczniej. Mniej go spłoszy.

 

Między jednym kęsem a drugim, widzi, że cień wstaje. Ma kształt człowieka. Ciemny i nieustannie migocze, jakby brudnym światłem. Chłopiec nie odczuwa lęku. Mało to filmów oglądał. Nie takie cuda widział. Patrzy ciekawie, co się będzie działo. Cień stoi przed nim. Ma prawie trzy metry wzrostu. Widzi przez niego las. Jakiś inny.

 

Plama przystępuje do wykonania planu. Kształtuje w sobie usta. Mówi do chłopca:

 

– Witaj. Co tu robisz sam w lesie?

– A ty? – pyta rezolutnie chłopiec – A poza tym nie jestem sam, tylko z tobą.

– Cieszy mnie to, że mi ufasz. Szukałem takiego jak ty. Chcę tobie coś ofiarować.

– Jeżeli grzyby, to nie chcę. Mam pełen koszyk.

– Nie chodzi o grzyby. Posil się moim ciałem. Proszę!

 

Chłopiec nadal się nie boi, ale zaczyna odczuwać coś dziwnego. Nieuchwytnego. Dlaczego jego własny cień, stoi przy nim i na dodatek mówi. To przecież nie jest normalne. Dopiero teraz do niego dociera, że coś tu nie gra. Nie wie też, że czas na wycofanie, bezpowrotnie minął. Został złowiony. Słyszy przymilny głos:

 

– Oderwij cząstkę mnie. Weź do ręki.

 

Chłopiec posłusznie spełnia polecenie. Dotyka cienia. Zimny i gorący jednocześnie, wywołuje mrowienie na dłoni. Jakby coś go oblazło. Wyszarpuję małą cząstkę. Ciemna i migocząca o nieokreślonym kształcie, po chwili przybiera kształt cienkiego kółka. Wygląda jak opłatek. Tyle, że czarny.

Ponownie słyszy słowa:

 

– Połóż go na swój język. Połknij moje ciało. Zyskasz moc. Prawie taką, jaką ja posiadam.

– Ale on parzy moją dłoń.

– Chciałbyś zyskać niewyobrażalne możliwości tak za darmo? Nic z tego chłopcze. Ale pamiętaj. To się tobie opłaci. Będziesz bardzo zadowolony.

– A inni?

– Innymi się nie przejmuj. Tylko tobie zawadzają. Szczególnie ci nieprzydatni. Kradną twoje grzyby z lasu. Kradną cząstkę ciebie. Pomyśl o tym.

 

Czuje, jakby połknął kawałek ognia. Lecz ból szybko mija. Psychika się zmienia, chociaż o tym nie wie. Spogląda na las. Jest teraz brzydki i wstrętny. Po co takie paskudztwo na tym świecie. Widzi biedronkę na dłoni. Zajęła miejsce czarnego opłatka. Bierze ją w dwa palce i rozgniata. Równocześnie słyszy grzmot. Zaczyna się burza. Truchło owada porywa wiatr.

 

Mała dziewczynka, przebywa w tym samym lesie. Przycupnęła na trawie, zmęczona bardzo. Polankę otaczają zewsząd drzewa. Długi czas zbierała na niej kwiaty. Wzięła ze sobą butelkę z wodą. Nie chce żeby wyrwane z ziemi, cierpiały. Takie samotne bez ożywczego płynu.

 

Chłopiec wyczuwa w sobie gorąco. Rozpiera go dziwne uczucie, zniechęcenia do wszystkiego. Narasta z coraz większą mocą. To co kiedyś wydawało się piękne i ciekawe, teraz jest brudne, paskudne, nie godne zainteresowania. Umysł jest przystanią do nienawiści. Staje się coraz większym portem. Wszystkie statki niech pochłonie morze. Opadną na dno. Przestaną mu przeszkadzać.


*

Burza przybiera na sile. Gdzieś tam, w głębi lasu, człowiek zbierający grzyby widzi muchomory, ale w jego mniemaniu, to smaczne prawdziwki. Wróci do domu i zrobi pyszny obiad. Mały śliczny ptaszek wyfruwa z gniazda. To jest jego pierwszy lot. Niestety ostatni. Nadziewa się na wielką drzazgę drewna. Sarenka wpada we wnyki. Podczas polowania ginie człowiek.

Chłopiec ma satysfakcje. Wie o wszystkim. Temu podobne wydarzenia nie są mu obce. Cieszą go. Pragnie więcej. Nienawiść wypływa z umysłu, gęstym potokiem. Ogarnia cały las.

 

Dziewczynka nagle wstaje. Coś ją wystraszyło. Nie wie dokładnie co. Rozgląda się na wszystkie strony. Niepotrzebnie zabrała butelkę z wodą. Zaczyna padać deszcz. Jest dziwny. Ma czerwoną barwę. Biała sukienka jest teraz różowa. Mrok zaczyna spowijać całą polanę. Konary drzew skrzypią złowieszczo. Słyszy szum skrzydeł. Ptaki odlatują z tego miejsca.


 

W gęstwinie dostrzega, jasne, dziwne oczy. Patrzą na nią intensywnie. Chłopiec podchodzi do niej, uśmiechnięty i zadowolony. On wie czego pragnie. co musi sprowokować. Ona nie. Patrzy na swoje kwiaty. Zamieniają się w popiół. Szara smużka opada na buty. Widzi przez nie, kości swoich stóp.

~

Wichura przybiera na sile. Chłopiec odzywa się pierwszy:

 

– Zawadzasz mi. To mój las.

– Wcale nie. Wszystkich.


Dziewczynka widzi, że rozmówca jakby cały faluje. Ma wrażenie, że czemuś wewnątrz niego, brakuje tam miejsca. Chce wyjść na zewnątrz, lecz nadal być nim. On ma podobne odczucia. Coś go od środka rozsadza. Umysł, ciało i duszę. Czyżby się nie sprawdził, jako schronienie do podarunku, którego otrzymał. Tylko, że teraz nie bardzo pamięta, co to było i od kogo.


Pragnie zabić dziewczynkę, a jednocześnie, coś mu w tym przeszkadza. Ona też nie wie, co się dzieje. Widzi na swojej dłoni jasną plamę. Deszcz jej nie rozmywa, lecz nadal jest czerwony. Poza tym nic się nie zmienia. Wielki konar jest nadłamany. Kołysze się na wszystkie strony, skrzypiąc złowieszczo.


 

Nagle wielki kawał drzewa, zaczyna spadać. W to miejsce, gdzie stoi chłopiec. Nie namyśla się ani sekundy. Dobiega do niego i odrzuca go do tyłu. Ma w sobie wielką siłę. On zostaje przy życiu. Dziewczynka ginie, zmiażdżona przez konar. Strzępki zakrwawionej sukienki przyklejone do gałązek, sprawiają wrażenie, malutkich, dziecinnych chorągiewek. Na zgniecionej ręce, jasna plama, miesza się z krwią i wodą.

 

 

Po kilku latach.

 

– Słyszałeś co się u nas wydarzyło? Ludzie wciąż o tym gadają.

– A co się stało?

– Dziecko dostało na imieniny ślicznego szczeniaczka.

– A co w tym dziwnego? To rozkoszny prezent. Dzieciak się chyba ucieszył.

– Nie bardzo. Na drugi dzień, wziął nóż i poderżnął psiakowi gardło.

– O cholera.

– Ale po chwili, gdy zobaczył co zrobił, to popadł w histerię. Płakał i płakał.

– Wiadomo coś więcej?

– Podobno na jakimś wspólnym zdjęciu, akurat za nim, widać  ciemną plamę.

– A jasną?

– Jasną? Czemu pytasz?

– Sam nie wiem.

 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @ja_wochen - @any woll - @andreas - dzięki - 
    • Cała tematyka moich postów ogranicza się do wierszy i lyricsów z kilku krajów: Persji, Rosji, Japonii, Chin, Brazylii, rzadziej Włoch i Skandynawii. Na przykład temat japoński https://poezja.org/forum/utwor/182069-wakacje-miłości-koi-no-bakansu/ https://poezja.org/forum/utwor/188983-zimowy-krajobraz-cieśniny-tsugaru-winter-seascape-of-the-tsugaru-straits/ https://poezja.org/forum/utwor/181501-shadow-klss-pocałunek-cienia/ https://poezja.org/forum/utwor/204337-arse-is-a-book-dupa-to-książka/ https://poezja.org/forum/utwor/182414-a-sudden-discovery-nagłe-odkrycie/ https://poezja.org/forum/utwor/189045-nad-morzem-nad-morzem-niebieskim-by-the-sea-by-the-blue-sea/ https://poezja.org/forum/utwor/209201-enka-prefecture-prefektura-enka-演歌県/ https://poezja.org/forum/utwor/209775-najsłynniejszy-wiersz-haiku-przez-basho-bashos-most-famous-haiku/ https://poezja.org/forum/utwor/183254-hokku-użytkownika-basho-matsuo/ nie licząc stron, na których tematyka Japonii jest powiązana z innymi tematami lub jest reprezentowana przez moje własne japońskie opusy.    
    • @Tyrs To beznadziejny przypadek z ego na wysokiej orbicie... okołośmietnikowej. Na każdym portalu ma ,,swoich" czytelników.    A tak na serio, to startuje w konkursie erekcjato a tam jest ogromna kasa... więc nie przeszkadzaj jej w pracy i nie zaczepiaj, bo menopauza przeszła po niej i nie zostawiła nic z delkatności... zresztą sam zobaczysz w jaki sposób Ci odpisze. Generalnie szkoda naszej wrażliwości....   DOBREGO DNIA

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • stoję  wpatrzony w lustro  a świat  świat przechodzi obok  chciałbym  mu coś powiedzieć    może...  nawet wykrzyczeć    brak odwagi   4.2024 andrew  
    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  schizoidalnego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. I w ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…    (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...