Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

W mieście szamanów


Rekomendowane odpowiedzi

Malaliru kończyła właśnie swój wywar. Bóg jeden wie z jakich ziół i wyciągów z czegoś, on się składał. Pochyliła się nad kociołkiem po raz ostani, coś zupełnie niezrozumiałego pomamrotała pod nosem, po czym szybkim ruchem ręki dosypała garść utartego proszku, który uprzednio wydobyła z nietypowo-kształtnego i odwekowanego słoja. Bulgocząca mikstura w tym samym momencie, zionęła gwałtownie płomieniem, który tak samo szybko zniknął jak i się pojawił. Chwilę potem zaczęła mienić się przeróżnymi kolorami. Począwszy od czarnego, ciemnoszarego i brązowego na brudnozielonym i spatynowanej miedzi skończywszy.

- Gotowy! - zakrzyknęła z nieudawaną satysfakcją w głosie szamanka. Szybko podreptała po izbie w poszukiwaniu drewnianego naczynia. Znalazła je dopiero za trzecią powziętą próbą i trzecim obranym kursem. Wyglądem przypominało one niewielkiego rozmiaru czółenko. Zaczerpnęła żeliwną chochlą wprost z kociołka miksturę i napełniła, by w końcu jej podać z zauważalnym błyskiem w oczach.

- Pij! 

- Dziękuję... - odpowiedziała Naoe niepewnym głosem. Nim zebrała się w sobie, by w ogóle to uczynić, minęło kilka dobrych chwil.

-Pij! - ponagliła ją Malaliru - pij a zrozumiesz, smakuj a zobaczysz, traw a usłyszysz. 

Ponaglenie nie pomogło wcale. Lęk przed wypiciem zamiast ustąpić, jeszcze bardziej wzmógł się do tego stopnia, że o mały włos porzuciłaby myśl, by spróbować w ogóle eliksiru. Na szczęście, choć może i niekoniecznie - ciekawość jak to zazwyczaj z nią w świecie bywa, wzięła górę i tym razem. Zdobywszy się na odwagę, Naoe mocno przywarła drewniane czółenko do ust i pojedynczym haustem opróżniła całą jego zawartość. 

W jednej chwili poczuła się inaczej. Przeszyły ją jednocześnie błogostan i ulga, a potem coś zupełnie odwrotnego. Odczuwała nieprzyjemne mrowienie. Nie takie jak zazwyczaj, dotyczące pewnej okolicy ciała, czy kończyny, która zbyt długo była czymś lub do czegoś przyciśnięta, a mrowienie permanentne, w każdym milimetrze jej ciała. Wraz z nim nadeszły i ogarnęły ją spazmy i drgawki, skóra całkowicie pobladła, a w oczach pojawił się trupioszary cień. Zapadła się w sobie i zgasła niczym świeczka. Serce Naoe przestało bić, oddech ustał, wszystko wskazywało na to że odeszła. Naoe Venetija z rodu Nixie skończyła swój żywot, pijąc tajemny eliksir szamanki Malaliru. Nie... nie nastąpiło to jeszcze. Nie tym razem... Naoe wcale nie umarła. Coś było i musiało być na rzeczy. Mimo, że wyglądała jak ktoś kto wyzionął ducha i nie można było dostrzec w niej nawet najmniejszych oznak życia, nie osunęła się na ziemię. Trwając tak w bezruchu stała, jako żywo, wyprostowana naturalnie, jak gdyby nic nie zaszło i nie uległo najmniejszej zmianie. W tym wszystkim była świadoma. Należałoby by powiedzieć, że nic prócz świadomości w tej chwili nie miała. Naoe pogrążyła się w niej bez reszty, tak jakby raptem okazała się studnią niemającą dna. W tym wszystkim jej myśli krążyły dookoła jej głowy z niesłychaną prędkością - krystalizując się przy tym i to tak, że wydawać by się mogło, że można ich dotknąć, wyodrębnić każdą pojedynczą i złapać ot tak zwyczajnie, jak gdyby był to przedmiot. Odczuła jak potężny może być już sam rozum i jak wielkie możliwości wciąż skrywa, pomyślała sobie sama do siebie, że był on wręcz zabawnie bezużyteczny wcześniej. Ot spał sobie, a teraz w końcu obudził się. Obudził się z nieznaną i nadprzyrodzoną mocą.
Naoe nie wiedziała, że ten byt, którym się stała nie tylko zawdzięcza swoją moc rozumowi, ale również czerpie energię i jest jej przekaźnikiem ze wszystkiego, co go otacza. Jestem duchem w takim razie albo czymś jeszcze innym - pomyślała. Naoe stała się kimś nad wyraz nieosiągalnym, kimś z zaświatów albo nie należącym do tego świata, stała się bytem astralnym. Nie od razu była w stanie pojąć, z czym to się wiąże, jakie możliwości to daje oraz jak tym wszystkim zawiadować. Po dłuższej chwili pulsujące, przenikające przypływy energii nagle zaczęły nadawać temu wszystkiemu swój naturalny bieg. Skupiła się na nich. Dała się im ponieść i prowadzić. W jedym momencie uderzyła o dno oceanu, ukorzeniła się lasem, wezbrała rzeką i deszczem, w poświacie plazmatycznej lawy i wiecznej zmarzliny odczuła gwiazdy, księżyc i słońce. Wzrastała zataczając coraz szersze kręgi, przenikały ją wszystkie początki i bezkońce wszystkich dróg, galktyk, wrzechświatów. Lecz i to nie było wystarczające, jej absorbowanie wymykało się i z tego naczynia, które raptownie okazało się śmiesznie małe - niczym chrysalis ćmy. Dotarła na jego elastyczną cienką powłokę, przywarła do niego i zaczęła go przenikać. Rytmicznie choć i w nietaktcie uderzeń… muzyki… dźwięku… a może fal, częstotliwości – transcedencji. W każdym bądź razie, zbliżała się coraz bardziej do ich epicentrum i ich źródła. Wzrastała jeszcze przez chwilę by przestać, a energia w końcu przestała się absorbować. Od tej chwili tylko przechodziła przez nią, odświeżała się i płynęła dalej.

- Powstań i otwórz oczy Naoe  - metafizycznie porozumiała się z nią MaGo

 

............................................................................

 

 

 

O najpotężniejszy Abismo

ty zawsze czuwasz w bezruchu

nasłuchujesz złowrogiej ciszy

otchłani, dom masz w czeluściach

na fundamentach nicości

 

O wiecznie skory do wojny

przepotężny Kaoso niszczysz

zastany ład mnożysz plagi

i nieszczęścia upodobałeś sobie

perfekcję chaosu zniszczenia

 

O życiodajna tańcząca Mago

wplotłaś koraliki wszechświatów

we włosy swoje rytmicznie krocząc 

po powierzchni astralnego bębna

rodzisz spokój i wszelkie stworzenie

 

 

..................... 

 

 

Abismo zastygł

tańczyła Mago

Kaoso się nudził

 

gdyby tak pomyliła krok

jeden fałszywy dźwięk

wybudziłby tego drania

z letargu i chwila uciechy

 

MAdre GOd nie przeczuwała

jak tęczowy serpent Numereji

pod jej stopą się układał

o mały włos zgubiła by rytm

lecz z gracją go omijała

Kaoso widząc to

sprawił by wąż

przystąpił do działania

 

wyrosły mu zęby uzbrojone w jad

ukąsił jak ma w zwyczaju

ten obślizgły gad

 

raptownie zmylony krok

na bębnie stąpnął

niewzruszony pozostał Abismo

Kaoso nastroszył się i najeżył

 

ten impas byłby niczym niezmącony

gdyby nie szklano-czerwony koralik

z włosów Mago utrącony

o astralny bęben uderzając

na miliard kawełeczków

się rozpraszając

 

ani Kaoso ani Mago w tym się

nie po orientowali Abismo zaś

otworzył swoje oczy

ku uciesze pozostałych

 

pojawiło się w nich na moment

błysk radość i zdziwienie

 

 

 

................................... 

 

 

 

W mieście szamanów było gwarno i tłoczno. Było to pierwsze tak duże i tak dobrze zorganizowane miasto w dziejach nomad i plemiennej rzeczywistości.  Większość z mieszkańców ów miasta odłączyła się od swoich pierwotnych plemion widząc swoją bezsilność w objaśnianiu praw natury i zapobieganiu niepotrzebnemu rozlewowi krwii. Plemiona pochłonęły walki o wieczny ogień, polowania i nieuzasadniona niczym przemoc. Była to era - krwii i mięsa, władzy, ekspansji oraz demonstracji siły, która nigdy wcześniej nie miała precedensu. Człowiek który zapomina o strachu postępuje irracjonalnie, natomiast gdy ten strach ukierunkuje na jedną jedyną rzecz działa śmiertelnie skutecznie. Strach przed wrogiem bo o nim tu mowa sprawiał, że dane plemię było w ciągłej i nieustannej gotowości by podjąć walkę, walkę do ostatniego żywego, walkę do kompletnego unicestwienia. Tak nie było zawsze i niekoniecznie bywało jeszcze gorzej. Mrok dotyka tylko na samym początku niechcący i niedbale, później obłapia i klinczuje każdą próbę oswobodzenia się by na koniec dać rozpasaną radość i satysfakcję z najczystrzego zła i jego nawarstwiających się konsekwencji.

 

 

         

Edytowane przez Pan Ropuch (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak widzę debiut pański w tymże dziale, też tu zaglądam sporadycznie, położyłem tu może ze 3 teksty. Jak czytam i rozumiem jest to "pejzaż" mocno subiektywny. Więc z pogranicza liryki i epiki jedocześnie. Prawdopodobnie próbował pan wyłożyć nam pewien rys zachowawczy bohaterek: szamanki Malaliru i degustującej eliksir Naoe. To chyba impresja - rzut wrażenia autora po osobistym kontakcie z tą  mitologią. Pewnie chęć przybliżenia nam tematyki.

 

W  takim trybie tu mój komentarz, bo zawsze czytając prozę, zastanawiam się dlaczego autor napisał tekst, i jaki cel chciał osiągnąć poprzez publikację. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina Jest to wprawka, a głównie ćwiczenie, gdyż mój warsztat literacki, a właściwie jego brak daje mi się we znaki. Będę tak długo przeredagowywał ten krótki tekst, aż w końcu poczuję, że byłem naocznym świadkiem tych opisanych wydarzeń. Póki co jest on dla mnie płaski, bez iskry i bez głębszego partycypowania. Nic próbuję dalej. A.G.

Edytowane przez Pan Ropuch (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...