Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Jestem Trollem / Idę po Wodzie


Dekaos Dondi

Rekomendowane odpowiedzi

 

Jestem Trollem

 

jestem trollem i trollem zostanę

uwielbiam mącić i robić zamęt

kłaść różne kije w jedno mrowisko

mącić zaśmiecać i mieszać wszystko

 

kto mi co zrobi anonim jestem

mnie takie hece do życia potrzebne

kiedyś dostałem bardzo po dupie

teraz innym przywalę przyłupię

 

wcale nie jestem durnym idiotą

tylko się zgrywam wiadomo po co

żeby się poczuć lepiej w psychice

tego najbardziej ja sobie życzę

 

nie boję się diabła i mam gdzieś boga

nie poratował gdy była trwoga

po co mi na co złudzenia jakieś

lepiej się czuję gdy robię drakę

 

przecież dawno w miłość zwątpiłem

a niech to cholera a jednak żyję

uwielbiam w nocy tak sobie śnić

że wirtualnie to jestem kimś

 

piszę pierdoły mam taką władzę

takie skrzywione jak ja wciąż same

a jeśli to wszystko jest nieprawdą

bawię się tylko spychając na dno

 

ale najlepiej to kosztem cudzym

żebym się tylko w tym nie pogubił

a jeśli jestem jednak balsamem

tym zajebistym by paćkać ranę

 

a że czasami juzera wkurzę

jak się zamyślę zapomnę tudzież

co ja nawijam co ja tu gadam

jestem trollem z dziada pradziada

 

jedna z rodziny była trollicą

dlatego do dzisiaj została dziewicą

a protoplasta co wisi na ścianie

zatrollował się biedak amen

 

co będzie ze mną to nie wiadomo

kiedyś słyszałem że coś mam z głową

może niebawem palnę se w łeb

by w niebie lub piekle

trollować też

  

 

 

 

Idę po Wodzie 

  

ślicznie tutaj tak mokro czyściutko

zepchnę do morza popłynę łódką

długo średnio albo też krótko

 

bałwan mnie ściga z pianą na gębie

za dupę tarmosi a łaj tak wszędzie

 

ryczy paskudnie wściekły jest chyba

jeszcze małego mi pourywa

 

albo poszczuje mnie wielorybem

topię się nagle trzeba stąd spływać

 

dostrzegam postać z rogami złotą

błyszczy i wabi nie bądź idiotą

 

chodź prędko miły dawaj po falach

ty nie utoniesz życie jak znalazł

 

ta postać dziwna albo też zjawa

tak sobie myślę ktoś robi se jaja

 

lecz zajebiście po toni idę

chyba jednak ze strachu rzygnę

 

przecież nie jestem zapchlony fiutek

albo co gorsza bezmyślny głupek

 

wlokę się nadal pomoc potrzebna

a diabli nadali topię się jednak

 

rybki śpiewają łoj tra la la la

durny był człowiek przekąską dla nas

 

rekin szczękami myśli prostuje

głupi czy mądry równo smakuje

 
 
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • stoję  wpatrzony w lustro  a świat  świat przechodzi obok  chciałbym  mu coś powiedzieć    może...  nawet wykrzyczeć    brak odwagi   4.2024 andrew  
    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  schizoidalnego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. Iw ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…    (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...